W sierpniu informowaliśmy, że niektóre kluby dostały kary za niewypełnienie wymogów szkoleniowych. W tym gronie jest m.in. ebut.pl Stal Gorzów. Obowiązującymi przepisami rozjuszony jest jeden z najlepszych polskich trenerów, Stanisław Chomski.
- To są kary, które wynikają z procesu licencyjnego. Ja mam jednak pytanie, dlaczego takie normy powstały? Oczywiście, każdy klub wiedział o istnieniu takiego przepisu. Warto jednak zastanowić się, czy ilość idzie w parze z jakością. Odpowiedź jest prosta: nie. Po co mamy szkolić na siłę adeptów, którzy po wstępnej selekcji nie rokują? Sami widzimy, jak wielu zawodników jest niedoszkolonych. To efekt szkolenia na sztukę - mówi Chomski w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Jeżeli mamy adeptów, którzy nie rokują, ale musimy ich kwalifikować do dalszego szkolenia, bo musimy wyszkolić określoną liczbę, to rodzi to dużo niebezpieczeństwa. Chłopak, który nie będzie radził sobie na torze, w obecnych czasach jest narażony na ogromny hejt ze strony środowiska. A nie wszyscy sobie z tym radzą. Mało nam tragedii? Nie zdajemy sobie sprawy, jak ogromną krzywdę możemy niektórym zrobić. Kto weźmie za to odpowiedzialność? Nie każdy nadaje się do jazdy na żużlu. Nie tędy droga. Rozliczanie klubów z ilości licencji to zły pomysł. Rozliczajmy kluby z ilości zawodników, którzy rywalizują w danej klasie rozgrywkowej. Jeżeli mija termin na zdobycie określonej liczby licencji, to niektórzy ściągają zawodników, którzy nie rokują, ci następnie zdobywają licencję i wszystko gra, bo klub nie musi płacić kary. W takim sposób możemy zrobić tym młodym chłopakom ogromną krzywdę - dodaje trener Stali.
ZOBACZ WIDEO: Vaclav Milik: Nie jestem zadowolony z tego sezonu. Tor w Krośnie mógłby być jeszcze trudniejszy
Chomski nawołuje do natychmiastowych zmian i podaje też przykład z życia codziennego, który jego zdaniem ma odzwierciedlenie w żużlu.
- Nie można stworzyć takiego regulaminu w ten sposób. Ja się z tym nie zgadzam. Każdy miał czas do pracy itd. My jednak szkolimy na jakość, nie na ilość. Jeżeli jakiś chłopak zda licencję, to nie znaczy, że on nadaje się do jazdy na żużlu. To tak samo jak z prawem jazdy. Prawo jazdy zdaje setki tysięcy ludzi, ale widzimy, ile mamy wypadków na drogach. Egzamin to jedno, a umiejętność prowadzenia samochodu czy motocykla żużlowego to druga sprawa - kontynuuje.
Nasz rozmówca zwraca uwagę na fakt, że obecne przepisy nie są sprzymierzeńcem nie tylko klubów, ale również adeptów.
- Nikt nie bierze pod uwagę zdrowego rozsądku. Jeżeli wiadomo, że jakiś zawodnik nie ma predyspozycji do jazdy na żużlu, a szkolę go, bo muszę mieć określoną liczbę licencji, to tylko tracę czas i pieniądze. Trzeba wyposażyć go w kevlar, buty, motocykl. Załóżmy, że on zdaje certyfikat, ale wiedząc, że nie będę miał z niego większego pożytku, nie zainwestuję w niego. On, nie mając dobrego sprzętu, nie będzie się rozwijał. Tu nie ma czasu, trzeba następnego szkolić, bo są kolejne limity. Zrobiliśmy z tego kombinat - mówi wyraźnie wzburzony.
- Dla mnie proces szkolenia polega na tym, że patrzę perspektywicznie. Jeżeli mam zawodnika z danego rocznika, to nie szukam już następnego z tego samego rocznika, tylko młodszego o 2-3 lata. Ale nie, ja muszę wypełnić limit, bo ci chłopcy nie zdobędą licencji za rok, tylko za 2-3 lata. Tu jest pies pogrzebany. Nie mogę ustawić szkolenia pod względem wymiany roczników, tylko pod względem ilości. Nieważne, ile on ma lat, aby tylko nie miał więcej niż 21. Ktoś, kto stworzył ten zapis, nie wziął pod uwagę tego, co się będzie później działo z niektórymi chłopakami. Potem ktoś się zastanawia, czemu nie jeździ w zawodach, skoro ma licencję - kontynuuje.
Jak się okazuje, wspomniany regulamin szkoleniowy miał zostać utworzony bez konsultacji z trenerami - osobami, które wydaje się, że powinny mieć głos w tej sprawie.
- Nikt z GKSŻ z nami, trenerami, niczego nie konsultuje. Są jakieś konsultacje na poziomie Ekstraligi, ale Ekstraliga nie odpowiada na szkolenie. Mamy Campy, ale ja takich zrobiłem już osiem w ostatnich trzech latach. Spotykamy się na kurso-konferencjach przed sezonami. Przyjeżdża przedstawiciel GKSŻ i mówi, że nie jest władny, żeby dyskutować na ten temat. Mówi, że możemy napisać swoje wnioski i uwagi, ale nie wiem, czy ktoś to później czyta? Nikt nas o to nie dopytuje, nie ma następnej tury dyskusji. Wrzucamy te kartki jak do urny i nie wiemy, co się z nimi dzieje. Tak wygląda rzeczywistość. To trzeba głośno powiedzieć, bo mleko się wylało. Trzeba szkolić, nakładać na kluby restrykcje, ale nie takim regulaminie - podkreśla.
- Nie wiem, jak to było, ale ktoś musiał stworzyć ten regulamin i zaakceptował go. Nie wiem, czy to było konsultowane z prezesami klubów, a jeśli tak, to jest wina po stronie prezesów. A jeśli to nie było konsultowane z nikim, to jest to nie fair - zakończył Stanisław Chomski.
Zobacz także:
Perfekcyjny sezon Falubazu
Start ma pierwszych zawodników