2 stycznia 1940 roku w Rybniku urodził się Jan Tkocz. Pochodził z żużlowej rodziny, był piątym z ośmiu braci Tkoczów. Żużlowcami oprócz niego byli także starszy Stanisław (rocznik 1936) i młodszy Andrzej (urodzony w 1951 roku). Kibicowała im cała liczna rodzina.
Najlepszy tancerz wśród żużlowców
Jan Tkocz w rybnickim klubie ścigał się tylko przez trzy sezony. Postanowił odejść z ROW-u, bo miał dosyć dyktatorskich metod ówczesnego prezesa klubu Tadeusza Trawińskiego. Jak we wspomnieniu Tkocza pisał dziennikarz i znawca historii rybnickiego żużla Stefan Smołka, prezes przegiął słowami, że Jan Tkocz lepiej tańczył niż jeździł na żużlu. A trzeba dodać, że Tkocz ukończył studium baletowe w Katowicach. Był też członkiem zespołu pieśni i tańca.
- Zajmij ty się może zawodowo tańcem, a z żużlem daj sobie spokój, bo na chleb nie zarobisz - usłyszał bohater tej historii. I wtedy postanowił działać. Chciał odbyć służbę wojskową i przeniósł się do Wybrzeża Gdańsk. Tam go doceniono, a on odwdzięczył się skuteczną jazdą. Za przenosinami przemawiało też to, że jego brat Stanisław też chciał zmienić klub i został zawieszony przez PZM.
ZOBACZ WIDEO: Był rewelacją PGE Ekstraligi. Co dalej?
Jan Tkocz dopiął swego. Trafił do wojska w Gdańsku, gdzie w końcu został milicjantem. Mieszkał z początku na stadionie Wybrzeża pod trybuną główną. Z roku na rok prezentował się coraz lepiej i był jednym z liderów gdańskiego klubu. Sukcesów indywidualnych jednak wielkich nie odniósł. Zresztą żużel był dla niego dodatkiem do życia.
Wyemigrował do Francji
Tkocz był bowiem barwnym ptakiem, który lubił się bawić. Gdy mieszkał w Gdańsku, często bywał w lokalach towarzyskich i dyskotekach. Tam bawił się doskonale. Był przystojny i miał duże powodzenie u kobiet. W końcu poznał dziewczynę i ożenił się z nią. Owocem tej miłości była córka Iwona. Nie było to jednak udane małżeństwo.
"Różnice charakterów, praca w milicji, kariera sportowa, rozjazdy i bogate życie towarzyskie - nic nie sprzyjało temu związkowi. W końcu w 1968 roku w klubie gdańskim 'Rudy Kot' poznał dziewczynę (Sylvie) spod znaku galijskiego koguta, która okazała się prawdziwą miłością jego życia. Ślub Polaka z Francuzką odbył się w gdańskim magistracie" - opisywał Smołka.
Tkocz był zatrudniony jako milicjant, ale będąc sportowcem, nie patrolował ulic. Jednak "wydarzenia grudniowe" z 1970 roku odcisnęły na nim piętno. Jego ciężarna żona postanowiła wyjechać do Francji. On robił wszystko, by pojechać razem z nią. Po wielu staraniach dostał paszport i w 1972 roku wyjechał do Francji. Wraz ze swoją drugą żoną doczekał się córki Virginii i syna Laurenta.
We Francji został do końca życia. Pracował w branży samochodowej. O ściganiu na żużlu już nie myślał. Ostatni mecz dla Wybrzeża pojechał w 1971 roku. W barażu przeciwko Włókniarzowi Częstochowa wywalczył 11 punktów.
"Był Janek Tkocz solidnym, pewnym i bardzo przydatnym w klubie żużlowcem, choć widać było, iż w życiu jego poza sportem były również inne ważne akcenty - rodzina, najbliżsi, zainteresowania pozasportowe. Był koneserem, lubił wszystko co piękne - balet, operę, klasyczną muzykę (Czajkowski) i ładne kobiety. Wracając do sportu, trzeba powiedzieć, że trafił na czasy wyjątkowego wysypu talentów w polskim sporcie żużlowym, mimo to potrafił brylować w tym towarzystwie na polskich torach" - opisywał Smołka.
Tkocz zmarł nagle w Paryżu 17 stycznia 2009 roku. Jego ostatnią wolą było to, by ciało skremować, a symboliczną szczyptę jego prochów posypać ziemię rodzinną, gdzie na rybnickim cmentarzu spoczywają jego rodzice. Chciał też, aby prochy trafiły do Gdańska, gdzie przeżył swoje najpiękniejsze sportowe chwile.
Czytaj także:
Rewelacyjne informacje od Patricka Hansena. Zdradził, kiedy wsiądzie na motocykl
Telewizja płaci grosze za transmisje. "To jest złośliwe"