Żużel. Półtora okrążenia: Delegat medyczny w PGE Ekstralidze? Postawmy na rozsądek zawodników [FELIETON]

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: mecz Betard Sparta Wrocław - Platinum Motor Lublin
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: mecz Betard Sparta Wrocław - Platinum Motor Lublin

Nie widzę sensu powoływania nowej instytucji w PGE Ekstralidze, chociażby delegata medycznego na wzór MotoGP. Postawmy na zdrowy rozsądek żużlowców. Oni wiedzą najlepiej, czy są w stanie opanować motocykl mimo kontuzji - pisze Marta Półtorak.

"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.

***

Po finale PGE Ekstraligi zaczęliśmy więcej mówić o tym, czy Tai Woffinden i Artiom Łaguta powinni byli w nim wystartować, niż o samym wyniku. Zawodnicy Betard Sparty Wrocław przyznali, że podeszli do spotkania z Platinum Motorem Lublin z niezaleczonymi kontuzjami. Czy to było nieodpowiedzialne? Każdy ma w tym względzie swoje zdanie.

Myślę, że zawodnik z jakimikolwiek dolegliwościami powinien sam ocenić, czy jest w stanie wytrzymać trudy czterech okrążeń. To są profesjonaliści i nie powinniśmy doradzać takim osobistościom jak Woffinden czy Łaguta. Wątpię też, by ktokolwiek ich przymuszał do startu w niedzielnym meczu.

To jest bardziej kwestia wewnętrznej potrzeby, motywacji. Wiemy też, w jakiej sytuacji znalazła się Betard Sparta. Sądzę, że Woffinden i Łaguta nie chcieli zawieść kibiców, skoro cały sezon pracowali na wynik i znaleźli się w finale PGE Ekstraligi.

ZOBACZ WIDEO: Tak Platinum Motor Lublin przypieczętował zdobycie tytułu mistrza Polski

Chciałabym zwrócić uwagę, że we wszystkich sportach dzieje się tak, że zawodnicy często wracają do rywalizacji przed wyleczeniem urazu, jeśli tylko mają do rozegrania ważny mecz czy czeka ich kluczowy wyścig. W MotoGP dochodzi do sytuacji, kiedy to motocykliści siadają na maszynę kilka dni po złamaniu obojczyka czy nadgarstka, a nikt nie wątpi w ich stan zdrowia.

W MotoGP czy Formule 1 mamy też osobę delegata medycznego, który przed weekendem wyścigowym ocenia stan zdrowia zawodnika po kontuzji. Czy taka instytucja sprawdziłaby się też w żużlu? Nie mam przekonania. Ciężko też zresztą stworzyć przepisy na taką okoliczność. Delegat medyczny może nakazać wykonanie kilku pompek czy pajacyków, ale jak to porównać do wysiłku związanego z jazdą na motocyklu?

Mamy też lekarza zawodów i pytanie, na ile on spełnia swoją rolę. Z delegatem medycznym mogłoby być podobnie, że niektórzy podawaliby w wątpliwość jego orzeczenia. Musimy też pamiętać, że każda dyscyplina jest inna. Przepisy rodem z MotoGP czy motocrossu niekoniecznie sprawdzą się w żużlu, mimo pewnych podobieństw. W żużlu wysiłek zawodnika trwa minutę, w MotoGP czy motocrossie wyścig trwa ponad pół godziny.

Przeciętny Kowalski, krytykując Woffindena czy Łagutę za powrót na tor z kontuzją, musi też pamiętać, że mówimy o osobach, które są przyzwyczajone do bólu. Ich granica wytrzymałości ustawiona jest nieco wyżej. Oczywiście, żużlowcy zarabiają na torze i opuszczenie meczu to dla nich strata finansowa. Przedwczesny powrót może się jednak wiązać z pogłębieniem kontuzji i jeszcze dłuższą przerwą. Oni mają to z tyłu głowy przecież.

Dlatego w przyszłości postawiłabym na zdrowy rozsądek zawodników w takich sytuacjach. Gdyby Betard Sparta tak bardzo naciskała na żużlowców i dążyła do złota za wszelką cenę, to próbowałaby wsadzić na motocykl i Macieja Janowskiego, a jakoś do tego nie doszło.

Marta Półtorak

Czytaj także:
Zbudował hegemona za państwowe pieniądze. Wszyscy boją się drużyny z Lublina
Kontrowersje wokół startu Taia Woffindena. Brytyjczyk zabrał głos

Źródło artykułu: WP SportoweFakty