[tag=21019]
Bartosz Zmarzlik[/tag] bardzo pechowo rozpoczął rywalizację o Grand Prix Szwecji w Malilli, bo w swoim pierwszym wyścigu atakując Jacka Holdera nie zmieścił się między Australijczykiem, a bandą i zaliczył upadek (więcej oraz wideo TUTAJ).
Marcelina Rutkowska-Konikiewicz po zawodach rozmawiając z mistrzem świata, zapytała go, czy ta kraksa miała wpływ na dalszy przebieg zawodów.
- Na pewno pojawiła się chwila zdekoncentrowania, ale kolejne biegi układały się pozytywnie i z tego trzeba się cieszyć - powiedział w rozmowie z Eurosportem.
W pozostałych czterech startach Polak wywalczył jedenaście punktów. Nic dziwnego, że był faworytem do końcowego zwycięstwa, ale nieco niespodziewanie w półfinale musiał uznać wyższość Patryka Dudka i Fredrika Lindgrena.
ZOBACZ WIDEO: Kluby z PGE Ekstraligi kontaktowały się z Pedersenem ws. kontraktu na 2024
- W półfinale trochę źle wybrałem też pole startowe. [...] Szału nie było, aczkolwiek, to był specyficzny tor. Wszystko zależało od tego, czy się dotknęło materiału, bo czasem w szorstkim się jedzie lepiej. A tu było trudno to odnaleźć, w jakim miejscu w danym biegu będą te lepsze ścieżki - dodał.
Mistrz świata skomentował również to, co wydarzyło się w finale, kiedy to Lindgren wjechał wąsko w krawężnik, ale wyniosło go na tyle szeroko, że wpadł w Martina Vaculika. - Fredrik wjechał w krawężnik i jak szybko dostał prędkości, bo niby było twardo, ale tworzył się pas i kleiło. A w pierwszym łuku korzystniej było z kolei po szerokiej - zakończył.
Czytaj także:
Żużel wrócił do Świętochłowic. Kevin Małkiewicz najlepszy
Piotr Żyto mówi o ofertach z polskich klubów