Wiktor Lampart mógł zaliczyć bardzo solidny występ w piątkowym meczu For Nature Solutions KS Apatora Toruń z Cellfast Wilkami Krosno (58:32). Gdyby nie wykluczenie spowodowane upadkiem, to przy jego nazwisku mogło być nawet dziewięć punktów z bonusem.
Ostatecznie trójkę odebrał mu niejako Andrzej Lebiediew. Łotysz ofensywnie wjechał pod łokieć Lamparta, który bez jakiegokolwiek kontaktu z motocyklem przeciwnika zaliczył upadek.
- Nie, ja się nie przestraszyłem. Andrzej wjechał, ja go zobaczyłem i odsunąłem się. Tam były dziury, a w momencie, kiedy popuściłem motocykl, by się odsunąć, pociągnęło mnie. Andrzej mocno mnie wypchnął, a równie dobrze mogłem się nie odsuwać i by we mnie wjechał. I wtedy byłby ewidentnie wykluczony - powiedział po meczu Lampart w rozmowie z klubową telewizją Apatora.
ZOBACZ WIDEO: Bajerski o Gale: Motocykl prowadzi jego. Nie powinien gadać bzdur
Pod koniec czerwca 22-latek rodem z Rzeszowa doznał kontuzji. Na jakiś czas musiał zapomnieć o ściganiu w lewo, ale wrócił już podczas 2. finału Indywidualnych Mistrzostw Polski w Pile. Jak się obecnie czuje?
- Na początku ta ręka podczas treningów bolała, ale po ponad dwóch tygodniach zdecydowałem się wsiąść na motocykl i to było trzy dni przed Indywidualnymi Mistrzostwami Polski. Nie czułem się wtedy dobrze, ale wiedziałem, że jeszcze będę trenował i teraz na meczu czułem się świetnie. Nie odczuwam nic po kontuzji - dodał.
Lampart nie ukrywał, że urazu nabawił się podczas jazdy na rowerze. Jak konkretnie doszło do tej sytuacji? - Chciałem ominąć przeszkodę, za mocno wcisnąłem hamulec i przy większej prędkości upadłem na rękę. Skończyło się to kontuzją, ale nie było tak źle, jak na początku przewidywali lekarze - zakończył.
Czytaj także:
Słowa dotrzymali i żużel wrócił do Świętochłowic. "Warto polegać na pewnych ludziach"
Po wielu latach intensywnych działań dopięli swego. "Dla tych kibiców warto to robić"