Był jednym z pionierów. Zginął w mało istotnym meczu

Eugeniusz Nazimek to jedna z największych legend rzeszowskiego żużla. Jest też zresztą uznawany za prekursora tej dyscypliny w tamtym rejonie. Jeszcze przez wiele lat miał wychowywać swoich następców, jednak zginął w mało istotnym sparingu.

Mateusz Kmiecik
Mateusz Kmiecik
Eugeniusz Nazimek Materiały prasowe / polskizuzel.pl / Na zdjęciu: Eugeniusz Nazimek
Eugeniusz Nazimek urodził się 26 lutego 1927 roku w Przybyszówce, ówcześnie w podrzeszowskiej miejscowości, a obecnie jednej z dzielnic miasta. Przygodę z żużlem rozpoczął później niż obecni zawodnicy. Nie ze względu na przepisy, a II Wojnę Światową. Ostatecznie w wieku 22 lat dołączył do drugoligowego Rzeszowskiego Towarzystwa Kolarzy i Motorzystów.

Nieszczęśliwy wypadek


Jego kariera nie potrwała jednak długo, bo już w 1959 roku została przerwana po tragicznym wypadku w sparingu, w którym nie chciał nawet brać udziału. Dla Nazimka miał to być ostatni sezon startów, ponieważ od jakiegoś czasu zajmował się pracą szkoleniowca i nie miał zamiaru dłużej łączyć obu zajęć.

W zawodach pojawiał się o wiele rzadziej niż do tej pory, a szanse dawał zazwyczaj swoim młodszym kolegom. On sam występował tylko w nagłych przypadkach jako uzupełnienie składu tak jak w trakcie tragicznego w skutkach sparingu. Ówczesny 32-latek robił wszystko, aby opuścić ten mecz. Ostatecznie nie udało mu się nikogo namówić do zastąpienia samego siebie.

ZOBACZ WIDEO: Co z obowiązkowym wychowankiem? Szokujące słowa Piotra Barona

W piątym biegu sparingu legenda rzeszowskiego żużla jechała spokojnie na prowadzeniu. Na trzecim okrążeniu doszło do uszkodzenia haku w jego motocyklu, w efekcie czego upadł na tor i odbił się od bandy. Dwaj inni uczestnicy gonitwy ominęli go, ale nie udało tego dokonać temu ostatniemu. Stanisław Kaiser uderzył w głowę Nazimka hakiem swojego motocykla. Mówiło się nawet, że w ten sposób została uszkodzona czaszka i rdzeń kręgowy żużlowca. Ten na wskutek obrażeń zginął jeszcze na stadionie.

- Pamiętam, jak na treningach Nazimek uczył nas upadania na tor i wyhamowywania przed leżącym zawodnikiem. Często rzucał na tor czapkę, a nadjeżdżający żużlowiec musiał położyć motocykl lub bezpiecznie ominąć przeszkodę. Gdyby zawodnicy rywali opanowali taką umiejętność, to na pewno nie doszłoby do tragedii, a Nazimek jeszcze długie lata prowadziłby Stal. Trzeba jednak przyznać, że podczas tamtych zawodów miał straszliwego pecha - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Władysław Bistroń (więcej TUTAJ).

Wielka postać


Na jego pogrzebie zjawiło się 15 tysięcy osób. Wszyscy opłakiwali jedną z najważniejszych postaci w historii klubu. Największe sukcesy osiągał jednak w obecnej Abramczyk Polonii, a wtedy Gwardii Bydgoszcz. W 1951 oraz 1953 roku sięgnął z drużyną po drużynowe wicemistrzostwo Polski. Przed sezonem 1955 powrócił do swojej ukochanej Stali. Przez kilka lat był czołową postacią zespołu. Otrzymał nawet powołanie do reprezentacji Polski i wyjechał na tournée do Szwecji.

Trzykrotnie wystąpił w finałach Indywidualnych Mistrzostw Polski, choć medalu nigdy nie wywalczył. W ostatnich latach życia zajął się także pracą trenera i to nie tylko w swoim rejonie. - Był to wyjątkowy człowiek. Wykonywał tę pracę bezinteresownie, jak się wówczas mówiło społecznie. Był do dyspozycji w każdej chwili, nie tylko w Rzeszowie, ale przyjeżdżał do Tarnowa na każdy telefon - pisał w przeszłości Adam Gomółka, autor wielu żużlowych publikacji.

Gdyby Eugeniusz Nazimek żył, w poniedziałek 26 lutego obchodziłby 97. urodziny.

Czytaj także:
Żużel. Tomasz Bajerski mówi wprost. "W tym okresie już nic więcej nie zrobimy"
Żużel. Dwa słowa. Tak mówi o PGE Ekstralidze w Canal+

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×