Żużel. Prezes Cellfast Wilków odpiera zarzuty w sprawie toru

Cellfast Wilki pokonały na pożegnanie z PGE Ekstraligą Fogo Unię Leszno 47:43, ale mecz w Krośnie rozpoczął się z opóźnieniem. Zawodnicy rywalizowali też w wymagających warunkach. – To nie nasza wina – mówi prezes Grzegorz Leśniak.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
tor w Krośnie przed meczem z Fogo Unią WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: tor w Krośnie przed meczem z Fogo Unią
- Tor był wymagający, ponieważ przez sześć dni, dokładnie od poprzedniego czwartku leżała na nim plandeka. Mieliśmy w ostatnich dniach opady. Przecież przez nie spotkanie nie odbyło się w pierwszym terminie, czyli w minioną niedzielę. Poza tym przez te sześć dni na torze nie można było wykonać żadnych większych prac. W magazynie telewizyjnym padło stwierdzenie, że stworzyliśmy na ten mecz ciężką nawierzchnię, a prawda jest taka, że nie stworzyliśmy żadnego toru, bowiem był on prawie przez tydzień pod plandeką - mówi nam Grzegorz Leśniak.

Krośnianie przekonują, że nad nawierzchnią mogli pracować jedynie we wtorek, kiedy wykorzystali bardzo krótkie okno pogodowe. Wtedy odkryli plandekę i nieco przesuszyli nawierzchnię po przeciekach.

- Niestety, plandeka ma znamiona wadliwej, przecieka i niebawem trafi do serwisu gwarancyjnego. Owszem, tor we Wrocławiu również był przykryty plandeką, ale tam deszcz przeszedł przez miasto w dzień meczowy jak w zegarku zgodnie z prognozami. W stolicy Dolnego Śląska plandeka została zdjęta siedem godzin przed meczem, a u nas z konieczności dopiero w porze rozpoczęcia meczu. Ryzyko opadów występowało cały czas. Deszczowe chmury krążyły wokół stadionu przez cały dzień meczowy. Doszły jeszcze wspomniane przecieki w plandece. Tor na ostatni mecz to sytuacja, którą zastaliśmy. To z tego powodu doszło do opóźnienia rozpoczęcia spotkania. Proszę też pamiętać, że podczas zawodów z Fogo Unią z różnym natężeniem padał deszcz, co również oddziaływało negatywnie na nawierzchnię - zaznacza szef Cellfast Wilków.

ZOBACZ WIDEO: Lebiediew nie zajmuje się wyłącznie żużlem. Jego prywatny biznes mierzy się z kryzysem
Dla niektórych zawodników nawierzchnia okazała się zbyt wymagająca. Janusz Kołodziej zakończył rywalizację po odjechaniu dwóch wyścigów. Podobnie zrobił Grzegorz Zengota.

- To spotkanie nie miało wielkiego ciężaru gatunkowego. Punkty meczowe nie mogły zmienić położenia obu ekip w ligowej tabeli. Goście mieli w głowach bardziej powrót do domu i start przygotowań do fazy play-off. Jednocześnie ze strony Fogo Unii, naszej oraz władz ligi była ogromna wola przeprowadzenia meczu. Jego odwołanie mogłoby spowodować nawet przełożenie całej pierwszej kolejki ćwierćfinałowej. Wszyscy zatem chcieli koniecznie pojechać ten pojedynek - komentuje prezes.

- Janusz Kołodziej wiele razy startował na krośnieńskim torze, który zawsze był jednym z jego ulubionych. W latach młodzieńczych bywał tu bardzo regularnie. W wywiadzie telewizyjnym Janusz sam jednak podkreślił, że odczuwa nie tylko niedawny uraz żeber, ale także kontuzję obojczyka, której nabawił się w zeszłym roku podczas rundy IMP w Grudziądzu. Z kolei Grzegorz Zengota dzień przed meczem w Krośnie miał brać jeszcze tabletki przeciwbólowe, a więc nie jest jeszcze w optymalnej dyspozycji. Z kolei Chris Holder przecież niedawno miał kontuzję kręgosłupa. W wymagających warunkach goście postanowili zatem oszczędzać siły. To ich wybór, do którego mieli prawo. My też jechaliśmy w niepełnym zestawieniu, bez kontuzjowanego Krzysztofa Kasprzaka, desygnowaliśmy trzech juniorów, a Mateusz Świdnicki notuje sezon, o którym będzie chciał jak najszybciej zapomnieć - dodaje.

Leśniak podkreśla również, że klub ciągle pracuje nad poprawą nawierzchni. Jego zdaniem po ciężkim początku sezonu jest wyraźna poprawa. - Dużo zmieniło przyjście do naszego klubu Grzegorza Węglarza. To osoba z dużym doświadczeniem. Bardzo nam kogoś takiego brakowało. Dołączył w połowie maja i od tamtej pory tor na nasze mecze zawsze był odbierany na cztery godziny przed rozpoczęciem spotkania, czyli był regulaminowy w odpowiednim czasie. Bardzo płynnie odbyły się również wszystkie mecze U24 Ekstraligi i inne turnieje młodzieżowe. Efekty pracy nowego toromistrza są zatem widoczne gołym okiem. Wierzę, że za rok temat toru w Krośnie nie będzie zajmować aż tyle miejsca w transmisjach telewizyjnych. Oczywiście jesteśmy świadomi, że nasz tor lubi być wymagający po opadach, analizujemy tę sytuację i ciągle pracujemy by było lepiej - wyjaśnia.

Szef Cellfast Wilków uważa również, że jego klub miał w tym roku wyjątkowego pecha do pogody, co miało istotny wpływ na przygotowanie krośnieńskiej nawierzchni. - W zachodniej czy północnej części kraju doniesienia mówiły o suszy i wręcz oczekiwaniu na deszcz, a na południu mieliśmy w tym roku opady co kilka dni i w ciągłym trybie. Przykładem są choćby ostatnie dni. W naszej grupie DMPJ, w której występujemy z ośrodkami z Rzeszowa, Tarnowa i Lublina, mieliśmy problem by w ogóle rozegrać turnieje fazy eliminacyjnej. Ciągle padało - podkreśla.

- Nie mieliśmy w tym roku prawdziwego lata, a nawet wiosny. Plandeka w Krośnie została w tym roku użyta aż osiemnaście razy. Często była składana tylko na trening i po zajęciach znowu zakładana, by chronić tor do meczu. I tak wiele razy. Można powiedzieć, że przez długi czas towarzyszyła nam typowo jesienna aura, co uniemożliwiało prace nad torem i organizację treningów. Takie wyjątkowo niekorzystne warunki w postaci braku stabilnego atmosferyczne roku zdarzają się raz na kilka lat i niestety mieliśmy tutaj wielkiego pecha. Dodatkowo pamiętajmy, że z powodu modernizacji wyjechaliśmy na tor w drugiej połowie kwietnia. To był szalony sezon. Oby reszta lata była już stabilna, bowiem przed nami jeszcze sporo imprez młodzieżowych i treningów - podsumowuje Leśniak.

Zobacz także:
Giełda transferowa PGE Ekstraligi
Ślączka zasypany propozycjami

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×