Dziewięciu zawodników stanęło do walki o puchar Prezydenta miasta Częstochowa Krzysztofa Matyjaszczyka. W gronie uczestników wydarzenia pojawili się dwaj reprezentanci Niemiec - Richard Geyer oraz Ronny Weis, którzy w przeszłości ścigali się już na polskich taflach lodowych.
Drugi z nich ma na swoim koncie epizod w Kolejarzu Rawicz, a od wielu lat organizuje zimą cykl gal lodowych Drift on Ice. On, jak i Geyer są więc z tego typu wydarzeniami bardzo dobrze zaznajomieni i to między sobą rozstrzygają co roku kwestię tego, który z nich jest numerem jeden.
W piątek do Częstochowy Niemcy przywieźli nie tylko swoje motocykle, ale również i maszynę startową wraz ze stanowiskiem dla sędziego, oświetlenie, czy materiały wyznaczające owal do jazdy.
ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?
Zawodnicy zza naszej zachodniej granicy profesjonalnie podeszli do organizacji, a do ścigania - bardzo ambitnie. Czasem można było odnieść wrażenie, że ten turniej to dla nich coś więcej, niż tylko towarzyskie ściganie. Szczególnie Weiss był niesamowicie nakręcony na to, by zwyciężyć.
Jak się okazuje we znaki dali się także innym zawodnikom. - Koledzy z Niemiec nie chcieli założyć takich samych opon, jak my, co było widać na starcie, bo byli nie do złapania. Niby zabawa, ale trochę nie fair wobec nas. Tym bardziej że to tylko zabawa, a przysporzyło to wielu niepotrzebnych nerwów. Proponowaliśmy, mieliśmy zapasowe gumy. Szkoda, bo szanse by się wyrównały - mówił po zawodach Mateusz Kowalczyk, który wygrał rundę zasadniczą, a w finale zameldował się na drugiej pozycji.
To nie była jednak jedyna kontrowersja z udziałem Niemców. Kilkukrotnie na lodowej tafli pojawiał się Weis, który przekazywał swoje uwagi sędziemu oraz gospodarzom. W barażu niepotrzebnie "zagotował się" Geyer. 25-latek najpierw spowodował upadek Wojciecha Lisieckiego, a w powtórce, kiedy drobne problemy z opanowaniem motocykla miał Marcin Sekula i utrudnił mu płynną jazdę, odkręcił manetkę gazu na tyle mocno, że na bardzo króciutkim obiekcie nie miał szans, aby złożyć się w łuk i z impetem uderzył w bandę.
Marcel Kajzer miał z kolei lekkie spięcie z arbitrem zawodów. Kiedy rawiczanin dotknął taśmy, to był przekonany, że w powtórce pojedzie zza pleców rywali. Tak zazwyczaj przewidywał regulamin podczas tego typu sytuacji. Tymczasem sędzia postanowił wykluczyć byłego zawodnika m.in. Włókniarza Częstochowa. Kajzer nie zgadzał się z werdyktem, próbował z nim rozmawiać, interweniowali także gospodarze wydarzenia. Przedłużające się dyskusje sprawiły, że kibice gwizdami wyrażali swoje niezadowolenie wobec postawy Niemca.
Ostatecznie po prawie dziesięciu minutach arbiter zdecydował się ulec i dopuścił Kajzera do powtórki, ale odsunął go kilka metrów od startu. Zawodnik wyścig wygrał, bowiem zaraz po starcie defekt zaliczył Dawid Wiwatowski. Co ciekawe, kilka chwil później sędzia przerwał jeden z wyścigów z powodu... mikroruchów.
Gala Lodowa w Częstochowie zakończyła się triumfem Ronny'ego Weisa, który w finale pokonał Mateusza Kowalczyka i Marcina Sekuli.
Czytaj także:
1. Utalentowany nastolatek pod okiem Micka Holdera
2. Młody Czech miał kilka opcji. To dlatego wybrał Falubaz