Żużel. Był pierwszym Polakiem w finale IMŚ. Dwa dramatyczne wypadki naznaczyły jego życie

Newspix / Edward Franckowiak / Na zdjęciu: Mieczysław Połukard (w środku)
Newspix / Edward Franckowiak / Na zdjęciu: Mieczysław Połukard (w środku)

Mieczysław Połukard jest legendą bydgoskiego żużla. Jego karierę zakończył upadek, po którym amputowano mu nogę. Później pracował jako szkoleniowiec. Zginął podczas jednego z treningów.

W tym artykule dowiesz się o:

Na zawsze w historii polskiego żużla Mieczysław Połukard zapisał się jako pierwszy finalista Indywidualnych Mistrzostw Świata z naszego kraju. Sztuki tej dokonał w 1959 roku i sam jego awans był niespodzianką. W finale na legendarnym Wembley w Londynie zdobył 5 punktów i zajął 12. miejsce. Później osiągał sukcesy z kadrą, w tym złoty medal Drużynowych Mistrzostw Świata 1961.

Lista jego sukcesów jest zdecydowanie dłuższa. Laury osiągał także na polskich torach, z tytułem IMP 1959 na czele. Decyzję o zakończeniu sportowej kariery podjął w 1968 roku. Miał wtedy 38 lat, chciał zająć się czymś innym niż jazda. Los okrutnie z niego zadrwił.

Amputowana noga

W przedostatnim meczu sezonu Polonia Bydgoszcz rywalizowała ze Stalą Gorzów. Stawka meczu była ogromna, bo porażka prawdopodobnie oznaczałaby spadek bydgoszczan z elity. W drugim biegu doszło do dramatycznego wypadku. Połukard atakował Edmunda Migosia, ale zaczepił przednim kołem o tył maszyny rywala. Następnie zderzył się z Ryszardem Dziatkowiakiem i z impetem wpadł w bandę. Diagnoza: złamana noga, zmiażdżona torebka stawowa, uraz kręgosłupa i niegroźna rana pod udem.

ZOBACZ WIDEO: Mistrz świata juniorów wpuścił nas do swojego warsztatu. Ujawnił, jak upamiętnił zmarłego kolegę

- Akurat odrabiałam wówczas w domu z siostrą lekcje, kiedy zadzwonił telefon. To był tato. Spokojnym głosem oznajmił: "Miałem wypadek, ale nic mi nie jest. Mam tylko oparzoną łydkę i zwichnięte kolano...". Mama pojechała zaraz do szpitala i do nocy była z ojcem. Na oparzoną przez kontakt z rurą wydechową nogę, aż trudno uwierzyć, lekarz założył zwykły gipsowy opatrunek - wspominała w książce Krzysztofa Błażejewskiego "Asy żużlowych torów" Małgorzata Połukard, córka pana Mieczysława.

Początkowo nic nie zapowiadało dramatu. W szpitalu noga została wsadzona w gips. Rana jednak nie chciała się goić. Minął tydzień, drugi, trzeci i nie było poprawy. Po trzydziestu dniach oczekiwania podjęto decyzję: wdało się zakażenie i noga musi zostać amputowana. - Dla człowieka, którego świat kręcił się wokół żużla, żużla i jeszcze raz żużla, strata nogi to była prawdziwa tragedia - dodała.

Ten błąd lekarzy był brzemienny w skutkach. Pod gipsowym opatrunkiem bakterie gnilne miały doskonałe miejsce do rozwoju. Stan żużlowca był ciężki. Tylko amputacja mogła go uratować. W przeciwnym wypadku umarłby w męczarniach. Szukano ratunku gdzie indziej, ale sytuacja z dnia na dzień się pogorszyła. Wyboru nie było. Media milczały o gangrenie, która zaatakowała nogę Połukarda. Pisano jedynie o zapaleniu płuc, niedokrwieniu nogi poniżej kolana.

Wjechał w niego junior

Po wyjściu ze szpitala rozpoczął rehabilitację. Początkowo czuł się bezużyteczny, ale robił wszystko, by to zmienić. Nauczył się chodzić z protezą: najpierw o kulach, potem o lasce aż w końcu chodził niczym pełnosprawny człowiek. Zajął się hodowlą kwiatów, zwłaszcza róż. Brał nawet udział w ogrodniczych wystawach i osiągał sukcesy.

Nadal ciągnęło go na stadion. Był na każdym treningu i zawodach. W końcu dostał pracę w Polonii, gdzie jego zadaniem było szkolić młodzież. Przekazywał wiele cennych rad adeptom czarnego sportu. Odnosił coraz większe sukcesy i czuł satysfakcję z wykonywanej pracy. Miał rękę do wyławiania talentów.

25 października rozegrał się kolejny dramat z jego udziałem. Na stadionie Polonii Bydgoszcz odbył się turniej młodzieżowy. Jak zwykle Połukard stał na płycie boiska i oglądał jazdę młodych zawodników. Najlepsze do tego miejsce było blisko krawężnika na wyjściu z pierwszego łuku. Do tragedii doszło w biegu dziesiątym.

Na pierwszym łuku Andrzej Pawliszak stracił panowanie nad motocyklem. Z rozpędem wjechał na murawę i z pełną prędkością wjechał w odwróconego Połukarda. Obydwaj upadli.

"Widok zmroził krew w żyłach wszystkich obserwatorów. Jęk przerażonych widzów łapiących się za głowy, czerwone chorągiewki w rękach sędziego głównego i wyrażowych. Bieg został przerwany, natychmiast otwarto bramę, karetka z parkingu do miejsca zdarzenia miała blisko. Sprawca tego zdarzenia wstał o własnych siłach, nic mu nie było. Gorzej wyglądała sytuacja z trenerem" - opisywał w swojej książce Krzysztof Błażejewski.

Dla nieżyjącego już Pawliszaka był to powrót na tor po dziewięciu miesiącach, które spędził na leczeniu kontuzji. - Pamiętam ten dzień doskonale. Była wtedy paskudna pogoda. Tor był przyczepny, jak na Bydgoszcz przystało. Jeden z zawodników, nie pamiętam który, mnie "puknął". Pojechałem na krawężnik. Tylne koło dostało się na beton pomiędzy torem a murawą. Wyrwało mi motocykl. Nie mogłem tak naprawdę nic zrobić. Mieczysław Połukard został w następstwie tego uderzony karterami mojego motocykla w głowę i niestety nie przeżył - wspominał w rozmowie z portalem po-bandzie.com.pl.

Serce przestało bić

Połukard opuścił bydgoski tor w karetce. Jego córka postanowiła pojechać po ojca na stadion. Szukała go w parkingu, ale nie mogła odnaleźć charakterystycznej i znajomej sylwetki. - Czułam jakiś niewytłumaczalnie głęboki, panujący wszędzie nastrój przygnębienia. Wypatrywałam znajomej sylwetki w parkingu i jego okolicach, ale ojca nie było widać. Wreszcie ktoś do mnie podszedł i powiedział, że tato jest w szpitalu. Zdębiałam, nie chciało mi się wierzyć, że to możliwe - wspominała.

Ze łzami w oczach wsiadła do samochodu i pojechała do szpitala. Tak okazało się, że jej tata jest na oddziale intensywnej terapii. Diagnoza: złamana zdrowa noga, połamane obie ręce, pęknięta miednica oraz trudne do oceny obrażenia narządów wewnętrznych. O godzinie 19:17 serce Mieczysława Połukarda przestało bić.

Bydgoszcz zalała się łzami. Odeszła jedna z klubowych legend. Do dziś w mieście się o nim pamięta. Jest patronem jednego z tramwajów, a także ulicy. Zmarł w wieku 55 lat.

Czytaj także:
Świetne wieści z Krakowa. O krok bliżej do rywalizacji w lidze
Janusz Ślączka zaplanował sparingi. Włókniarz sprawdzi się z ligowym rywalem

Komentarze (0)