Pozdzierane buty i zdenerwowani rodzice. Tak kiedyś "szalał" Karol Strasburger

Karol Strasburger od wielu lat jest gwiazdą telewizji. W wolnych chwilach odwiedza natomiast żużlowe obiekty. W rozmowie z WP SportoweFakty opowiedział, kto imponuje mu najmocniej i zdradził, że kiedyś "bawił się" w żużel.

Mateusz Domański
Mateusz Domański
Karol Strasburger podziwia Bartosza Zmarzlika Getty Images / Instagram/Karol Strasburger / Karol Strasburger podziwia Bartosza Zmarzlika
Mateusz Domański: WP SportoweFakty: Zanim zaczniemy rozmawiać o "czarnym sporcie", pokuszę się o nieżużlowe pytanie. Odnoszę wrażenie, że ma pan w sobie bardzo dużo energii, a upływający czas nie robi na panu większego wrażenia...

Karol Strasburger, polski aktor i prezenter telewizyjny, od 1994 roku prowadzi teleturniej "Familiada": Nie no robi, robi, to tak nie jest...

Ale jednak odniosłem nieco inne wrażenie.

To tak nie jest do końca, aczkolwiek nie mam jakiegoś psychicznego zejścia emocjonalnego i nie jest tak, że z wiekiem kapcanieję (tracić zapał i energię do życia - dop. red.). Na razie mnie to nie dotyczy. Nie bardzo mogę sobie na to pozwolić - są też ludzie, którzy tacy stają się z wyboru. Żyję bardzo aktywnie i "współcześnie" - pracuję cały czas i robię rzeczy, które są aktualne w tym tzw. show-biznesie. Obracam się wśród młodych i energicznych ludzi. Dzięki temu tej energii jakoś specjalnie nie tracę.

Jeżeli chodzi o żużel - jak w ogóle zaczęła się ta pańska przygoda z tym sportem? Kiedy poszedł pan na pierwszy mecz?

To bardzo odległe czasy. Można by powiedzieć, że najstarsi ludzie nie pamiętają tego, że kiedyś żużel był w Warszawie, na Skrze. Wówczas przyjeżdżali do nas głównie Anglicy, to były takie mecze Polska - Anglia. Zawsze żużel kojarzył się z takim wielkim światem Zachodu. Pojawiali się tutaj zawodnicy, którzy wydawali się nieosiągalni dla nas. Przywozili ze sobą m.in. niesamowite motocykle. Współtworzyli jakiś taki "dziwny" świat sportu, który marzył się młodym ludziom. Mnie zresztą też. Gdy przyjeżdżali do Warszawy, to Polacy nieudolnie próbowali z nimi rywalizować. Wówczas polski żużel był dość słaby. Oczywiście przegrywaliśmy sprzętowo.

Przyglądałem się wówczas tym niesamowitym motocyklom i ludziom z zachodniego świata, co mocno mi zapadło w pamięci. Robiło to wrażenie tak duże, że sam jako młody chłopak miałem trochę zepsutych butów - szczególnie na lewej nodze. Jeżdżąc na rowerze, próbowałem bawić się w żużel - robiłem zakręty z poślizgiem. Teraz to wydaje się oczywiście zabawne, ale rzeczywiście było coś takiego, że człowiek ćwiczył te wejścia w łuk niczym żużlowcy. Były zepsute buty i wkurzeni rodzice.

Ojciec pracował w Polskim Związku Motorowym, więc to mi trochę przybliżało ten temat. Byłem blisko motoryzacji i żużla. Później speedway w Warszawie się skończył i do tej pory go nie ma. Był jakiś taki czas przestoju i nagle ta polska liga wyrosła na numer jeden na świecie. Kiedyś polski żużel był taki trochę siermiężny - kombinowano i sprowadzano sprzęt. Dziś natomiast widzimy mechaników - choćby ojca Zmarzlika - którzy są w czołówce światowej. Można powiedzieć, że w kwestii technologicznej są najlepsi. Fajnie, że przeszliśmy tak długą drogę i tak się stało.

Mówił pan o tym, że kiedyś jeździł na rowerze i udawał żużlowca. A czy były marzenia o jeździe na prawdziwym żużlu? Może miał pan okazję dosiąść motocykla żużlowego?

Żeby zostać prawdziwym żużlowcem - to trochę nie wchodziło w rachubę. To pozostawało w sferze niedoścignionych marzeń. Był jednak taki program telewizyjny "Mój pierwszy raz". Przyszło mi do głowy, że byłaby to dobra okazja, by przejechać się na żużlowym motocyklu. Może i dobrze, że do tego nie doszło. Dobrze wiemy, że motory żużlowe są sprzętem dla straceńców. Wystarczy mocniej odpalić i motocykl już jest nad głową.

Motocykl żużlowy zastąpiono mi wtedy motorem trialowym. Na nim coś próbowałem zrobić. Przyznam jednak, że on też ma niesamowicie wysoki moment obrotowy. Również dodałem za dużo gazu i motor miałem już nad głową. Ten sprzęt budzi szacunek. Trzeba mocno trenować, bo jeden niewłaściwy ruch i człowieka nie ma. Ja jestem nauczony pokory. Sam na jakichś małych motorkach jeździłem, gdy byłem jeszcze młody, ale potem nie wszedłem w tę "dużą" motoryzację.

Wiem, że jest pan fanem Stali Gorzów. Czy często pojawia się pan na stadionie?

Gdy tylko mogę, to się pojawiam. Muszę jednak powiedzieć, że nie tylko Stali Gorzów. Dość często jestem we Wrocławiu i Betard Sparta też jest mi dość bliska. Bywam tam może nawet częściej na zawodach z racji filmu, który tam robię. Jak tylko jestem we Wrocławiu i wiem, że jest żużel, to idę na stadion. Muszę jednak powiedzieć, że pojawiłem się również w Lublinie. Wiem oczywiście o tym, że Motor zdobył ostatnio mistrzowski tytuł. Bartosz Zmarzlik przeszedł ze Stali Gorzów i drużyna zrobiła się piekielnie mocna.

Jestem generalnie pozbawiony jakiegoś takiego szowinizmu klubowo-narodowego, który dość często daje się zauważyć w żużlu, ale przede wszystkim w piłce nożnej. Przeradza się to w taką agresję do klubów czy zawodników. Ja czegoś takiego nie mam. W ogóle w sporcie bardziej przywiązuję się do zawodników i ich profesji, niż do samego klubu. Jak patrzę na Bartka, który jeździ znakomicie, to jest mi obojętne, w jakim jest klubie. Zawsze chętnie go oglądam.

A czym Zmarzlik najmocniej panu imponuje?

Taką zawziętością i tym, co ma w sobie. Poznałem go trochę i rozmawiałem z jego mamą. Chłopak jest "opętany" na tym punkcie. Rano wychodzi z domu i idzie do warsztatu, a wraca wieczorem. Siedzi przy tych motocyklach. To nie jest tak, że to samo się robi.

Z racji swojej profesji, też jestem za pracowitością i za tym, że sukces sam nie przychodzi. On naprawdę jest związany z wielkim wysiłkiem, z pracą i poświęceniem czasu. Jeżeli widzę, że ktoś naprawdę pracuje i jest takim pasjonatem tego, co robi, a nad dodatek ma wyniki, to imponuje mi to bardzo. Tym bardziej, jeśli dochodzi do tego skromność.

Godna podziwu jest też niebywała odwaga Bartka Zmarzlika. Na torze wchodzi tam, gdzie inni trochę odpuszczą. On idzie po całości. Jak już się ściga, to po to, żeby wygrać. Zresztą jak już wchodzimy do sportu, to trzeba walczyć o pierwsze miejsca, a nie o to, żeby być na przykład w najlepszej dziesiątce. Bartka odbieram tak, że on zawsze walczy o to, by być najlepszym. Przez ostatnie trzy lata mu się to udaje. To jest godne podziwu.

Do tego wszystkiego Bartek ma rodzinę, jest ojcem, a ten jego mały synek ma już motocykl. Już jeździ na motorze - co prawda na "smyczy" - ale jeździ. Bartek zdaje się też w wieku 6-7 lat gdzieś już wygrywał. To jest taka pasja od dzieciństwa, którą przekazuje kolejnemu pokoleniu.

Ma pan jeszcze jakichś żużlowych idoli?

Z tych dawnych czasów, które mi zostały w głowie, to takim niesamowitym facetem w drużynie angielskiej był - też zresztą wielokrotny mistrz świata - Peter Craven. On jeździł genialnie i budził podziw. Potem był Ivan Mauger, który wielokrotnie był przecież na pierwszym miejscu. On też miał swój czas. To ludzie, którzy wtedy wyrastali ponad przeciętność. Do tego dochodzi Szwed Ove Fundin. Pamiętam, jak startował ze złamaną nogą w gipsie. To tacy szaleńcy, którzy jadą nawet z kontuzją.

My teraz co chwilę mamy kogoś nowego. Pojawia się coraz więcej tych nazwisk. Polacy jak nie są najlepsi, to znajdują się w TOP3, jeżeli chodzi o drużynowe zmagania. Zobaczymy, kto w tym roku dojdzie do tej czołówki. Niewątpliwie to wszystko robi duże wrażenie. Tym bardziej, że - przynajmniej tak mi się wydaje - są to ludzie na dość fajnym poziomie. To nie są tacy ludzie - jak to kiedyś bywało - że byli tylko piłkarzami czy żużlowcami, ale jak się ich o coś zapytało, to nie za bardzo wiedzieli, jak się mówi po polsku. Teraz są inteligentni i fajnie opowiadają o tym żużlu. To taka fajna grupa. Zresztą żużlowcy nawet byli u mnie w "Familiadzie", więc mogliśmy trochę porozmawiać o tej dyscyplinie.

Jeżeli chodzi o Zmarzlika, to jak pan myśli - czy w tym roku znów zostanie mistrzem świata?

Myślę, że ma szanse. To jest młody chłopak, ma pasje i się nie poddaje. Na pewno jest zdeterminowany, by wygrywać i ma ku temu wielkie szanse. Nie widzę powodu, by ta forma miała mu spaść. No chyba, że coś nagle się podzieje ze zdrowiem albo jakieś obowiązki rodzinne go od tego odsuną.

A Motor Lublin - ze Zmarzlikiem w składzie - ktoś w tym roku da radę zatrzymać czy złoto znów zgarną "Koziołki"?

Spoglądając na skład i ich rozpęd, a także plany o nowym stadionie w Lublinie, zauważam, że oni z tego wszystkiego bardzo się cieszą i nabrali wiatru w żagle. Wydaje mi się, że będą walczyć o ten tytuł.

To też oczywiście kwestia pieniędzy i kupowania zawodników. Jak wiemy, polska liga jest najlepsza na świecie. Żużlowcy zmieniają barwy klubowe w zależności od tego, kto ile im zapłaci. To też jest takie mało lokalne. Mamy w tych naszych drużynach żużlowych po 2-3 Polaków, a reszta to obcokrajowcy. Nabiera to więc trochę innego wymiaru. Walczą ze sobą nie tylko drużyny, ale i majętności - istotne jest bowiem też to, kto kogo podkupi.

Widzimy, że jest ta grupa bardzo dobrych zawodników, o których biją się kluby. Ten klub, który potrafi kupić wielu dobrych zawodników, zyskuje większe szanse na sukcesy. Widać po Motorze Lublin, że sama obecność Zmarzlika pomogła w zdobyciu mistrzostwa Polski. Oczywiście on sam nie wygrywa, ale pociąga kolejnych.

Cieszę się, że dany klub wygrywa, jednak to nie oznacza, że wypracował sobie on swoich zawodników, tylko kupił połowę ludzi i udało mu się złożyć dobrą drużynę. Oczywiście to nie wszystko, bo musi być jeszcze atmosfera, trener, szef, dyrektor, kierownik... Widzimy jednak, jak ten rynek się zmienia. Zobaczymy, jak będzie wyglądać ten sezon.

Mówi się, że jest pan ekspertem w zakresie dowcipów. To może na koniec jakiś żużlowy żart?

Niestety nie... Trochę powiedzeń o żużlu miałem i przy okazji jednej z gal udało mi się je przytoczyć, ale one były spisane. Teraz jednak nie jestem w stanie do tego wrócić, bo nie mam tak dobrej pamięci, żeby to wszystko zakodować. O żużlu akurat nic nie przychodzi mi do głowy. Nie dam więc satysfakcji czytelnikom.

Rozmawiał Mateusz Domański, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Junior Włókniarza nie miał łatwo z kibicami. Pamiętali, że odmówił jazdy w meczu
Kluby dostaną większe pieniądze. Będzie nowa inwestycja jak w Big Brotherze


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×