Trybunał PZM to ostatnia instancja odwoławcza, dla każdego podmiotu zrzeszonego w federacji. Przy okazji śmiało można powiedzieć, że to najsłabiej funkcjonujący organ PZM. W ostatnich latach działacze już nie raz musieli świecić oczami przed kibicami, właśnie dlatego, że Trybunał PZM nie był w stanie zebrać się w rozsądnym terminie.
Skrajnych przykładów jest aż nadto, a kluczowymi są choćby ubiegłoroczna sprawa Jakuba Jamroga czy tegoroczne zamieszanie z odpowiedzią na wnioski trzech klubów w sprawie opłat szkoleniowych. W przypadku byłego zawodnika Wybrzeża Gdańsk chodziło o spór z byłym pracodawcą, którego rozstrzygnięcie wydawało się banalne i zostało zresztą wyjaśnione niemal błyskawicznie w mediach przez przedstawicieli GKSŻ. Mimo to, Trybunał PZM na rozpatrzenie wniosku potrzebował prawie pięciu miesięcy. Przez cały ten okres zawodnik pozostawał bez - jak się potem okazało - uczciwie zarobionych pieniędzy.
Jeszcze dziwniejsza jest niemoc Trybunału PZM w sprawie wniosków ebut.pl Stali Gorzów, Fogo Unii Leszno i Arged Malesa Ostrów. Jak informują nas kluby, stosowne dokumenty zostały wysłane w sierpniu. Organ nie zdołał jednak podjąć decyzji do 13 grudnia, kiedy to wydawane były licencje na kolejny sezon. Mowa o najgłośniejszym sporze tego sezonu, który miał znaczący wpływ na sytuację finansową klubów.
ZOBACZ WIDEO: Mistrz Polski "dostaje po pysku"?! Mocne słowa prezesa
Słów krytyki pod adresem organizacji PZM nie szczędzili zresztą sami przedstawiciele klubów. - Sprawa jest ważna dla polskiego żużla, a PZM opóźnia rozstrzygnięcie w tej sprawie, a dodatkowo zmusza nas do wpłacenia pełnej kwoty na swoje konto. Nie rozumiem, dlaczego Trybunał PZM nie może zebrać się w najbliższych dniach i podjąć decyzji. Te przepisy od początku były absurdalne, a zamiast szybko to rozwiązać, wszystko przeciąga się w czasie - mówił w połowie grudnia prezes Unii, Piotr Rusiecki. Pretensje do władz żużla miał też przedstawiciel Stali Gorzów, Waldemar Sadowski, który także nie potrafił zrozumieć opieszałości członków Trybunału PZM.
Ostatecznie decyzję w tej sprawie Trybunał PZM podjął kilka dni po protestach klubów, czyli po około czterech miesiącach od złożenia wniosków. Warto zaznaczyć, że w tym przypadku nie chodziło o niezwykle zawiłą sprawę, a jedynie interpretację jednego przepisu w regulaminie szkolenia.
Przedstawiciele federacji tłumaczą się tym, że członkowie organu odwoławczego zasiadają w nim społecznie, a przez to jest problem z ich dostępnością. Trudno jednak zrozumieć, dlaczego tak bogata instytucja jak PZM, która co roku zarabia na żużlu ogromne pieniądze, nie chce zainwestować w profesjonalną instancję odwoławczą, która w racjonalnym czasie rozstrzygałaby wszystkie spory.
Niestety głosu w tej sprawie nie chciał zabrać ten, który błyskawicznie mógłby zmienić sytuację, czyli prezes PZM, Michał Sikora.
Czytaj więcej:
Licencje przyznane. Kibice dwóch klubów mogą spać spokojnie
Poznaliśmy nowy kalendarz 2. Ekstraligi