Żużel. Po fatalnym wypadku otarł się o śmierć. "Miałem bardzo ponure momenty"

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Lewis Kerr
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Lewis Kerr

Lewis Kerr jest jednym z tych żużlowców, których życie na torze nie oszczędzało. Brytyjczyk zaliczył wiele groźnych upadków, ale żaden z nich nie był w stanie zniechęcić go do czarnego sportu.

Lewis Kerr nigdy nie zrobił wielkiej kariery na światowym poziomie. Ba, nawet na krajowym podwórku nie było mu dane wywalczyć indywidualnie żadnego poważnego sukcesu. Mimo wszystko jego kariera jest dobrym materiałem na książkę lub film.

Patrząc na całokształt, byłby to zdecydowanie horror. Żużel nie oszczędzał Brytyjczyka, który zaliczył wiele koszmarnych upadków i musiał często mierzyć się z ogromnym bólem. Otarł się również o śmierć.

W sierpniu 2015 roku Kerr rywalizował w Mistrzostwach Premier League. W jednym z wyścigów doszło do kolizji Brytyjczyka z Joshem Grajczonkiem. Obaj zawodnicy z impetem wpadli w bramę, a siła uderzenia była na tyle duża, że ta się otworzyła.

ZOBACZ WIDEO: Czy będzie 10 drużyn w PGE Ekstralidze? Istotny jeden aspekt

Przy Kerze szybko pojawiły się służby medyczne, które podjęły decyzję o wezwaniu pogotowia lotniczego. Środowisko prosiło o modlitwę w jego intencji. Żużlowca wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej, a najmocniej wskutek kraksy ucierpiała głowa. Kerr po kilku dniach został wybudzony, a po powrocie do domu zdawał sobie sprawę z tego, że czeka go długi i trudny proces powrotu do zdrowia.

Jeszcze pod koniec sezonu zapowiedział powrót na tor. Nie była to jednak droga usłana różami, bo Kerr notował kolejne koszmarne upadki. Trzy lata po zdarzeniu w Peterborough złamał obie nogi, a kilka miesięcy temu w Oksfordzie po uderzeniu w dmuchaną bandę wyleciał w powietrze na wysokość trzech metrów (upadek można obejrzeć tutaj).

- Miałem bardzo ponure momenty w tym sporcie, a czasy, o których nie lubimy mówić, były naprawdę mroczne. Otwieranie oczu i uświadomienie sobie, że jesteś w szpitalu i wszystko cię boli, jest cholernie okropne. Wtedy staram się szybko odciągać myśli i już następnego dnia zastanawiać się, kiedy znów będę mógł wsiąść na motocykl - przyznał Kerr.

I choć połamanych miał już naprawdę wiele kości, to w rozmowie z brytyjskim magazynem "Speedway Star" przyznał, że największą jego blizna dotyczy sfery mentalnej. I nie chodzi tu o strach, a o złamane serce w związku z brakiem zdobycia mistrzostwa ligi.

- To był sezon, który trudno mi było zaakceptować. Jeździłem dla dwóch drużyn, które rywalizowały o play-off. W pewnym momencie Sheffield Tigers mnie zwolniło, a za chwilę Oxford Cheetahs wypadło z tej gry. To jest sport, ale bardzo okrutny. Kiedy wszystko idzie po twojej myśli, jest świetne uczucie, ale kiedy się tak nie dzieje, to jest naprawdę ciężko. Nie zamierzam się jednak nad sobą użalać, bo kiedy tylko o tym myślę, to jestem zdenerwowany. Prędzej, czy później, ale chcę zdobyć mistrzostwo! - dodał.

Lewis Kerr z przyszłym sezonem wiąże bardzo duże nadzieje. 34-latek chciałby triumfować w finale Indywidualnych Mistrzostw Wielkiej Brytanii, co pozwoliłoby mu wystartować w turnieju Grand Prix w walijskim Cardiff. Choć zdaje sobie sprawę z tego, że będzie to naprawdę trudne zadanie, to zauważa, że każdy sportowiec musi mieć odważne cele, by zachować sens rywalizacji.

A w SGB Premiership będzie ścigał się w jednym zespole z Maciejem Janowskim. - Pozyskanie go jako naszego numeru jeden jest niesamowite. Bycie częścią tego zespołu będzie naprawdę wyjątkowe i jeśli uda nam się zapełnić stadion wiernymi fanami, to czeka nas kolejny wspaniały sezon - skomentował żużlowiec.

Czytaj także:
- Ten rok może należeć do nich. Na tych polskich 15- i 16-latków warto zwrócić uwagę
- Dla nich to był ostatni sezon na torach. W tym gronie wielu Polaków

Źródło artykułu: WP SportoweFakty