Po bandzie: Grand Prix czy Liga Narodów? [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Kai Huckenbeck (kask czerwony), Andrzej Lebiediew (kask niebieski)
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Kai Huckenbeck (kask czerwony), Andrzej Lebiediew (kask niebieski)

- Nagradzanie nie za umiejętności, lecz za pochodzenie nie jest ideą sportu w najczystszej postaci. My się jednak łudzimy i wierzymy, że to w dalszej perspektywie inwestycja w dyscyplinę - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Żużel, żużel i po żużlu. Choć przed nami jeszcze fety w Zielonej Górze i Rzeszowie oraz kilka innych atrakcji, m.in. leszczyński Komplet Tobiasza Musielaka czy ostrowskie wciąganie Łańcucha Herbowego. Sporo było tego speedwaya w telewizji, choć ja ubolewam, że nikt nigdy nie transmituje negocjacji dotyczących przyznawania stałych dzikich kart na kolejny sezon Grand Prix. Choćby w jakimś płatnym playerze, bo podejrzewam, że byłoby sporo chętnych na wykupienie pay-per-view, by zobaczyć, jak naprawdę wygląda życie. By przekonać się, kto ma jakie zaplecze, jaki warsztat, argumenty i jakie niuanse decydują o być albo nie być.

A więc za rok znów zabraknie w stawce Rosjan i Amerykanów. Za to znajdą się w niej nie tylko Czech i Słowak, ale też Niemiec i Łotysz. W sumie swojego człowieka będzie miało aż dziewięć nacji: Polska, Anglia, Australia, Dania, Szwecja, Łotwa, Słowacja, Niemcy i Czechy. Obiecali organizatorzy rozciągać mapę speedwaya i rozciągają. Choć niektórym chodziło nie tyle o wciąganie do gry średniaków, co o szukanie nowych lokalizacji do rozdawania Wielkich Nagród.

ZOBACZ WIDEO: Mamy duży problem z oponami? Cegielski rozmawiał z władzami żużla

Grand Prix przeobraża się w Ligę Narodów. W rozgrywki, w których nie chodzi o to, by jeździli najlepsi, tylko by było jak najbardziej kolorowo i międzynarodowo. Czy to słuszny kierunek? Nie wiem. Z jednej strony nie można połowy plastronów przyznać zawodnikom z polskimi paszportami. A z drugiej - nagradzanie nie za umiejętności, lecz za pochodzenie też nie jest ideą sportu w najczystszej postaci. My się jednak łudzimy i wierzymy, że to w dalszej perspektywie inwestycja w dyscyplinę.

Być może nazbyt optymistycznie. No bo spójrzmy. Historyczny medal Vaculika zbiegł się akurat z taką oto wiadomością, że jedyny stadion na Słowacji, w Żarnowicy, ma status zagrożonego. Działacze nie są w stanie zebrać 75 tys. euro na nową bandę pneumatyczną, zaś obecna traci właśnie homologację. Założono zatem zrzutkę, co jest postawą i ofiarną, i piękną, choć jednocześnie tragiczną.

Kim są Lebiediew czy Huckenbeck na tle Kołodzieja, pokazują choćby Indywidualne Mistrzostwa Europy. A jednak to Łotysz i Niemiec mają tworzyć elitę, nie Polak. I nie Fricke czy Thomsen. Co nie znaczy, że Łotysza i Niemca lekceważę lub źle im życzę. Wręcz przeciwnie. Sport jest kopalnią niespodzianek i nigdy nie wiadomo, kto do jakich sukcesów dojrzeje. Artiom Łaguta też był przez lata wyłącznie kapitalnym ligowcem, którego najwięksi w Grand Prix nie brali na poważnie. A teraz na lata może zostać jedynym pogromcą Zmarzlika. W zasadzie już został.

Podobno zwycięzca Grand Prix 2024 ma dostać w nagrodę stałą dziką kartę na SEC 2025. No dobra, żarty na bok. Faktem jednak jest, że rozgrywki o mistrzostwo Europy mogą skorzystać na decyzjach Warner Bros. Teraz One Sport może przytulić i otrzeć łzy Janowskiego czy Thomsena, którzy z miejsca winni się stać gwiazdami SEC-u.

Piętnastu uczestników i aż dziewięć nacji. Nie mieliśmy takich statystyk w ostatnich latach. Dla porównania zerknąłem na sezon 1995, gdy raczkowała nowa formuła globalnych mistrzów. Wtedy do rywalizacji zaproszono reprezentantów sześciu krajów: Szwecji, Danii, Australii, USA, Wielka Brytanii i Polski. Były to zatem same mocarstwa i nikt się nie przejmował nieobecnością Rosjan, Czechów, Słowaków, Słoweńców, Francuzów czy Norwegów, choć mieli ci ostatni swoich złotych chłopców.

Wtedy jeszcze zbliżający się ponoć kryzys dyscypliny nie został zdiagnozowany. Elita była dla najlepszych kierowców, nie zaś dla kierowców uprzywilejowanych. Co z tego, że to myśmy już karmili cały świat. Skoro nikt z naszych nie dorównywał do pięt Gollobowi, to nikt inny poza Gollobem nie jeździł. Chyba że okazjonalnie z dziką kartą, jak Dariusz Śledź na Olimpijskim. Inni musieli sami później wyważać drzwi - jak Drabik czy Protasiewicz.

Jak to wszystko się ma do najlepszej ligi świata? Tak, że skoro wśród wybrańców znalazł się Kubera, to w Lublinie będą mieli czterech uczestników IMŚ i pewnie bardziej nerwowe soboty. Nic to, trzeba zamówić mszę świętą za bezpieczne weekendy i do roboty.

Żużel podobno umiera od lat, natomiast cykl Grand Prix od lat ubożeje. Mówią, że jeszcze nigdy nie był tak marny. A jednak w Warszawie, Gorzowie i Toruniu mieliśmy pełne stadiony, a do tego tłumy przed telewizorami. Od lat czytam, że afery wykończą dyscyplinę, tymczasem afery właśnie podciągają czytelnictwo i oglądalność. A pieniądze na stole coraz większe. Taka ciekawostka.

Zatem teraz pozostaje nam śledzić wojną polsko-polską. Kiedy kluby zostaną zmuszone do zapłacenia kar za rzekome luki w szkoleniu młodzieży. Bo chociaż trzymam za zbuntowane ośrodki kciuki, to nie wiem, czy władza zgodzi się pójść na ustępstwa. Sytuacja łatwa nie jest, bo przecież władza musi pokazać, że jest Główną Komisją Sportu Żużlowego, a nie Gów… ną. Jeśli nie postawi na swoim teraz, to kto jej postanowienia będzie respektował w przyszłości?

Mimo wszystko wierzę, że działacze pokażą ludzką twarz i elastyczność, by wspólnie wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Że się nie okopią, tylko poszukają kompromisu. Wymierzanie kar dla takich ośrodków jak Ostrów czy Leszno to przecież fatalnie nieporozumienie. To absurd, że te niewielkie, lecz pracowite ośrodki miałyby się teraz składać na szkolenie m.in. w potężnym Wrocławiu. Którego, nawiasem mówiąc, nie należy krytykować, tylko można przyklasnąć, że przestrzega reguł gry. Od pewnego czasu w klubowych strukturach jest trener Wojciech Kończyło, a to człowiek z klasą i na poziomie, którego efekty pracy zaczynają być widoczne.

Umówmy się jednak, że póki co to Leszno i Ostrów są modelowymi fabrykami w temacie kształcenia żużlowych kadr. Wystarczy zerknąć na ligowe składy, by znaleźć odpowiedź na pytanie, kto patrzy, jak tu wsadzić kolejnego wychowanka do meczowego zestawienia, a kto patrzy w Polskę na czyjeś podwórko i uprawia skauting.

Przecież, uwaga, w takim Lesznie nikt nawet nie pomyśli o tym, by sprowadzać młodzieżowca spoza swojej fabryki! To byłaby potwarz. Splunięcie w twarz samemu sobie i podważenie swojej codziennej, rzetelnej pracy u podstaw. Tam w ogóle nie ma tematu, by się rozglądać za dzieciakami z innych klubów. Po to sieją u siebie, by zbierać swoje plony, a nie sprowadzać czyjeś.

I jeszcze jedno. Wielkie brawa dla organizatorów z Ostrowa za pomysł z piłkarskim Memoriałem Tomka Jędrzejaka. Okazuje się, że kibice również mogą wziąć sprawy w swoje ręce i przyszykować zawody memoriałowe. Nieistotne, że na boisku piłkarskim, a nie na torze żużlowym. Ważny jest cel i pamięć. Zresztą, dzięki takiej właśnie formule można wypełnić jesienny czas i zintegrować nieco środowisko.

Powodzenia!

Wojciech Koerber

Źródło artykułu: WP SportoweFakty