Sportowiec na wózku: "Chciał mnie oszukać na zbiórkę"

- Ten człowiek przekonał do wpłacenia pieniędzy wiele osób i firm. A potem zapadł się pod ziemię - opowiada nam Andrzej Szymański, który jeździ na wózku w wyniku kontuzji kręgosłupa. W zeszłym tygodniu policja przesłuchiwała świadka w tej sprawie.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Andrzej Szymański Archiwum prywatne / Andrzej Szymański / Na zdjęciu: Andrzej Szymański
Andrzej Szymański wspomina, że bardzo ucieszył się, kiedy zgłosił się do niego Aleksander. Kibic, wzruszony historią o trudnościach byłego żużlowca, opowiadał, że nie mógł pozostać biernym. Że to, co spotkało byłego zawodnika Unii Leszno, wstrząsnęło nim i zmobilizowało do działania.

- Zgłosił się na początku roku - wspomina Szymański. - Nie znałem go, nic o nim nie wiedziałem, ale jestem w takiej sytuacji, że liczy się dla mnie każdy grosz. Usłyszałem, że już uruchomił zbiórkę - mówi nam były żużlowiec.

- Ponad tydzień temu zeznawałem w tej sprawie na policji - przyznaje Marcin Majewski, znany dziennikarz, który od wielu lat pomaga Szymańskiemu.

Ksiądz dał już ostatnie namaszczenie

Życie Andrzeja Szymańskiego zmienił wypadek, do którego doszło w 2001 roku na torze w Rybniku. - To wyglądało naprawdę niewinnie. Do dziś, jak to oglądam na video, dziwię się, że nie wstałem wtedy i nie poszedłem o własnych siłach do parkingu - wspomina Szymański.

Karambol ma nagrany na płycie CD. Z feralnego wyścigu nie pamięta nic. - Potrafię odtworzyć tylko przyjazd na stadion. Nie pamiętam dwóch, a nawet trzech miesięcy od samej kraksy. Po drodze były tylko jakieś małe przebłyski wspomnień. Nic więcej. To jednak nic dziwnego, bo miałem stłuczenie pnia mózgu i obrzęk mózgu. Poza tym złamałem kręgosłup na poziomie kręgów TH9 i TH10. Dodatkowo złamana została także łopatka i biodro. Doszło też do uszkodzenia płuc - wylicza wychowanek Unii Leszno.

ZOBACZ WIDEO: Rekordowy budżet Apatora. Ile brakuje torunianom do walki o mistrzostwo?

W kolejnych tygodniach i miesiącach toczyła się walka o jego życie. Lekarze nie dawali większych szans, bo obrażenia, których doznał, były bardzo rozległe.

- Cały czas w Jastrzębiu Zdroju była wtedy moja mama. Opowiadała mi, że lekarze przygotowywali ją na moją śmierć. Leżałem wtedy w specjalnej trumience z lodem, bo miałem ciśnienie 360 na 300. W pewnym momencie moja skóra była już zimna i sina. Nawet ksiądz dał mi ostatnie namaszczenie, ale mama nie dawała za wygraną. Cały czas mnie masowała. Później nastąpił przełom. Zacząłem dawać oznaki życia i powoli się wybudzać. W końcu otworzyłem oczy - zaznacza.

1900 zł renty nie wystarcza

Od wypadku Andrzeja Szymańskiego minęło ponad 20 lat, ale były żużlowiec swoją walkę toczy każdego dnia. Ma zaledwie 1900 zł renty. Byłemu sportowcowi jest szczególnie trudno w okresie zimowym, kiedy musi ogrzać mieszkanie.

- Koszty zakupu opału są coraz większe. Do tego trzeba zapłacić rachunki, kupić jedzenie. O wydatkach na rehabilitację nawet nie wspomnę - przekonuje.

- Poza tym niedawno pojawiły się u mnie kolejne kłopoty ze zdrowiem, które są powikłaniem po wypadku. W połowie ubiegłego roku okazało się, że w lewej nerce mam roponercze. Miedniczka przestała funkcjonować i lekarz musiał ją przebić. Byłem z tego powodu dwa razy w szpitalu i pojawiło się zagrożenie życia. Nie wiadomo, co będzie dalej - podkreśla.
Na zdjęciu: Andrzej Szymański Na zdjęciu: Andrzej Szymański
Szymańskiemu co roku pomaga wielu żużlowców, działaczy, a nawet kibiców. W tym gronie są między innymi Emil Sajfutdinow, Dominik Kubera, Patryk Dudek czy Jarosław Hampel. - Ważną osobą jest też dla mnie Marek Fudali. To kibic Unii Tarnów, który mieszka na co dzień we Francji - wymienia były zawodnik.

Na co dzień Szymański mieszka sam we wsi Karśnice w powiecie kościańskim. Każdy kolejny dzień jest dla niego dużym wyzwaniem.

- Po przebudzeniu muszę się rozciągnąć, bo mocno we znaki dają mi się bóle spastyczne. Później jem śniadanie, a następnie jest czas na ćwiczenia i pionizację. Trzeba też napalić w piecu. Tego nikt za mnie nie zrobi. Oczywiście, mam jakąś pomoc mamy, szwagra, mogę też zadzwonić po któregoś z kolegów. To oni wnoszą mi do domu węgiel i wyrzucają popiół. Niestety, nie wszystko daję radę zrobić sam - zaznacza Szymański.

Aleksander nagle zniknął

Były żużlowiec relacjonuje, że po zakończeniu zbiórki, którą założył Aleksander, kontakt z organizatorem zaczął się urywać. Szymański twierdzi, że do dziś nie otrzymał pieniędzy.

- Ten człowiek zdołał przekonać do wpłacenia pieniędzy wiele osób, bo zaangażowała się między innymi firma Polcopper Piotra Rusieckiego. Pomógł też Jarek Hampel. W ciągu dwóch tygodni była zebrana pełna kwota. Skontaktowałem się z nim, wtedy zaczął kombinować. Najpierw mówił, że wyjeżdża do pracy do Norwegii, ale niedługo będzie w Lesznie i do mnie przyjedzie. Byłem bardzo długo zwodzony. Środków nigdy nie otrzymałem - opowiada Szymański.

Nasz rozmówca uważa, że padł ofiarą oszustwa i zgłosił sprawę policji. - Napisałem też do portalu, gdzie odbywała się zbiórka. Ten człowiek zwiódł nie tylko mnie, ale wielu ludzi, którzy pokazali, że mają dobre serce. Na szczęście nie może wypłacić tych pieniędzy, bo do tego potrzebne są moje dokumenty, których nigdy nie dostał - wyjaśnia.

Zeznania składał też Marcin Majewski, jeszcze niedawno szef redakcji żużlowej w telewizji Canal +, która pokazuje na swoich kanałach rozgrywki ligowe właśnie w tej dyscyplinie sportu. - Przedstawiałem policji całą korespondencję z człowiekiem, który organizował zbiórkę. Wcześniej próbowałem się z nim kontaktować i skłonić go do zmiany zachowania. Za każdym razem bez skutku - załamuje ręce.

Ale to on w końcu wpadł na pomysł, by założyć kolejną zbiórkę, ale już nie na kogoś, a na Szymańskiego. - Sytuacja Andrzeja jest naprawdę trudna. Jest uziemiony w domu i mało mobilny. Poza tym o takich żużlowcach jak on niestety się zapomina. Pomoc, która do nich płynie, jest nikła. Dlatego organizuję zbiórkę na niego - podkreśla były dziennikarz, który organizował głośną w świecie sportu akcję zbierania 9 mln zł dla chorej na SMA Niny Słupskiej. Całe przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. Nina otrzymała dzięki temu najdroższy lek świata, co uratowało jej życie.

Zbiórka dla Andrzeja Szymańskiego jest dostępna na portalu uratujecie.pl. Wpłat można dokonywać TUTAJ.

***

Próbowaliśmy skontaktować się z organizatorem zbiórki na rzecz Andrzeja Szymańskiego, która została założona na początku tego roku. Wysłaliśmy mu pytania, ale do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.

Marketing manager portalu Zrzutka.pl, Joanna Jakubicka, odpisała nam, że jeśli pracownicy serwisu podejrzewają w zbiórce nieprawidłowości o charakterze przestępczym, informują o tym prokuraturę. Kwestia odzyskania pieniędzy od potencjalnego sprawcy przestępstwa leży wówczas w gestii organów ścigania.

Joanna Jakubicka poinformowała również, że w związku z czynnościami weryfikacyjnymi organizator jest najczęściej zobowiązany do przedstawienia odpowiednich dokumentów. Jeśli nie zostaną one dostarczone lub są niewystarczające, portal może zastosować blokadę pieniędzy, usunąć konta organizatora, nawet zakończyć pozostałe jego zrzutki czy uniemożliwić założenie kolejnych.

Do weryfikacji zbiórek dochodzi, jeżeli kwota zebrana na danej zbiórce przekroczy sumę 20 tys. lub jeżeli dany organizator w ramach wszystkich prowadzonych przez siebie zbiórek otrzyma łącznie sumę 50 tys. Portal podejmuje również działania, gdy wobec danej zbiórki otrzyma zgłoszenie o możliwości dokonania nadużycia.

Zobacz także:

Gwiazdor PGE Ekstraligi będzie mężem Polki
Jej odpowiedź wbiła go w fotel

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×