Brayden McGuinness urodził się 22 kwietnia 2000 roku w słonecznej Adelajdzie. Jego przygoda z czarnym sportem rozpoczęła się w wieku siedmiu lat, kiedy to zdecydował się spróbować swoich sił w kilku otwartych wydarzeniach na lokalnym torze, ale również w Mildurze. Tym sposobem poszedł w ślady swojego dziadka, z którym spędzał mnóstwo czasu po tym, gdy jako pięciolatek stracił ojca.
Tony McGuinness również ścigał się w lewo, choć nie ograniczał się wyłącznie do żużla. Można go było ujrzeć również chociażby w sidecarze, czy również w speedcarze.
- Dziadek ścigał się na Rowley Park, ale podróżował również do Sydney, więc ma naprawdę dużą wiedzę na temat żużla. Kiedyś miał zaproszenie do Wielkiej Brytanii, ale na przeszkodzie stanął brak pieniędzy. Dziadkowie byli moimi największymi sponsorami i pomogli mi dotrzeć do miejsca, w którym obecnie jestem - wspomina żużlowiec w rozmowie ze "Speedway Star".
ZOBACZ WIDEO: Jason Doyle: Mój styl jazdy jest odpowiedni na grudziądzki tor
Dziadek Braydena przez ostatnie lata prowadził własny biznes, który musiał zawiesić w związku z chorobą oraz pandemią COVID-19. McGuinness nie ukrywa, że ten miał ogromny wpływ na niego i jego karierę, kiedy sam próbował zapewnić mu wszystko, co możliwe. To też napędza Australijczyka, który marzy o tym, by podpisać w końcu zawodowy kontrakt w Wielkiej Brytanii oraz samemu móc finansować swoje starty w Europie.
McGuinness na Stary Kontynent zawitał w 2017 roku, kiedy to przyleciał zasmakować europejskiego żużla. I spędził tu nie trzy miesiące, jak pierwotnie planował, a pół roku. Zamieszkał w Danii, co pozwoliło mu złapać angaż w jednym z klubów i nabierać doświadczenia w tamtejszej Division 1.
- Zatrzymałem się u Kristiana Lunda i podjąłem się jazdy w Danii. Robiłem to przez kilka lat, ale wydawało mi się, że to do niczego nie prowadzi. Bardzo trudno jest się dostać do SpeedwayLigaen, gdzie jest mało miejsc, więc to był trudny czas. Dlatego też chcę się dostać, chociażby do Championship (brytyjska 1. liga - dop. red.). To dla mnie ważny cel i poświęcam temu bardzo wiele, aby tak się stało - dodał.
Australijczyk nie ukrywa, że wciąż uczy się żużla - torów oraz ustawień. Wierzy, że ktoś prędzej, czy później to zauważy i da mu szansę, bo on chce stać się profesjonalnym żużlowcem. I choć miewał dobre występy w Wielkiej Brytanii, to tej zimy w Australii radzi sobie delikatnie mówiąc - nie najlepiej. W Polsce szukał swojego szczęścia w U24 Ekstralidze i choć szansę dostawał, to nie do końca ją wykorzystał.
W minionym sezonie trafił w ramach wypożyczenia (U24 Ekstraliga - dop. red.) do KS Toruń. Ekipa z kujawsko-pomorskiego zmagała się w pewnym momencie z problemami kadrowymi i trzeba było dokooptować kogoś do kadry do 24. roku życia. McGuinness pojechał w dziewięciu wyścigach, w których nie udało mu się zdobyć nawet jednego punktu. Co więcej - czterech biegów nie ukończył, a kuriozalny występ zaliczył w Częstochowie.
Jego jazda na obiekcie przy ul. Olsztyńskiej wyglądała jak próba okiełznania motocykla. Ktoś, kto obserwował ten mecz, z pewnością stwierdziłby, że Australijczyk dopiero stawia pierwsze kroki w czarnym sporcie, a nie jeździ od wielu lat. Trzykrotnie miał problemy z tym, by zmieścić się w torze i dwa razy był w związku z tym wykluczany.
- Wśród juniorów w Australii radziłem sobie bardzo dobrze i dotarłem na sam szczyt, a w tym samym czasie ścigali się m.in. Jaimon Lidsey, czy Declan Adams. W moim ostatnim juniorskim sezonie byłem wicemistrzem Australii do lat 16 w klasie 125cc. Wygrał wtedy Matthew Gilmore, a Keynan Rew był trzeci. W wieku 16 lat od razu wskoczyłem na 500cc, przejechałem jeden sezon i postanowiłem, że pojadę do Danii. Trochę śladami Maxa Fricke'a - wspomina McGuinness.
Zawodnik nie ukrywa, że kluczowa w jego karierze jest zima, kiedy wraca do Australii. Pracuje wówczas tyle, ile tylko może, a czasem zdarza się, że jest to od dziesięciu do nawet czternastu godzin dziennie. Wszystkie zaoszczędzone pieniądze przeznacza na swoje europejskie starty na żużlu. Stara się jeździć, gdzie tylko może i nie robi mu różnicy, czy jest to Wielka Brytania, czy towarzyskie zawody w Belgii.
- Jeżdżę tak dobrze, jak tylko potrafię, zawsze dając z siebie 120 procent. Mam swoje cele i to, gdzie chcę się znaleźć w przyszłości. Wierzę, że jeśli będę miał wokół siebie odpowiednich ludzi, to mogę zajść naprawdę wysoko. Udowodniłem to w Australii, gdzie mam wszystko, czego potrzebuję - skomentował.
Czytaj także:
1. Po fatalnym wypadku otarł się o śmierć. "Miałem bardzo ponure momenty"
2. Rywalizacja z nim napędzała Taia Woffindena. Chcieli coś sobie udowodnić