Aksonalny uraz mózgu - tak brzmiała diagnoza lekarzy po wypadku Adriana Miedzińskiego, który miał miejsce w sierpniu 2022 roku w Zielonej Górze. Ówczesny zawodnik klubu z Bydgoszczy popełnił błąd na drugim łuku, trafił w Maxa Fricke, po czym z ogromną siłą uderzył o tor. Gdyby nie kask na głowie żużlowca, wydarzyłoby się najgorsze.
Zaraz po upadku Miedzińskiego, ze szpitala w Zielonej Górze docierały niepokojące sygnały. Doświadczonego żużlowca wprowadzono w stan śpiączki. - Zapraszam do wspólnej modlitwy - apelował ks. Piotr Prusakiewicz, znany w środowisku fan żużla, który zorganizował mszę świętą o powrót do zdrowia wychowanka toruńskiego Apatora.
Szok po wybudzeniu ze śpiączki
- Sam fakt, że zawodnika wprowadzono w śpiączkę farmakologiczną, to znacznie lepszy sygnał niż śpiączka pourazowa, która może utrzymywać się miesiącami - tłumaczył nam z kolei prof. Konrad Rejdak, znakomity neurolog i prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Woryna, Przedpełski i Majewski gośćmi Musiała
Po niemal tygodniu lekarze zaczęli proces wybudzania Miedzińskiego ze śpiączki. Żużlowiec został też odłączony od aparatury utrzymującej go przy życiu i zaczął oddychać samodzielnie. Dopiero po kilku dniach od odstawienia leków mieliśmy poznać dokładny stan zdrowia Miedzińskiego i dalsze rokowania.
Miedziński od razu zaskoczył lekarzy - był w stanie poruszać kończynami, miał pełną świadomość, poznawał najbliższych i mógł z nimi rozmawiać. Ojciec Stanisław, w przeszłości były żużlowiec, nie wiedział czego się spodziewać i przy okazji wizyty w szpitalu zapytał syna, czy ten go rozpoznaje. - Toć ty nic się nie zmieniłeś - miał usłyszeć w odpowiedzi.
Na początku września, kilkanaście dni po wypadku, Miedziński został przetransportowany ze szpitala w Zielonej Górze do Torunia. Chwilę później był już w domu. Stamtąd nagrał emocjonalny film skierowany do fanów. - Kłaniam się każdemu kibicowi za ilość maili, komentarzy, zdjęć, relacji i oprawę podczas zawodów. Dziękuję również moim najbliższym i przyjaciołom za to, że byliście ze mną. Pomagacie mi wrócić w 100 proc. z powrotem - powiedział.
Zapowiedź powrotu
Uraz aksonalny to poważne i zagrażające życiu uszkodzenie mózgu. Dlatego lekarze mieli poważne obawy, czy Miedziński przeżyje fatalny wypadek, a jeśli tak - to czy będzie w stanie normalnie funkcjonować. W tej sytuacji kwestia powrotu na żużlowy tor schodziła na dalszy plan. Ważniejsza była walka o powrót zawodnika do pełni zdrowia. Zwłaszcza że w przeszłości miał on już ponad 150 wypadków i kilka przykrych kontuzji.
- Szczerze? Nie chciałbym w taki sposób skończyć kariery. Wolałbym ją zakończyć w innym, lepszym stylu bo wiem, że na to mnie stać. Na razie jednak muszę się wyleczyć na 100 procent i na tym się koncentruję - powiedział Miedziński w październiku w rozmowie z "Nowościami". To była pierwsza zapowiedź powrotu na tor.
Kilka dni później 37-latek pojawił się na gali PGE Ekstraligi. W połowie października w rozmowie z WP SportoweFakty ujawnił, że ma kłopot z ręką, ale "to nic w porównaniu z wcześniejszymi problemami". - Doświadczyłem ogromnego bólu, ale z każdym dniem było lepiej - podkreślił.
- Od momentu wybudzenia ze śpiączki miałem kontakt z wieloma lekarzami i słyszałem naprawdę bardzo dużo różnych opinii. Było wiele bardzo negatywnych scenariuszy, ale na szczęście sprawdziły się te optymistyczne. Czuję się dobrze i bardzo się cieszę z mojego samopoczucia. Sam czuję, że z dnia na dzień idę do przodu - dodał.
Niemożliwe staje się możliwe
Miedziński przyznał, że nie chciał oglądać swojego upadku z Zielonej Góry. - Obejrzałem jednak raz, ale nie analizowałem go dokładnie - zdradził. Równocześnie w październiku zapowiedział, że "nie wysyła ofert" do klubów i nie będzie tego robił. Kolejne tygodnie wskazywały jednak na to, że wychowanek toruńskiego Apatora nie powiedział ostatniego słowa.
W okresie transferowym podpisał kontrakt bez gwarancji startów z Abramczyk Polonią Bydgoszcz. Co ciekawe, prezes klubu nie był orędownikiem tego pomysłu. - Rozmawiałem z nim na ten temat i szczerze mówiąc, doradzałem zakończenie kariery. Odradzałem mu powrót na tor, bo jego wypadek i kontuzja były naprawdę poważne. A zdrowie jest jedno i trzeba je szanować - mówił Jerzy Kanclerz w "Gazecie Pomorskiej".
37-latek zaczął normalnie szykować się do sezonu. Wczesną wiosną przeszedł też specjalistyczne badania, aby mieć pewność, że lekarze nie widzą przeciwwskazań ws. jego powrotu. Po otrzymaniu zielonego światła od medyków, pojawiły się pierwsze oferty. Miedzińskiego łączono z klubami z niższego szczebla ligowego - z Opola, Piły i Poznania.
Los chciał, że Fogo Unię Leszno dotknęło pasmo nieszczęść, a kontuzje podstawowych zawodników skłoniły działaczy do sięgnięcia po Miedzińskiego. W ten sposób, niemal po roku po fatalnym wypadku, żużlowiec znów będzie rywalizować w najlepszej lidze świata. Biorąc pod uwagę doniesienia z sierpnia, można to nazwać cudem.
- Sam biłem się z myślami. Kłóciłem się sam ze sobą, czy iść w tą, czy inną stronę, wiadomo, że serce chce i że człowiek nie chciałby tego tak zostawić. To dyktuje te warunki, aby się skusić. Każdy też może mieć swoją opinię. To nie była łatwa decyzja - ujawnił ostatnio Miedziński w Canal+ Sport 5.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Fatalny wynik testu przed rundą Grand Prix. Zawodnicy odmówili jazdy!
- Nie plandeka była problemem w Lublinie?! Ekspert nawołuje do działań