Żużel. Kibice we Wrocławiu go kochali. Wjeżdżał tam, gdzie inni bali się spojrzeć

Facebook / Marek Smyła / Na zdjęciu: Konstanty Pociejkowicz
Facebook / Marek Smyła / Na zdjęciu: Konstanty Pociejkowicz

Jego życiorys to gotowy scenariusz na film. Jako dziecko został sierotą i musiał uciekać z rodzinnej wsi, by dalej być Polakiem. Gdy trafił do Wrocławia, chciał zostać żużlowcem. I jest legendą Sparty.

12 stycznia 1932 roku urodził się Konstanty Pociejkowicz. Przyszedł na świat w należącej dziś do Białorusi wsi Miranka, która wówczas należała do Polski. Wtedy nikt nie przypuszczał, że może się to kiedyś zmienić. Jednak po zakończeniu II wojny światowej, na mocy traktatu w Jałcie, ziemie te trafiły do Związku Radzieckiego. Mieszkańcy musieli uciekać, by nadal być Polakami.

Uciekł do Polski

I taki los spotkał właśnie Pociejkowicza. Nie chciał zostać Rosjaninem, dlatego wybrał się w długą i wyczerpującą podróż. Starsza siostra zdecydowała się na emigrację i zabrała ze sobą 13-letniego Kostka. Jak relacjonuje w książce "Asy Żużlowych Torów" Marek Smyła, "trzeba było użyć wybiegu, przerobić datę urodzenia, uśpić czujność straży granicznej, aby móc opuścić własny dom i dalej mieszkać w Polsce".

Trafili do Zgorzelca i tam rozpoczęli nowe życie. Pociejkowicz, który od najmłodszych lat interesował się motoryzacją, znalazł na strychu jednego z domów rozmontowany na części motocykl. Ukryto go w starym pszczelim ulu. W tajemnicy przed wszystkimi składał go przez kilka tygodni. Gdy ukończył swoje dzieło, nie tylko on był zachwycony.

Co jakiś czas Pociejkowicz wybierał się do rodziny do Wrocławia. Pewnego razu udał się na Stadion Olimpijski i pokochał żużel. Chciał zostać zawodnikiem miejscowego klubu i to marzenie udało mu się zrealizować. W 1955 roku - wieku 23 lat - został żużlowcem Sparty. Cechowała go niezwykła pracowitość i ambicja.

"Im gorsza droga, im więcej dziur, kałuż i muld, tym energetyczny "Kostek" był lepszy. Były to wyczyny z pogranicza popisów cyrkowych. Mając już grubo po ”dwudziestce” za namową Bronisława Ratajczyka, kierownika sekcji, spróbował żużla. Szybko stwierdził, że adrenaliny w takiej dawce potrzebuje jego natura" - relacjonował w swoim felietonie dziennikarz Stefan Smołka.

Miłość od pierwszego wejrzenia

Żużel był jego miłością od pierwszego wejrzenia. - Jeździł bardzo brawurowo, był szalenie ambitny i upadki zdarzały mu się częściej niż innym, lecz nie widziałem, aby komuś zaszkodził na torze. Częściej sam boleśnie odczuwał skutki swojej nieostrożnej jazdy. Jeździł z większą fantazją. Mówiono, że szalał na torze, ale on po prostu taki był - wspominał po latach Zdzisław Dobrucki.

Był siedmiokrotnym medalistą Drużynowych Mistrzostw Polski (trzy razy srebro i cztery razy brąz). W 1960 roku sięgnął po upragniony złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Polski. Marzył o sukcesach na arenie międzynarodowej, ale nigdy nie awansował do finału IMŚ. Tego zresztą najbardziej żałował, ale zdawał sobie sprawę z tego, że problemem były gorsze motocykle niż mieli zawodnicy z Zachodu.

W Sparcie zawsze mogli na niego liczyć. - Pociejkowicz pomimo tego, że był liderem i gwiazdą drużyny nigdy nie nosił głowy wysoko i nie wywyższał się, wszystkich traktował z należytym szacunkiem. On zawsze chciał wszystko wygrywać. Był znakomitym zawodnikiem, który charakteryzował się walecznością i nieustępliwością. To był człowiek dla którego nie było straconych pozycji. Jeździł na każdym torze. Nie ważne było czy tor był twardy czy to była taka kopa, że część żużlowców wolała zjeżdżać na trawę, żeby się nie zabić. On w każdych warunkach miał odkręcony gaz do maksimum - wspominał Bolesław Gorczyca, były zawodnik Sparty Wrocław.

Działacze skończyli mu karierę

Fani kochali go za ofensywny styl jazdy. To jednak miało wpływ na liczne kontuzje żużlowca. Marek Cieślak po latach wspominał, jak Pociejkowicza po jednym z upadków nie chciał do jazdy dopuścić lekarz. Wtedy żużlowiec za wszelką cenę chciał udowodnić, że nic mu nie jest. Skakał, robił pompki i ostatecznie zgodę dostał. A potem pobił rekord toru.

- Był to zawodnik, który miał bardzo dużo upadków i kontuzji. On wszędzie się wpychał, nawet tam gdzie rywale o tym nie pomyśleli. Wiele jego akcji było na pograniczu maksymalnego ryzyka. Mimo że jeździł ostro, nie robił krzywdy innym zawodnikom, bardziej on na tym cierpiał, ponieważ poprzez swój styl jazdy wiele razy leżał na torze i leczył kontuzje - dodał Gorczyca.

Kariera Pociejkowicza nie była pasmem sukcesów. Walczył też z działaczami. Jako kapitan drużyny starał się o to, by ta dostała lepszy sprzęt. Doszło nawet do buntu zespołu, ale nic to nie dało. Jego koledzy wykruszyli się z protestu i na placu boju pozostał sam Pociejkowicz. Za karę został dożywotnio zawieszony. Po roku kara została anulowana, a żużlowiec nie ukrywał żalu do działaczy. Mimo to wrócił na tor i nadal ścigał się dla wrocławskiego klubu.

Starty zakończył w 1972 roku. Był najstarszym zawodnikiem w lidze, ale nadal potrafił punktować. Po spadku Sparty do II ligi chciał pomóc młodym w powrocie, ale został tej możliwości pozbawiony. Karierę zakończył przez... decyzję jednego z działaczy. Poinformowano go, że w sekretariacie czeka na niego taca i walizka z okazji zakończenia startów. On sam chciał pożegnać się na stadionie, wśród tłumu kibiców.

Pociejkowicz zmarł 18 czerwca 2003 roku. Przez 17 lat startów na Dolnym Śląsku zdobył 1643,5 punktu. Do 2021 roku był najskuteczniejszym zawodnikiem w historii Sparty Wrocław. W tej klasyfikacji wyprzedzili go Maciej Janowski i Tai Woffinden.

Czytaj także:
Czy Lindgren stracił życiową szansę? Dlaczego Pedersena nie ma w GKM-ie? Oglądaj Magazyn PGE Ekstraligi!
Wielki cios, który zmienił układ sił. Znany działacz wskazał nowego faworyta ligi

Źródło artykułu: WP SportoweFakty