W sobotę jako pierwsi poinformowaliśmy na WP SportoweFakty, że wprowadzenie obowiązku posiadania wychowanka na pozycji juniora od sezonu 2025 wydaje się już praktycznie przesądzone. Zmiana ma być ogłoszona najpóźniej do czerwca, ale już teraz większość klubów przygotowuje się na taką ewentualność. Trwające dyskusje koncentrują się już bardziej na uszczegółowieniu definicji wychowanka i konkretnych zapisów w regulaminie, a nie samego sensu wprowadzanej reformy.
Przedstawiciele PGE Ekstraligi przekonują, że zmiany miałyby być "domknięciem" budowanej od lat piramidy szkolenia. Kluby miały narzucone wysokie wymagania liczbowe odnośnie wyszkolonych zawodników, a teraz doszedłby także parametr jakościowy, czyli wystawienie przynajmniej jednego z nich w podstawowym składzie.
Większość klubów już teraz jest gotowy na taki przepis, a w najbliższym sezonie przepisu o wychowanku nie spełniałyby tylko Platinum Motor Lublin i Enea Falubaz Zielona Góra. W przypadku mistrzów Polski wprowadzenie nowych przepisów oznaczałoby konieczność rozłączenia świetnego duetu młodzieżowców Wiktor Przyjemski - Bartosz Bańbor.
ZOBACZ WIDEO: Miał jedną wątpliwość. Robert Kościecha mówi o propozycji GKM-u
Choć większość klubów jest gotowych na zmiany, a część z nich nawet ich wyczekuje, to nawet wśród zwolenników szkolenia młodzieży nie ma przekonania, co do sensu reformy.
- Moim zdaniem to jak zabawa prądem, który w każdej chwili może nas porazić. Wprowadzenie obowiązkowych wychowanków będzie musiało odbić się na poziomie rozgrywek, a może nawet doprowadzić do przypadków jej ośmieszenia. Wyobrażam sobie, że w efekcie zmian, w najlepszej żużlowej lidze świata regularnie będą występować zawodnicy zupełnie do tego nieprzygotowani. Przecież nie każdy zespół ma wartościowego wychowanka, a co dopiero będzie, gdy w wyniku kontuzji jeździć będzie musiał trzeci, czy czwarty zawodnik. To będzie źle wyglądało, ale przede wszystkim będzie stanowiło zagrożenie dla samych zawodników i ich rywali - przekonuje były trener reprezentacji Polski, Marek Cieślak.
Doświadczony trener jest zwolennikiem utrzymania obowiązku wystawiania dwóch polskich młodzieżowców, ale uważa, że kolejne śrubowanie wymagań może odnieść efekt odwrotny od zamierzonego. Wystawianie zawodników zupełnie nieprzygotowanych może skończyć się tym, że zamiast powoli podnosić umiejętności, będą się szybko zniechęcać i kończyć kariery.
- Mieliśmy już kilka takich przypadków i nikomu nie przyniosło mu korzyści. Obecny system jest wystarczający, a każdy zdolny zawodnik i tak doczeka się swojej szansy. Paradoksalnie po zmianie przepisów może być z tym trudniej, bo wystarczy, że ktoś trafi w swoim klubie na odrobinę mocniejszego zawodnika, a może mieć problemy, by w innych zespołach znaleźć miejsce w pierwszym składzie - dodaje Cieślak.
Czytaj więcej:
Walka nie skończyła się na amputacji. Przeżył kolejny wstrząs
Jest zdruzgotany. Walczy w polskim sądzie