Mateusz Jach: Gary "Havvy" Havelock

W idealistycznym ujęciu konfucjanizmu chiński znak tao rozumiany jest jako droga, którą niebo odcisnęło w sercu człowieka. Nieprzypadkowo symbol ten wpisany jest w logo teamu i obszycia motocykli legendy angielskiego żużla Gary Havelocka. Bo czy "Havvy" mógł pójść inną ścieżka życiową niż żużel, jeżeli już w dzieciństwie kipiał energią i dorastał w warsztacie swojego ojca Briana, który także wspaniale ścigał się na brytyjskich torach?

Mateusz Jach
Mateusz Jach

Odwiedzając oficjalną stronę taemu Havelocka bez trudu możemy odnaleźć fotografię prezentującą zgrupowanie młodych angielskich żużlowców, z których wyrosło pokolenie wspaniałych, utytułowanych jeźdźców. Młody Gary stoi z boku, lecz zawadiacka, roześmiana mina i bujna czupryna sprawia, że nie może zostać niezauważony. Bo Havelock obojętnie gdzie i z kim przebywa zawsze jest duszą towarzystwa. To facet, który równie dobrze może rozbawić do łez swojego dobrego kompana Joe Screena, jak i królową Elżbietę.

Przygoda z profesjonalnymi rozgrywkami żużlowymi obecnego lidera drużyny Redcar Bears rozpoczęła się w Middlesbrough w 1985 roku, ale Havelocka wszyscy kojarzą z niezapomnianym teamem z Bradford, w którego barwach osiągnął swe największe sukcesy. Po ledwie dwunastu miesiącach startów z licencją został Indywidualnym Mistrzem Wielkiej Brytanii Juniorów. Rok później był już Indywidualnym Mistrzem Europy (Świata) Juniorów, a tytuł ten wywalczył w niezapomnianym finale rozegranym na torze w Zielonej Górze. Wygrał wtedy bezapelacyjnie, zostawiając pobitych w polu Piotra Śwista i Seana Wilsona. Niewiarygodny talent, odwaga i opieka ojca sprawiły, że Havelock natychmiast wskoczył do światowej czołówki.

Rogata dusza młodego gwiazdora sprawiła natychmiastową eksplozję przysłowiowej wody sodowej. Z powodu wykrytych w ciele substancji odurzających został ukarany roczną karencją przez angielską federację i cały 1989 rok Havelock spędził w żużlowym parkingu bez prawa wyjazdu na tor. "Havvy" pokazał jednak charakter i wrócił w wielkim stylu po karnej karencji. W 1992 roku w finale IMŚ we Wrocławiu zagrał na nosie wszystkim faworytom i sięgnął po mistrzowską koronę przegrywając tylko jeden wyścig po kapitalnej akcji Sławomira Drabika. Startując wtedy w barwach gorzowskiej Stali został nad Wartą przywitany jak prawdziwy champion. Do prezentacji w meczu ligowym przywiózł go samochód z zamontowanym królewskim tronem, a sam Havelock dumnie prezentujący puchar ubrany był w szaty królewskie i wymachiwał grawerowaną szablą. Po triumfie we Wrocławiu poszedł za ciosem i zwyciężył drugi raz z rzędu w mistrzostwach Anglii. Zaczął startować w Szwecji, a w Polsce zaczął pełnić rolę "strażaka" wzywanego w miejsce kontuzjowanego obcokrajowca lub drugiego lidera zespołu.

W 1995 jak dżoker wyjęty z rękawa wydarł prawie w pojedynkę meczowe zwycięstwo faworytowi ligi Wrocławiowi na torze w Gorzowie tocząc świetne pojedynki z Tomasem Topinką. Po meczu, widząc ogromną radość kompletu publiczności robił rundy honorowe z klubową flagą, szampanem i... hostessą podprowadzająca na motocyklu! Innym razem, w Grudziądzu na "kartoflisku" zupełnie nie radził sobie z nawierzchnią i dawał się objeżdżać wszystkim, zastanawiając się pod kaskiem jak można bez sprawnej maszyny startowej (po awarii sędzia Jerzy Kaczmarek zarządził "start na chorągiewkę") rozegrać mecz. W 1996 roku podczas towarzyskiego meczu Anglia – Australia pechowo doznaje bardzo poważnej kontuzji kręgosłupa, która stawia jego dalsza karierę pod znakiem zapytania. Havelock po raz kolejny wykazuje się hartem ducha i tylko dzięki własnej ambicji wraca po kilkunastu miesiącach na ukochany żużlowy owal. Już jako doświadczony żużlowiec startuje między innymi w Pile, Częstochowie czy Rzeszowie. W 2002 roku w Gdańsku w arcyważnym meczu pomiędzy Piłą, a Gdańskiem zdobywa zaledwie cztery "oczka", ale w parkingu zostaje uznany wspólnie z Jasonem Crumpem "ojcem sukcesu", bo każdy wyścig z jego udziałem kończył się wygraną w stosunku 4:2 wydartą ambitnym gospodarzom.

Pomimo upływających lat "Havvy" nadal w głębi duszy jest szesnastolatkiem, przed którym wielki świat stoi otworem. Na mecz potrafi przyjechać z barwnymi loczkami na głowie, by za tydzień zameldować się w parkingu z przystrzyżonym "jeżem" lub pofarbowaną na blond czupryną. Havelock czerpie z życia pełnymi garściami, marzy o życiu na Karaibach, a wolnych chwilach gra z przyjaciółmi w piłkę lub squasha. Z pewnością doskonale wie jak smakuje najlepsze piwo i importowane oryginalne kubańskie cygaro zwinięte według receptury na udach Kubanki w Hawanie. Nadal cieszy się speedway'em i ściga pod czujnym i wymagającym okiem ojca, menagera Redcar Bears jako żywa legenda angielskiego żużla. Czasami uroczo komentuje żużel w Sky TV, opowiadając sportowe anegdoty ze swymi starymi druhami: Kelvinem Tatumem czy Chrisem Louisem. Udziela się społecznie, stoi na czele charytatywnej organizacji pomagającej kontuzjowanym żużlowcom, niekiedy pojawia się w parku maszyn podczas GP udzielając rad i wskazówek młodym angielskim jeźdźcom. Nadal podziwia Tony Rickardssona za jego perfekcjonizm i stalowe nerwy, których nieraz mu brakowało. W głębi duszy nie potrafi się sobie przyznać, że cykl GP nie jest już dla niego...

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×