Żużel. Jack Holder wrócił pomimo bólu. Jedna rzecz zabrała mu punkty

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Od lewej Jack Holder i Fredrik Lindgren
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Od lewej Jack Holder i Fredrik Lindgren

Jack Holder udanie powrócił do rywalizacji w PGE Ekstralidze. Żużlowiec Platinum Motoru Lublin pojechał tak, jakby nie było widać po nim kontuzji. Dobry dorobek zawodnika przyczynił się do awansu klubu do finału.

[tag=51337]

Platinum Motor Lublin[/tag] rozgromił Tauron Włókniarz Częstochowa 58:32 i stanie przed ogromną szansą obrony mistrzowskiego tytułu z 2022 roku. Sztab szkoleniowy w osobach Macieja Kuciapy i Jacka Ziółkowskiego może mieć jeszcze jeden powód do radości, gdyż udanie do składu powrócił Jack Holder

- Za każdym razem trudno wraca się po kontuzji. Wiem, że chłopaki poradziliby sobie beze mnie, ale chciałem z nimi być i pomóc w awansie. Zrobiliśmy to i jedziemy w finale - stwierdził Australijczyk zaraz po zawodach.

Stały uczestnik Speedway Grand Prix zanotował tylko jeden słabszy bieg, w dodatku ten pierwszy. Na przeszkodzie w zdobyciu kompletu stanęła jedna kwestia.

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Witkowski uderza w żużlowców. "Zarabiają za dużo, to są łatwe pieniądze"

- Co nie zagrało? Powiem tylko jedno. Woda. Wylali ją przed moim wyścigiem. Zrobiłem taki sam start jak zwykle, tak samo ścinałem do wewnętrznej, ale nie udało się, a reszta pognała do przodu. Co mogłem zrobić więcej? Czułem, że mam dobrą prędkość. Sprawdziliśmy motocykl i zostawiliśmy to, co było. Potem wszystko szło dobrze - komentował Holder.

Jednak pozostałe wyścigi Australijczyk wygrał zdecydowanie, gdzie uciekł rywalom spod taśmy. - Start był najważniejszy. Z pewnością. Jest tak zazwyczaj. Sam tor w Lublinie jest trochę zagadkowy, bo to nie jest obiekt, gdzie się łatwo wyprzedza. Starałem się wygrywać starty i iść najlepszą ścieżką - tłumaczył 27-latek.

Przed spotkaniem było wyraźnie wiadomo, kto jest na dobrej drodze do awansu do finału. Lublinianie mieli ogromną przewagę z Częstochowy, w dodatku potwierdzili swoją siłę. Czy przy takiej zaliczce, rewanż jest znacznie łatwiejszy?

- Osobiście, dla mnie było to spotkanie stresujące, bo nie jestem jeszcze w 100 proc. swoich możliwości. Czuję ból. Oczywiście 18 punktów przewagi to fantastyczna sprawa. Mogłem zostać w parku maszyn i oglądać, jak chłopcy sobie radzą, ale chciałem im pomóc i dać z siebie wszystko. Jeszcze troszkę mi brakuje, by jechać na maksimum możliwości - dodał Holder.

W ostatnim czasie żużlowiec Koziołków musiał zmagać się ze skutkami wypadku podczas DPŚ we Wrocławiu. Australijczyk przyznał, że nie było łatwo. - Rehabilitacja? Długa i bolesna. Nie mam jeszcze pełnej sprawności. Były dni, w których czułem się świetnie, innym razem towarzyszył mi ból. Teraz najgorsza nie jest jazda, ale uczucie po niej, czasami występuje ból, który potrafi narastać. Na szczęście mam kilka dni odpoczynku. Jednak wiem, że będzie lepiej.

Jack Holder jasno mówił na temat szans Motoru w finale PGE Ekstraligi, gdzie przeciwnikiem lublinian będzie Betard Sparta Wrocław. Czy Lublin ma duże szanse na obronę złota? - Na pewno. Nie weszliśmy do finału, aby zdobyć srebro. To był cel na ten sezon, znaleźć się w finale i jechać po złoty medal.

Młodszy z braci Holderów jedzie jeden z najlepszych sezonów w karierze. Potwierdza to znakomitą postawą w Grand Prix, gdzie potrafi postawić się mocno nawet Bartoszowi Zmarzlikowi. - Szkoda, że ominąłem rundę w Rydze, ale pojechałem w Cardiff, gdzie zrobiłem dobre punkty. Moje szanse medalowe jeszcze się nie skończyły, ale są mocno oddalone. Mam jeszcze dwie rundy, zrobię co w mojej mocy, aby się tam zbliżyć - deklarował Jack Holder.

Lubisz żużlowe historie? Zajrzyj TUTAJ 

Zobacz także:
Żużel. Menedżer ostro o Apatorze: Może lepiej zająć się czymś innym
Żużel. Hampel czy Lindgren? Motor ma swoją strategię. "Wybrałbym tak samo"

Komentarze (0)