Tylko jeden bieg w niedzielę ukończył wychowanek zielonogórskiego Falubazu. W piątej odsłonie meczu na drugim łuku motocykl Grzegorza Zengoty postawiło w poprzek, co doprowadziło do upadku. Szansy na ominięcie rywala nie miał Wiktor Jasiński. Zawodnik Fogo Unii Leszno zakończył rywalizację ze złamanym obojczykiem. To kolejny uraz w drużynie z Wielkopolski.
- Na przełomie pięciu kolejek straciliśmy trzech zawodników i to jest bolączka. Taki jest sport i w żużlu takie rzeczy się zdarzają. Będziemy teraz czekać, żeby zawodnicy jak najszybciej wrócili do zdrowia - komentował w rozmowie z dziennikarzami Piotr Baron.
Do momentu kontuzji Zengoty wydawało się, że leszczynianie stoczą wyrównany bój z ebut.pl Stalą Gorzów. Gospodarze z czasem jednak coraz bardziej odjeżdżali, zapewniając sobie wygraną jeszcze przed biegami nominowanymi. - Zawodnicy dali z siebie wszystko, co mogli. Wynik jest słaby, ale na pewno wszyscy się starali. Jeszcze jak wypadł Grzesiek, to duch walki w drużynie nie padł, jechali dalej i dziękuję im za to - powiedział trener.
ZOBACZ WIDEO: Marcin Majewski: Z torem w Krośnie jest coś nie tak. Rósł "jak ciasto"
Jak zawsze pewnym punktem Byków był Janusz Kołodziej. Drugi najlepszy wynik w ekipie wykręcił Damian Ratajczak, który wystartował sześć razy. W czterech wyścigach zdobył 9 punktów. W ostatnich dwóch przyjeżdżał już na czwartej pozycji. - Jak nie będzie takiej nagonki, że ma robić punkty, to wtedy je będzie robił. Za każdym razem, jak wchodzi do parkingu czy gdzieś, to wszyscy mówią "no to już chyba ten czas, może się zacznie". Facet na pewno umie jechać, ale jest to młody chłopak i czasami głowa nie trzyma. Wszystko przed nim. Rozwija się prawidłowo - ocenił szkoleniowiec.
Na "ławce rezerwowych" mecz przesiedział Hubert Jabłoński. Mimo problemów kadrowych nie zdecydowano się na danie mu szansy. - Jak już Grzesiek wypadł, to wiadomo było, że będzie bardzo trudno wywieźć stąd dobry wynik, więc trzeba było dać jazdę Adrianowi, który ten mecz traktował jak sparing - wyjaśnił Baron.
Dla wspomnianego Adriana Miedzińskiego było to pierwsze ligowe spotkanie od czasu fatalnej kontuzji. Od upadku, po którym leżał w śpiączce i nie było pewne, że wróci do żużla, minęło 275 dni. W Gorzowie nie zdobył punktów.
- Jeżeli chodzi o szarpaną jazdę Adrian, to powiem tak: wszyscy przejechali siedem kolejek, pojechali sparingi, a dla tego faceta to był pierwszy mecz. Jakoś musiał zacząć. Z biegu na bieg ta jazda wyglądała coraz lepiej. Punktów rzeczywiście jeszcze nie ma, ale myślę, że w Lesznie będzie zupełnie inaczej. I my i Adrian, i wiele innych osób się stresowało. Każdy chciał zobaczyć, jak wygląda na torze i żeby dojechał cało i zdrowo do mety, by dobrze zaczął. Może będzie lepiej - podsumował były żużlowiec.
Miedzińskiego wycofano już z jego drugiego wyścigu, po pierwszym zerze, kiedy to przyjechał dość daleko za rywalami. - Chodziło o to, żeby sobie ochłonął. To były jego pierwsze zawody, trzeba go było jakoś wprowadzić na spokojnie. Myślę, że to zadziałało i nie jest źle - zakończył Piotr Baron.
Czytaj także:
Unia pękła wraz z obojczykiem Zengoty
Kiedy pierwsze zawody w Świętochłowicach?