"Półtora okrążenia" to cykl felietonów i opinii Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Pewnie jeszcze trochę poczekamy na oficjalny komunikat prasowy, ale ostatnie doniesienia wskazują na to, że PGE Ekstraliga na kolejne lata pozostanie w Canal+. W tym przypadku wszystko się zgadza. Stacja pokazuje rozgrywki na wysokim poziomie, oferuje różne programy okołożużlowe, przeprowadza szereg innych relacji. Kibice zdążyli się do niej przyzwyczaić, bo stała się synonimem żużla w Polsce.
Na przestrzeni lat przerobiliśmy różne opcje. Mieliśmy chociażby okres współpracy z TVP Sport, kiedy to stawialiśmy na docieranie do jak najszerszego grona osób. Potem postawiliśmy na jakość, stąd umowa z Canal+. Wprawdzie pozostanie PGE Ekstraligi w tej stacji oznacza, że kibic będzie musiał nadal kupować abonament, aby obejrzeć swoją ekipę, ale nie sądzę, aby to stanowiło problem.
Realia są takie, że obecnie każdy z nas opłaca dostępy do platform satelitarnych czy też usług streamingowych. Niewielu pozostaje jedynie przy naziemnej, darmowej telewizji. Dlatego kibice nie powinni raczej narzekać, że przetarg telewizyjny wygrała stacja Canal+, a nie chociażby grupa Discovery. Zwłaszcza że w przypadku tej drugiej też nie mielibyśmy do czynienia z transmisjami w kanale bezpłatnym.
ZOBACZ WIDEO: Był rewelacją PGE Ekstraligi. Co dalej?
Oczywiście, teoria mówi o tym, że kanał otwarty gwarantuje większą oglądalność. Pytanie, o ile? I jakim kosztem się to odbywa? Mam tu na myśli przede wszystkim jakość transmisji. Czy takie transmisje byłyby aż tak korzystne w porównaniu do realizacji meczów w kodowanej stacji? Nie wydaje mi się, a w ostateczności kluczowy dla klubów jest rachunek ekonomiczny. Kwoty na kontrakcie z Canal+ najpewniej stanowią osłodę dla działaczy.
Kibiców może ciekawić natomiast, jaką kwotę osiągnął najnowszy kontrakt telewizyjny. Wiemy, że ten poprzedni opiewał aż na 242 mln zł i był to rekord. Wątpię, by udało się pobić to osiągnięcie. To kwestia realiów rynkowych, prawa popytu i podaży. Ostatnie negocjacje prowadzono w znacznie innych realiach gospodarczych i finansowych, niż te wcześniej z lat 2020-2021.
Przy okazji transmisji żużlowych często pojawia się też wątek popularyzowania żużla, docierania do nowych kibiców. Sądzę, że tak naprawdę doszliśmy do etapu, w którym ciężko dotrzeć do kogoś, kto o "czarnym sporcie" nie słyszał. Żużel stał się sportem numer dwa w kraju. Można próbować zdobywać kolejnych kibiców, organizować z myślą o nich jakieś wydarzenia, ale pytanie za jaką cenę?
Na ten moment większym problemem jest (nie)popularność żużla poza granicami Polski. To jest realny problem do rozwiązania. Tyle że w tym przypadku Canal+ ma niewielkie pole do popisu. Stacja może zatem skupić się na tym, by pracować nad jakością przekazu.
Czytaj także:
- Wszystko jasne! Canal+ zyskał prawa do dwóch topowych lig
- Motor Lublin ma nowych zawodników. Pojechali z drużyną na zgrupowanie