Odwiedzając oficjalną stronę taemu Havelocka bez trudu możemy odnaleźć fotografię prezentującą zgrupowanie młodych angielskich żużlowców, z których wyrosło pokolenie wspaniałych, utytułowanych jeźdźców. Młody Gary stoi z boku, lecz zawadiacka, roześmiana mina i bujna czupryna sprawia, że nie może zostać niezauważony. Bo Havelock obojętnie gdzie i z kim przebywa zawsze jest duszą towarzystwa. To facet, który równie dobrze może rozbawić do łez swojego dobrego kompana Joe Screena, jak i królową Elżbietę.
Przygoda z profesjonalnymi rozgrywkami żużlowymi obecnego lidera drużyny Redcar Bears rozpoczęła się w Middlesbrough w 1985 roku, ale Havelocka wszyscy kojarzą z niezapomnianym teamem z Bradford, w którego barwach osiągnął swe największe sukcesy. Po ledwie dwunastu miesiącach startów z licencją został Indywidualnym Mistrzem Wielkiej Brytanii Juniorów. Rok później był już Indywidualnym Mistrzem Europy (Świata) Juniorów, a tytuł ten wywalczył w niezapomnianym finale rozegranym na torze w Zielonej Górze. Wygrał wtedy bezapelacyjnie, zostawiając pobitych w polu Piotra Śwista i Seana Wilsona. Niewiarygodny talent, odwaga i opieka ojca sprawiły, że Havelock natychmiast wskoczył do światowej czołówki.
Rogata dusza młodego gwiazdora sprawiła natychmiastową eksplozję przysłowiowej wody sodowej. Z powodu wykrytych w ciele substancji odurzających został ukarany roczną karencją przez angielską federację i cały 1989 rok Havelock spędził w żużlowym parkingu bez prawa wyjazdu na tor. "Havvy" pokazał jednak charakter i wrócił w wielkim stylu po karnej karencji. W 1992 roku w finale IMŚ we Wrocławiu zagrał na nosie wszystkim faworytom i sięgnął po mistrzowską koronę przegrywając tylko jeden wyścig po kapitalnej akcji Sławomira Drabika. Startując wtedy w barwach gorzowskiej Stali został nad Wartą przywitany jak prawdziwy champion. Do prezentacji w meczu ligowym przywiózł go samochód z zamontowanym królewskim tronem, a sam Havelock dumnie prezentujący puchar ubrany był w szaty królewskie i wymachiwał grawerowaną szablą. Po triumfie we Wrocławiu poszedł za ciosem i zwyciężył drugi raz z rzędu w mistrzostwach Anglii. Zaczął startować w Szwecji, a w Polsce zaczął pełnić rolę "strażaka" wzywanego w miejsce kontuzjowanego obcokrajowca lub drugiego lidera zespołu.
W 1995 jak dżoker wyjęty z rękawa wydarł prawie w pojedynkę meczowe zwycięstwo faworytowi ligi Wrocławiowi na torze w Gorzowie tocząc świetne pojedynki z Tomasem Topinką. Po meczu, widząc ogromną radość kompletu publiczności robił rundy honorowe z klubową flagą, szampanem i... hostessą podprowadzająca na motocyklu! Innym razem, w Grudziądzu na "kartoflisku" zupełnie nie radził sobie z nawierzchnią i dawał się objeżdżać wszystkim, zastanawiając się pod kaskiem jak można bez sprawnej maszyny startowej (po awarii sędzia Jerzy Kaczmarek zarządził "start na chorągiewkę") rozegrać mecz. W 1996 roku podczas towarzyskiego meczu Anglia – Australia pechowo doznaje bardzo poważnej kontuzji kręgosłupa, która stawia jego dalsza karierę pod znakiem zapytania. Havelock po raz kolejny wykazuje się hartem ducha i tylko dzięki własnej ambicji wraca po kilkunastu miesiącach na ukochany żużlowy owal. Już jako doświadczony żużlowiec startuje między innymi w Pile, Częstochowie czy Rzeszowie. W 2002 roku w Gdańsku w arcyważnym meczu pomiędzy Piłą, a Gdańskiem zdobywa zaledwie cztery "oczka", ale w parkingu zostaje uznany wspólnie z Jasonem Crumpem "ojcem sukcesu", bo każdy wyścig z jego udziałem kończył się wygraną w stosunku 4:2 wydartą ambitnym gospodarzom.
Pomimo upływających lat "Havvy" nadal w głębi duszy jest szesnastolatkiem, przed którym wielki świat stoi otworem. Na mecz potrafi przyjechać z barwnymi loczkami na głowie, by za tydzień zameldować się w parkingu z przystrzyżonym "jeżem" lub pofarbowaną na blond czupryną. Havelock czerpie z życia pełnymi garściami, marzy o życiu na Karaibach, a wolnych chwilach gra z przyjaciółmi w piłkę lub squasha. Z pewnością doskonale wie jak smakuje najlepsze piwo i importowane oryginalne kubańskie cygaro zwinięte według receptury na udach Kubanki w Hawanie. Nadal cieszy się speedway'em i ściga pod czujnym i wymagającym okiem ojca, menagera Redcar Bears jako żywa legenda angielskiego żużla. Czasami uroczo komentuje żużel w Sky TV, opowiadając sportowe anegdoty ze swymi starymi druhami: Kelvinem Tatumem czy Chrisem Louisem. Udziela się społecznie, stoi na czele charytatywnej organizacji pomagającej kontuzjowanym żużlowcom, niekiedy pojawia się w parku maszyn podczas GP udzielając rad i wskazówek młodym angielskim jeźdźcom. Nadal podziwia Tony Rickardssona za jego perfekcjonizm i stalowe nerwy, których nieraz mu brakowało. W głębi duszy nie potrafi się sobie przyznać, że cykl GP nie jest już dla niego...