Żużel. Wojciech Stępniewski: Siedem klubów PGE Ekstraligi chce wprowadzenia KSM

PAP / Tytus Żmijewski / Na zdjęciu: Wojciech Stępniewski
PAP / Tytus Żmijewski / Na zdjęciu: Wojciech Stępniewski

- KSM wisi w powietrzu i pozostaje opcją atomową. Obecnie chce jej siedem klubów, które obawiają się, że nadwyżka pieniędzy z nowego kontraktu telewizyjnego znowu trafi do zawodników - mówi Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Z jednej strony mamy wielki sukces, bo nowe kontrakty telewizyjne w PGE Ekstralidze i Metalkas 2. Ekstralidze są znacznie wyższe od poprzednich. Z drugiej pojawiają się obawy, co zrobić, żeby nadwyżka pieniędzy nie trafiła na konta zawodników. Czy z punktu widzenia PGE Ekstraligi jest to problem, nad którym zamierzacie się pochylić?[/b]

Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi: Oczywiście, przysłuchuję się tej dyskusji i mam wrażenie, że mamy pewien medialny paradoks. Wydaje mi się, że gdyby kwoty z kontraktu telewizyjnego w PGE Ekstralidze były nieco niższe, to pojawiłby się lekki jęk zawodu i stwierdzenia, że nadchodzi kryzys żużla.

Być może jednak niektórzy by się w duchu z tego ucieszyli. Wtedy mieliby jasny i czytelny przekaz dla zawodników, że kasy jest mniej, więc kontrakty będą niższe. Rzeczywistość jest jednak inna. Pieniędzy będziemy mieć więcej i dlatego wszyscy obawiają się żużlowców. To z jednej strony brzmi kuriozalnie, ale z drugiej strony jestem byłym prezesem klubu żużlowego, więc potrafię to zrozumieć.

Czy zamierzacie w jakikolwiek sposób pomóc klubom, żeby nie doszło do kolejnego wzrostu wynagrodzeń dla żużlowców?

To działa trochę jak w gospodarce. Gdy ludzie mają trochę więcej pieniędzy, to konsumują. W odwrotnej sytuacji ograniczają swoje wydatki. Być może zatem najbardziej logicznym rozwiązaniem będzie nie przekazywanie tej nadwyżki klubom w PGE Ekstralidze. W Metalkas 2. Ekstralidze nie wchodzi to w grę, bo to dopiero początek drogi dla tego projektu.

Kluby nie dostaną pieniędzy, które wynegocjowaliście? Jak zamierza pan to wytłumaczyć prezesom?

To musi się wydarzyć za pełną zgodą klubów. Wtedy możemy stworzyć fundusz zadań specjalnych i wspomagać nowe ośrodki czy płacić za punkty wychowanków. Rozwiązań jest naprawdę mnóstwo i nie wykluczam, że to się wydarzy. Zapewniam jednak pana i kibiców, że prezesi klubów ekstraligowych po zakończeniu głosowania nad nową umową telewizyjną przez dobre dwie godziny zastanawiali się, co zrobić, żeby nie wpuścić tych dodatkowych pieniędzy w system.

Każdy z nich jest na tyle świadomy, że nie wierzy w zapowiedzi o rozsądku i nieprzepłacaniu żużlowców. Działacze zimą mogą być wspólnikami, ale od wiosny do jesieni są już rywalami. I oni dobrze wiedzą, że to działa jak domino. Wystarczy, że wyłamie się jeden, a później dopłaca cała reszta.

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?


Czy prezesi wspominają już o konieczności powrotu regulaminu finansowego?

Przypominam, że jesteśmy w sporze z UOKiK, który zakwestionował to, co funkcjonowało w żużlu od wielu lat. Nie zgadzamy się z tym i mamy nadzieję wygrać sprawę przed sądem. Już dzisiaj mogę powiedzieć, że przez zniesienie limitów pogorszyła się kondycja finansowa klubów i jednak do pewnych mechanizmów będziemy mogli wrócić, gdy skończymy z powodzeniem spór z UOKiK. Z całą pewnością jednak na ten moment możemy stosować przepisy sportowe regulujące rynek.

Mamy dowolność w tej materii np. po to, aby w najstarszej kategorii wiekowej zamieszać i dać szansę młodym, którzy nie są jeszcze tacy drodzy. Proszę jednak nie traktować tego jako zapowiedzi zmian. Ja tylko rzucam panu przykładami, żeby pokazać, co jest realne i jakie są mechanizmy.

Najbardziej znanym mechanizmem regulującym rynek zawodniczy jest KSM. Jakie jest obecnie grono jego zwolenników w PGE Ekstralidze?

Siedem klubów jest za tym rozwiązaniem. Ten temat nigdy nie został zamknięty. I wraca co roku. Można powiedzieć, że cały czas wisi w powietrzu jako opcja atomowa. KSM może mieć swoje dobre i złe strony. Jeśli ma spełnić swoje zadanie w zakresie regulacji rynku, to musi być brutalny. Nie można doprowadzić do sytuacji, która miała miejsce w przeszłości. Wtedy górny limit został ustalony na poziomie, w którym wszyscy się mieścili. Trudno się jednak dziwić, że tak to policzono, skoro jego wysokość ustalały kluby. Wiem, że tak było, bo sam byłem częścią tamtych rozmów.

I tamten KSM nie spełniał swojej roli, bo nie mógł z uwagi na swój zbyt duży górny limit. Tymczasem KSM musi dotknąć każdego w mniejszym lub większym stopniu i być ogłaszany na minutę przed uruchomieniem okresu transferowego. Jeśli mamy zatem o nim dyskutować w przyszłości, to tylko z zachowaniem takich warunków.

A co sądzi pan o pomyśle wprowadzenia salary cap?

Uważam, że warto to rozważyć. Np. 65 proc. wydatków na wynagrodzenia dla zawodników liczone na bazie ubiegłorocznego budżetu to byłoby sensowne rozwiązanie. Jeśli ktoś miał budżet 20 mln, to może wydawać maksymalnie 13 milionów na żużlowców. Resztę musiałby przeznaczać na inne cele. To ma jednak sens tylko w sytuacji, kiedy zawodnik nie będzie mieć żadnych przestrzeni reklamowych na swoim kevlarze i motocyklu oraz gdy zostaną wprowadzone mechanizmy kontroli budżetów klubowych. Trzeba by zatem najpierw uporządkować wiele kwestii, aby to rozwiązanie miało sens.

Czy dla pana jako prezesa PGE Ekstraligi rosnące zarobki zawodników to problem dyscypliny?

Nie bronię zawodnikom zarabiać nawet 100 tysięcy złotych za punkt. Wielkość ich kontraktów nie robi na nas wrażenia, szczególnie kiedy zestawimy to z ich ryzykiem w zakresie potencjalnej utraty zdrowia czy nawet życia. Jest tylko jeden warunek. Klub najpierw obok budżetu na zawodników pierwszej drużyny musi posiadać środki niezbędne do swojego funkcjonowania np. organizowania jakościowych akcji marketingowych, zatrudniania wysokiej klasy specjalistów, szkolenia, utrzymania całej firmy. Słowem, musi budować zaplecze i się rozwijać.

Mówi pan o organizowaniu profesjonalnych akcji marketingowych. Tymczasem ja odnoszę ostatnio wrażenie, że kluby mają problemy, by wyegzekwować od zawodników jakiekolwiek działania marketingowe.

Zgadza się. Zawodnicy od pewnego czasu stroją fochy i mają muchy w nosie. Takie mamy sygnały z klubów. Oni robią te rzeczy, bo muszą albo wychodzą z założenia, że nie chcą kary od PGE Ekstraligi. Kluby nie nakładają na nich kar, bo boją się ich reakcji po sezonie. Wracając jednak do ich zarobków, to mamy problem, bo one rosną, a brakuje na inne rzeczy. Kluby mają naprawdę ogromne koszty.

Przykładem niech będą wydatki na energię elektryczną za spotkania przy sztucznym świetle. To są niebotyczne sumy, a uruchomienia oświetlenia wymagają nawet mecze rozgrywane za dnia ze względu na wysoką jakość realizacji ze strony telewizji, która przecież za to właśnie między innymi płaci.

Zarobki zawodników rosną, a jak jest z pracownikami w klubach? Niektórzy podobno od lat nie mogą doprosić się podwyżek.

Zgadza się. W jednym z klubów po wzroście kwot ze sprzedaży praw telewizyjnych zawodnicy zaczęli zarabiać dwa razy więcej, a pracownicy przez trzy lata nie mogli doprosić się zarządu o wzrost płac. A to oni "robią" ten klub. Poświęcają mnóstwo czasu w tygodniu, całe weekendy i mają problem, żeby iść na urlop. To jest kuriozum, a pozwolili na to prezesi, którzy na co dzień prowadzą wielkie biznesy, w których potrafią pewne rozwiązania wprowadzić. Niech zatem zawodnicy zarabiają nawet dziesięć razy tyle, o ile kluby będą mieć środki na inne obszary swojej działalności.

Zapewniam jednak pana, że wraz ze wspólnikami zrobimy wszystko, by nie pozwolić na uruchomienie kolejnej lawiny finansowej w polskim żużlu. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to będziemy bezwzględni i zadziałamy w myśl zasady: nie masz, to nie wydasz. Te pieniądze po prostu nie trafią do systemu.

Ostatnio w przestrzeni medialnej możemy przeczytać, że wiele klubów PGE Ekstraligi nie generuje zysków, że przynoszą one straty. Czy dla pana te dane są alarmujące?

Każdy przypadek jest inny. Jeden z ekstraligowych klubów miał jeszcze niedawno minus dziewięć milionów kapitałów własnych. Wielokrotnie na Komisji Licencyjnej stawał wniosek i pytanie, czy taki klub powinien otrzymać licencję. Z drugiej jednak strony wszyscy zawodnicy byli opłaceni co do złotówki i na czas. Dziś ten klub jest w zupełnie innej, znacznie lepszej kondycji. To tylko przykład, choć nie ukrywam, że być może nadwyżkę z telewizji powinni otrzymywać ci, którzy generują zyski. Takie rozwiązanie też chodzi nam po głowie. Są jednak też tacy, którym standing finansowy się pogorszył, a ma to bezpośredni związek ze zniesieniem limitów w związku ze sporem z UOKiK.

Nie widzi pan problemu w mechanizmie finansowania niektórych klubów, gdzie straty są pokrywane przez samorządy?

W pewnym sensie zgadzam się z panem, że to problem. Jeśli jednak klub przynosi stratę, a jego właścicielem jest miasto, które co roku ją pokrywa, to dla PGE Ekstraligi nie ma wielkiej różnicy. To podobny mechanizm, gdzie mamy klub z prywatnym właścicielem, który na końcu dokłada z własnej kieszeni.

Nie uważa pan, że takie finansowanie sportu przez samorządy to patologia?

Ma pan prawo tak sądzić, ale pod względem prawnym wszystko jest w porządku. Jeśli mamy radnych wybranych w demokratycznych wyborach, którzy się na to godzą, to trudno spekulować i mówić, że PGE Ekstraliga nie powinna tego uznawać. To nie jest nasza rola. My mamy sprawdzić, czy na koniec listopada wszystko jest zapłacone. Rozumiem jednak pana tok myślenia, bo chodzi w nim o to, że pieniądze z miasta najłatwiej się dostaje. Tak samo, jak te z PGE Ekstraligi. Wystarczy wystawić fakturę i czekać na przelew. Zakładam, że o to panu chodzi.

Wojciech Stępniewski
Wojciech Stępniewski

Nie tylko o to. Od pewnego czasu w niektórych klubach nastąpiło rozleniwienie. Mamy ogromne miejskie dotacje, łatwe pieniądze z PGE Ekstraligi, spółek skarbu państwa i z tego powodu niektórzy nie wysilają się z szukaniem małych i średnich sponsorów. A prywatny biznes powinien być zdecydowanie ważniejszy w finansowaniu sportu. Zauważył pan ten problem?

Oczywiście, że zauważyłem i najlepszym przykładem tego jest Unia Tarnów, gdzie od lat bazowano wyłącznie na środkach z Azotów. Ale generalizowanie jest niebezpieczne i niesprawiedliwe. Nie wszędzie jest tak, jak pan to opisuje. To zależy od ośrodka. W niektórych miastach takie praktyki są nagminne, ale też są tacy, którzy nie spoczywają na laurach i to przekłada się później na osiągane przez nich wyniki. Nie chciałbym też, żeby z tego wywiadu popłynął w świat przekaz, że wszystkie pieniądze z telewizji zostały "przejedzone" przez zawodników. To nieprawda. Sama U24 Ekstraliga może kosztować między 700 tysięcy a 1,2 mln złotych. A to rozwój dla klubów i młodych zawodników.

Niech pan wybaczy, ale kluby wydają pieniądze na U24 Ekstraligę, bo zostały do tego zobligowane regulaminem. Gdybyście tego nie wprowadzili, to pieniądze zostałyby wydane właśnie na zawodników.

Pewnie tak by było, ale jednak kluby na U24 Ekstralidze zyskały.

Zyskały, ale to nie wynika z rozsądku działaczy tylko z regulaminu.

Dotknął pan ważnej materii, którą jest właśnie zdrowy rozsądek. Tego nie da się zapisać w regulaminie. To można tylko nagradzać.

Od dłuższego czasu w kontekście rosnących zarobków zawodników toczy się dyskusja, czy nie należałoby ujawnić wartości ich kontraktów. Jakie jest zdanie PGE Ekstraligi?

Poważnie o tym myślimy. To już wkrótce może się wydarzyć. Jawność kontraktów nie byłaby z mojej perspektywy złym rozwiązaniem. Teraz działa to tak, że o wszystkim piszą media i spekulują. Nie wiem, czy odkrycie kart nie uzdrowiłoby sytuacji.

W piłce nożnej nikt nie ma z tym problemu.

Złe porównanie. W piłce nożnej kluby stać na inne obszary działalności. W żużlu ciągle tego nie ma. Nie możemy wydawać większości pieniędzy tylko na pierwsze drużyny.

Wróćmy do konkursów ofert na prawa telewizyjne. Ilu nadawców wzięło udział w konkursach?

W PGE Ekstralidze zainteresowane były trzy podmioty, ale ofertę złożyły dwa. W Metalkas 2. Ekstralidze w grę wchodziły dwie telewizje.

Co się stało na rynku praw telewizyjnych, że Discovery jednak było zainteresowane ligowym żużlem? Wydawało się, że brak konkurenta dla Canal+ będzie waszym największym problemem. Sam obawiał się pan takiego scenariusza, kiedy był pan gościem naszego magazynu.

Nie odsłonię panu kuchni rozmów, bo to nie leży w moim interesie. Istotny jest jednak timing takiego konkursu ofert. Więcej zdradzać nie będę. Co do Discovery: ta wielka korporacja postawiła na żużel. Ma to w swojej długofalowej strategii. I my bardzo poważanie i z należytym szacunkiem potraktowaliśmy ich chęć pokazywania ligowego żużla. Jednak w transparentnym konkursie ofert nie udało im się tych praw nabyć. Myślę jednak, że nadal będą nimi zainteresowani.

Od sezonu 2025 Metalkas 2. Ekstraliga będzie jeździć w czwartki. Kibice i eksperci już mówią, że będzie problem z frekwencją. Poza tym nie brakuje głosów, że zabijecie ligę angielską.

Pamiętam, że początkowo piątki w PGE Ekstralidze też budziły kontrowersje. Poza tym chciałbym zauważyć, że są mechanizmy, które mogą klubom jeżdżącym w czwartki zrekompensować ewentualną mniejszą frekwencję.

To znaczy?

Inne pieniądze za mecze czwartkowe i niedzielne. To jest do zrobienia i będziemy rozmawiać. Zapewniam, że jedyną alternatywą dla czwartków były tylko dwie transmisje. Wtedy jednak kontrakt telewizyjny były znacznie niższy.

To prawda, że nie będziecie potwierdzać do jazdy w Metalkas 2. Ekstralidze zawodników, którzy mają kontrakty w lidze angielskiej?

Czytałem pana artykuł o zastosowaniu opcji atomowej wobec ligi angielskiej. Wszystko się zgadza, ale kontekst jest nieco szerszy. Rozmawiamy z BSPA od dłuższego czasu. Jeśli nie uzyskamy jasnej i klarownej odpowiedzi, to będziemy do tego zmuszeni. Nie podoba mi się jednak mówienie o zabijaniu ligi angielskiej. Poprosiliśmy o priorytet dla dwóch meczów, a w zeszłym roku mieliśmy 11 zawodników pierwszej ligi, którzy jeździli w Anglii. Skala nie jest zatem duża, bo to może dotyczyć kilku zawodników właśnie w te czwartki.

Naprawdę nie chcieliśmy od Anglików zbyt wiele. Już dawno mogło być po sprawie, ale stanowisko było twarde i konserwatywne z ich strony, nieproduktywne, nie bo nie. Przypomnę jednak, że nie dalej jak rok temu dopuściliśmy możliwość jazdy dla zawodników kontraktowanych w Polsce w jednej lidze więcej niż to było wcześniej, a więc w sumie w trzech ligach, na czym skorzystali Emil Sajfutdinow, Artiom Łaguta czy Jason Doyle. Dzięki temu mogli wrócić do Anglii.

Jeśli Anglicy nie ustąpią, to będzie opcja atomowa?

Tak, zastosujemy takie rozwiązanie, jeśli Anglicy nadal będą twardo stać przy swoim i nie będą gotowi na choćby milimetrowe ustępstwa. Musimy chronić biznes sportowy i finansowy klubów. Zależy nam, by kluby Metalkas 2. Ekstraligi miały większe środki. Innej opcji nie widzimy. Poza tym w sytuacji, gdzie w kalendarzu imprez międzynarodowych mamy blisko 600 imprez razem z FIM i FIME i innymi ligami, które w Europie muszą się rozegrać w ciągu 28 tygodni, czyli ok 200 dni, korzystając z blisko 150 zawodników, to nie ma siły - konflikt musi nastąpić. Tydzień ma siedem dni i tego nie zmienimy. Zawodnicy nie mogą najzwyczajniej w świecie być wszędzie, gdzie im się podoba.

Proszę zauważyć, że problemem jest także to, że w ligach zagranicznych nie ma szkolenia takiego jak u nas, a przez to nie ma dopływu wystarczającej liczby zawodników. Ligi biją się o gwiazdy zamiast je kreować z własnych zasobów. My wykonaliśmy szereg działań jak Ekstraliga Camp, rozgrywki Ekstraligi U24, aby pomóc młodym zawodnikom zagranicznym w rozwoju. To jednak kosztuje i aby zapewnić na te cele odpowiednie środki musimy zabezpieczyć nasz interes ekonomiczny.

Może więcej transmisji w niedziele lub dwa mecze o tej samej porze?

Nie ma możliwości przeprowadzania więcej niż czterech transmisji w niedzielę, bo pierwszy mecz musiałby się zaczynać o 11:00. Dwa spotkania różnych lig o tej samej porze, ale na innej antenie to natomiast kanibalizm. Tego się nigdzie nie robi. Wyjątkiem są play-offy i rewanże ćwierćfinałów. Kiedy w Ekstraklasie piłkarskiej pojawiły się duże pieniądze, to zaczęła ona grać mecze od czwartku do poniedziałku. To już nie są czasy, że świętym dniem dla żużla jest tylko niedziela. Trzeba się z tym pogodzić. Nie żyjemy już mentalnie w latach 90-tych i musimy przejść do porządku dziennego nad tym, że sport jest dziś także wielkim widowiskiem telewizyjnym. Proszę spojrzeć na piłkę nożną, gdzie tzw. święta piłkarska środa z jedną transmisją meczu piłki nożnej pokazywaną w telewizji linearnej, to jest dziś absolutna przeszłość i przeżytek.

Obecnie trzeba dać kibicom możliwość wyboru meczów w platformach streamingowych, aby żużel nie ustępował innym nowoczesnym sportom. Jednocześnie nie możemy rozgrywać meczów o tej samej porze, bo nie jesteśmy Ligą Mistrzów, gdzie od sezonu 2024/25 grać ma aż 36 drużyn. Trzeba również zaznaczyć, że te osoby, które nie będą mogły uczestniczyć w meczu w tygodniu, będą mogły obejrzeć zmagania swojej ukochanej drużyny w telewizji czy w dowolnym miejscu na komórce. Idziemy zgodnie z nowymi trendami. Na tym polega rozwój.

Zobacz także:
Canal+ zapowiada zmiany przed sezonem
Młodzi Polacy jak gwiazdy F1

Źródło artykułu: WP SportoweFakty