Jego bus ma 777.000 kilometrów przebiegu i to jeszcze nie koniec!

Gdyby u bratanków organizowano - wzorem "Tygodnika Żużlowego" - plebiscyt na najsympatyczniejszego zawodnika sezonu, miałby dożywotnią nagrodę. Wiecznie uśmiechnięty, bezkonfliktowy i skory do pomocy żartowniś wkrótce będzie obchodził 49 urodziny.

Wiktor Balzarek
Wiktor Balzarek
Norbert Magosi WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Norbert Magosi
W węgierskim piekiełku, gdzie każdy ma do każdego pretensje, gdzie królują zaszłości i domniemane krzywdy sprzed lat, jest tylko jeden człowiek, o którym nikt nie powie złego słowa. Nazywa się Norbert Magosi, choć coraz częściej mówią o nim "legenda". Magosi to brat - łata, dobry duch wszystkich żużlowych parków maszyn i normalny, życzliwy człowiek. Gdyby był inny, pewnie zaszedłby ze swoim talentem dużo, dużo dalej.

Wiktor Balzarek: Norbi, pojawiałeś się w polskiej lidze w Krośnie w 1996 roku, ale wystąpiłeś tylko dwa razy. Po pięciu latach znów wróciłeś do Krosna, tym razem na jeden mecz. Później był Kraków i Opole, ale nadal epizodycznie. Czemu startowałeś tak rzadko?

Norbert Magosi: Może wcale nie byłem taki dobry jak ci się wydaje (śmiech)?

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?

Byłeś, byłeś. Udowodniłeś to w Miszkolcu, kiedy dostałeś szansę odjechać pełny sezon i z miejsca przekroczyłeś średnią 2 punktów na bieg.

Tak poważnie, to nigdy nie miałem sprzętu wystarczająco dobrego na polską ligę. Lepsi zawodnicy dostawali pieniądze na przygotowanie do startów, ja nie. Oni przed sezonem mogli zainwestować dajmy na to piętnaście tysięcy marek, ja półtora. Bo tyle miałem, a resztę musiałem uzbierać na torze.

Skąd w ogóle miałeś motocykle? Jesteś z Segedynu, miejscowy ośrodek padł na początku lat '90, więc klubowym sprzętem nie dysponowałeś.

Pierwszy własny motocykl odkupiłem od klubu gdy zbankrutował. Później w miarę możliwości kupowałem nowsze, gdy tylko było mnie stać. O sponsorów zawsze było na Węgrzech bardzo ciężko. Pytasz o polską ligę - próbowałem się załapać mając trzy silniki. A może dwa, bo tylko dwa nadawały się do ścigania.

Jeden z tych motocykli, na których Norbi chciał wjechać do polskiej ligi. Jeden z tych motocykli, na których Norbi chciał wjechać do polskiej ligi.

Jakie to były silniki? Jawy, Goddeny?

Zaczynałem - jak każdy tutaj - na Jawie. Na Goddenie nigdy nie jeździłem. A później przesiadłem się na GM, w sumie tak jak wszyscy.

Kiedy to było?

O chłopie... Najstarsi Węgrzy nie pamiętają (śmiech)! Naprawdę nie kojarzę. Ze dwadzieścia lat temu?

A ten pierwszy raz? Kiedy pierwszy raz usiadłeś na motocykl żużlowy i jak do tego doszło?

To było w roku 1988. To akurat pamiętam. Wcześniej przez rok kręciłem się po parkingu, smarowałem łańcuch Csillikowi, albo Kocso, aż w końcu trener zapytał czy chciałbym spróbować. Wystarczyło zdobyć zgodę od rodziców i... poszło!

Dużo was było w szkółce?

Ze dwadzieścia dzieciaków. Ale trenujących na poważnie - połowa.

Pamiętasz pierwszego trenera?

Pewnie. To był Sandor Hargittai.

Czym był dla ciebie żużel?

Tym samym czym jest do dzisiaj - wielką miłością. Proste. Ale wiesz, wtedy to dopiero było zaje*iście! Płaciłeś do klubu jakieś wpisowe, śmieszne kilka forintów i mogłeś jeździć do bólu. Czasem dosłownie. Wszystko było dostępne, motocykle, ubiór, opony, olej... Ok, może nie najwyższej jakości, ale było. Miałem w opór adrenaliny i emocji, praktycznie za darmo.

Byłeś jednym z ostatnich szczęśliwców. Wkrótce przyszedł kapitalizm i żużlowe eldorado padło razem z twoim klubem. Powiedz mi, do kiedy ścigano się w Segedynie, bo spotkałem się ze sprzecznymi informacjami. Najczęściej wymienia się sezon '92, czasem '93.

Nie... Ostatnie zawody odbyły się w 1996 roku. A tor zbudowano w 1970, może ciut później. Ciężko powiedzieć, bo nawet mnie wtedy jeszcze nie było na świecie (śmiech). Wcześniej był jeszcze jeden, znacznie dłuższy i w innym miejscu. Ja ścigałem się tu do końca, później przeszedłem do Debreczyna.

Zachowanych zdjęć Norbiego z Szeged - toru na którym nauczył się jeździć - jest ledwie kilka. Oto jedno z nich. Zachowanych zdjęć Norbiego z Szeged - toru na którym nauczył się jeździć - jest ledwie kilka. Oto jedno z nich.

W jakich okolicznościach trafiłeś do polskiej ligi?

Był taki człowiek w Nyíregyháza, Bolanowski. Nie wiem w sumie kim on był, zawodnikiem, mechanikiem...? No w każdym razie zapytał czy bym nie chciał pojechać do was, do Krosna. Tak zadebiutowałem w 1996 roku.

Na początku kariery ścigałeś się głównie w ojczyźnie i w eliminacjach do zawodów indywidualnych. Nie ciągnęło cię do Anglii? Bywałeś tam jako mechanik najlepszego zawodnika z Szeged, Antala Kocso, więc realia znałeś.

Oczywiście, ale trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach to nie było takie proste. Na początku lat '90 wciąż mieliśmy wiele zawodów na Węgrzech, a żeby otrzymać pozwolenie na starty w innej lidze, należało być na wszystkich imprezach tutaj, na miejscu. Jedna nieusprawiedliwiona nieobecność i traciłeś licencję na rok. Za duże ryzyko.

Czarna stojąca Jawa i lśniąca biała skóra - dwa znaki rozpoznawcze u progu kariery. Czarna stojąca Jawa i lśniąca biała skóra - dwa znaki rozpoznawcze u progu kariery.

Byli zawodnicy, którzy to ogarniali. Żeby nie szukać daleko, Robert Nagy, twój sąsiad.

Ale kim był wówczas Nagy, a kim ja? On był starszy, miał konkretną pozycję w Europie i dobre wyniki na koncie, był inaczej zorganizowany. Ja byłem młokosem wchodzącym w ten świat. Chłonąłem ile się dało.

Mierzyłeś wysoko? Widziałeś się na podium mistrzostw świata?

No pewnie! Jak masz kilkanaście lat i wchodzisz w świat sportu, nie widzisz granic, po prostu możesz wszystko. My dodatkowo wchodziliśmy w kapitalizm, więc była jazda bez trzymanki. Udawało mi się trzykrotnie awansować do finałów światowych wśród juniorów, więc miałem podstawy by w siebie wierzyć. W 1996 roku zająłem swoje najlepsze miejsce, byłem jedenasty. Za mną był taki kozak jak Nicki Pedersen.

W połowie lat '90 większym wyczynem od pokonania Nicki Pedersena, były pierwsze zwycięstwa nad Zoltanem Adorjanem. I to na jego śmieciach! W połowie lat '90 większym wyczynem od pokonania Nicki Pedersena, były pierwsze zwycięstwa nad Zoltanem Adorjanem. I to na jego śmieciach!

Albo Grzegorz Walasek. Po drodze odpadło wielu zawodników, którzy przez lata nadawali ton światowym rozgrywkom. Honoru Węgier broniłeś głównie ty i Laszlo Szatmari. To był twój najlepszy kumpel?

Dlaczego tak myślisz?

Byliście w podobnym wieku, obaj zaczynaliście za żelazną kurtyną, a później walczyliście o swoje kariery w kapitalizmie. Występowaliście w tych samych eliminacjach, często jeździliście w parze z dobrym skutkiem.

Może tak to wyglądało, ale nie byliśmy przyjaciółmi. Byliśmy przede wszystkim rywalami. Chcę być dobrze zrozumiany: nie było złej krwi, nie było konfliktów. Ja chciałem wygrać z nim, on ze mną. Jeśli zapytałbyś o przyjaźń, to wskazałbym Saniego Fekete. Z nim można było konie kraść.

A jak było później, kiedy byłeś zawodnikiem Miszkolca w polskiej lidze? To była ekipa zebrana z najlepszych czynnych węgierskich żużlowców. Był team spirit?

No to cię rozczaruję, bo nie bardzo. Każdy był zawodowcem, każdy troszczył się o swoje. Nie było zgrupowań przed sezonem, nie mieszkaliśmy w Miszkolcu, treningów też nie było zbyt wiele. Czasy się zmieniły, to nie to samo co kiedy zaczynałem karierę. Wtedy chłopcy z Segedynu trzymali się razem, ci z Debreczyna tworzyli oddzielną paczkę, Nyíregyháza miała swoich ludzi, Miszkolc też. Przed sezonem każdy klub organizował zgrupowania, wspólne treningi, wspólne imprezy. Za czasów występów Miszkolca w polskiej lidze było już zupełnie inaczej. No i skończyło się słabo, bo sześciu milionów forintów do dziś nie odzyskałem (po dzisiejszym kursie przeszło 65.000 zł, co w 2010 roku było niebagatelną sumą - przyp. autor).

W barwach Speedway Miszkolc. Magosi był liderem tego klubu w latach 2006-2010. W barwach Speedway Miszkolc. Magosi był liderem tego klubu w latach 2006-2010.

Pod koniec startów Miszkolca w polskiej lidze pojawił się tam Janusz Ślączka, a wraz z nim wynik w postaci awansu. To był gwóźdź do trumny, bo wszystko było na kredyt?

Tak. Ale Janusz był managerem z prawdziwego zdarzenia, trzeba przyznać.

Duet Janusz Ślączka - Norbert Magosi, jeszcze za czasów wspólnych startów na torze. Duet Janusz Ślączka - Norbert Magosi, jeszcze za czasów wspólnych startów na torze.

To on cię potem ściągnął do Poznania?

Nie, nie. Ślączka nie miał z tym nic wspólnego. On wrócił do Rzeszowa, ja szukałem klubu na własną rękę.

Przeniosłeś się do Poznania, zostając w pierwszej lidze. Dlaczego akurat tam?

Prosta sprawa, Miszkolc zbankrutował i ogłosił upadłość, a ja dalej chciałem ścigać się na tym poziomie.

I znowu nie startowałeś za często...

Bo oni nie płacili za często. Wieczne obietnice: weź przyjedź, będą pieniądze. Raz, drugi, trzeci. Ja mogłem być na każdym meczu, ale chciałem jako zawodnik, nie jako sponsor. Startowałem mniej, więc i "w plecy" byłem mniej. Tym razem nie wypłacono mi 4 milionów (dziś około 43.000 zł - przyp. autor).

"Żużel musisz kochać. Gdybym jeździł tylko dla pieniędzy, już dawno dałbym sobie spokój."

Było jak było, ale przez lata speedway był twoim głównym źródłem utrzymania, prawda?

Od trzech lat już tak nie jest. Prowadzę własny biznes, założyłem auto detailing, który pochłania większość czasu. Nie szło się utrzymać mając tak mało startów.

W ilu zawodach w sezonie udaje ci się wystąpić łącząc pracę z jazdą?

W granicach ośmiu - dziesięciu turniejów i mniej więcej tyle samo treningów.

Mało. Norbi, metryki nie oszukasz - po co to jeszcze robisz?

Krótko i na temat: bo to kocham! To jest całe moje życie.

Orientujesz się czy jest jakiś starszy od ciebie żużlowiec startujący regularnie?

Czekaj, czekaj... jest! Taki gość z Pardubic - wysoki, łysy już... No jak on się nazywa, wypadło mi nazwisko, ale jest starszy na pewno!

Jaroslav Petrak.

Właśnie, Jarda Petrak!

Jeszcze Rune Holta jest.

Tak, on też jest starszy! Ale na podium jestem?

Jak na moje jesteś trzeci.

W końcu jakieś podium, lubię to (śmiech)!

Na węgierskim podwórku Magosi wygrywał wszystko, co było do wygrania. Również w czasach, gdy było się z kim ścigać. Tu na podium obok Mateja Ferjana i Attili Stefaniego. Na węgierskim podwórku Magosi wygrywał wszystko, co było do wygrania. Również w czasach, gdy było się z kim ścigać. Tu na podium obok Mateja Ferjana i Attili Stefaniego.

Trochę ich w życiu zaliczyłeś. Z tylu lat kariery zapamiętałeś jakiś konkretny sukces, wydarzenie?

Był taki bieg w Argentynie. Ze startu wyszedłem ostatni, ale szybko przedarłem się na trzecie miejsce, potem na drugie i zacząłem ścigać Gomólskiego, który prowadził. Kilka razy zmienialiśmy się na prowadzeniu i chociaż przegrałem o centymetry, to bieg był kapitalny. Osiem tysięcy ludzi przez kilka minut wiwatowało na stojąco. Mam ten bieg na YouTube, przygotowałem żeby ci pokazać. Chcesz?

Serio pytasz? Dawaj!

* Norbi wciska play na pilocie i zapada się w kanapie. Widziałem ten bieg wcześniej, też się przygotowałem. Dużo bardziej interesuje mnie reakcja głównego bohatera. To jest taki moment, który zostanie w głowie na zawsze, najpiękniejsza nagroda za setki pokonanych kilometrów i wszystkie gówniane hot dogi na stacjach po drodze. Norbi siedzi wygodnie, ale mimowolnie wygina się jakby znów jechał ten swój ulubiony wyścig, nieświadomie przyjmuje pozycję kanapowego ridera. Na chwilę uśmiech ustępuję skupieniu i wtedy dociera do mnie, że ten wieczny wesołek, kiedy zakłada kask, musi jednak na chwilę poważnieć. Nie podoba mi się ta myśl, ale kątem oka patrzę na niego przez całe 60 sekund. Kiedy przekracza metę drugi, aż klepie się w udo ze złości. I na powrót się uśmiecha.

Pojedynek Norbiego z Gomółą - koniecznie oglądajcie z głosem!

I jak? Fajny?

Zaje*isty!

To był w ogóle dobry czas. Zostałem mistrzem Argentyny, Słowacji i Węgier - wszystko w jednym sezonie.

W Argentynie stałeś się lokalnym idolem. A ty? Miałeś jakiegoś żużlowego idola, wzór?

W 1992 roku pojechałem do Anglii jako pomocnik Antala Kocso, który jeździł dla Bradford. Tam pierwszy raz zobaczyłem w akcji Gary Havelocka. Jak on śmigał, jaka sylwetka, jaka technika! Poza tym normalny, wyluzowany gość. To był mój idol.

    Miszkolc, pierwsza połowa lat '90. Czasy fascynacji stylem Havelocka. Miszkolc, pierwsza połowa lat '90. Czasy fascynacji stylem Havelocka.

Więc na arenie międzynarodowej Havy. A gdybyś miał wymienić trzech najlepszych węgierskich żużlowców?

No wiadomo, Zolly Adorjan, pierwszy bezdyskusyjnie. Nad kolejnymi miejscami musiałbym pomyśleć. Drugi... może Matej Ferjan?

Chwila, chwila! Pytam o Węgrów a nie o zawodników z węgierską licencją.

W takim razie, drugim niech będzie ten, który i tak wiecznie był drugi: Sandor Tihanyi. Trzeci Petrikovics. I jeszcze nagroda specjalna dla Antala Kocso za wyniki na długim torze.

Skoro rozmawiamy o waszym węgierskim żużlowym światku, Attila Stefani przedstawiał mi go niedawno jako skłócony i zawistny. Ale o tobie mówił same pozytywne rzeczy. Jak myślisz, dlaczego?

Tak powiedział? To miłe, tym bardziej bo to charakterny gość, zawsze mówi co myśli. W zeszłym roku odjechaliśmy fajny trening w Nagyhalasz, nawet jeden taki pokazowy bieg dla publiki. Może to dlatego?

Norbi, nie bądź skromny. Co masz w sobie takiego, że wszyscy cię lubią?

Nie wiem. Staram się być sobą, normalnie żyć. Nie szukam konfliktów, nie mam parcia na szkło. To miłe, co mówisz.

Tego gościa po prostu nie da się nie lubić! Tego gościa po prostu nie da się nie lubić!

Wróćmy do żużla. Przez tyle lat spędzonych na torach, miałeś okazję jeździć na przeróżnych nawierzchniach. Ich przygotowanie bardzo się zmieniało. Dzisiaj zazwyczaj jest twardo, kiedyś było ślisko albo grząsko. Twoje preferencje?

Bez znaczenia. Każdy tor, do którego udało się dobrze spasować silnik był ok.

Największy atut Norberta Magosiego to...?

Odpowiem przewrotnie. Chyba fakt, że nieźle mi szło, dysponując ilością sprzętu jaką miałem.

Co masz na myśli?

Przez trzydzieści lat kariery miałem około piętnastu silników. To mniej więcej tyle ile najlepsi na świecie kupują na jeden sezon. O tym mówię. Wyciągnąłem z tego sprzętu ile się dało.

    Ilu jest wciąż aktywnych zawodników, którzy pamiętają starty na stojących Jawach? Ilu jest wciąż aktywnych zawodników, którzy pamiętają starty na stojących Jawach?

A z siebie? Też zawsze dawałeś wszystko? Pytam w kontekście wagi, bo - z całym szacunkiem - szczupłą sylwetką nigdy nie imponowałeś. Stosowałeś dietę?

Nie, nigdy. Zawsze jadłem co chciałem i dobrze się czułem w swoim ciele. Zaczynając karierę ważyłem 65 kilogramów, teraz mam 75. Moim zdaniem to w normie.

    Kiedy spotykasz się z Magosim, obowiązkowo musicie coś zjeść. Gość zna najlepsze restauracje w każdym zakątku Europy! Czasem zdradza to wiecznie przyciasny kevlar... Kiedy spotykasz się z Magosim, obowiązkowo musicie coś zjeść. Gość zna najlepsze restauracje w każdym zakątku Europy! Czasem zdradza to wiecznie przyciasny kevlar...

Trenowałeś między sezonami tak jak koledzy z Polski?

Pracowałem, ścigałem się, a w zimie przygotowywałem sprzęt. Moja doba ma tylko 24 godziny. Poza tym najlepsza dla ciała jest sauna, jestem jej fanatykiem. No, może czasem jogging. Nie rozumiem tego obsesyjnego przerzucania ciężarów na siłowni, katowania organizmu. Sauna daje mi więcej, w dodatku fajnie odpręża. Siły i kondycji po dziś dzień nie brakuje.

Ścigasz się ponad trzydzieści lat, zużyłeś piętnaście silników, przytyłeś dziesięć kilo. A pamiętasz ile kontuzji przytrafiło się przez ten czas?

Jedenaście razy składali mnie na ortopedii. Tyle razy miałem połamane kości.

To dużo?

Chyba też mieści się w normie. Jak na tak ekstremalny sport nie było źle.

Ostatnią kontuzję barku już wyleczyłeś, wszystko ok?

To ja miałem jakąś kontuzję barku? Nie mam problemu z barkiem.

We wrześniu nie pojechałeś w mistrzostwach Europy par w Nagyhalasz, bo podczas treningu uszkodziłeś bark i potrzebna była wizyta w szpitalu. Tak mi powiedziano.

Nie pojechałem, bo prezes z Nagyhalasz jest mi winny trochę kasy, to jedyny powód. Ze zdrowiem wszystko ok.

Miesiąc później zabrakło cię w Pardubicach na Zlatej Prilbie i to były pierwsze zawody odkąd pamiętam bez Węgra w składzie. Ale tam powód był prozaiczny, bo tuż przed wyjazdem zepsuł ci się bus. Miał prawo - podobno masz przejechane ponad 700.000 kilometrów?

Dokładnie 777 tysięcy (śmiech)! Mój Mercedes Sprinter, najlepsze auto na świecie! Wierny towarzysz podróży, przyjaciel. Rzeczywiście, padła skrzynia biegów, ale już wszystko naprawione. Cóż, najlepszym się zdarza. Karierę skończymy razem: on i ja.

Mercedes Sprinter Norberta Magosiego Mercedes Sprinter Norberta Magosiego

Czym się zajmiesz jak nadejdzie ten czas?

Jeśli zostałbym w tym sporcie, to tylko jako indywidualny trener jednego zawodnika. Tylko tu pojawia się inny problem - odległości. Z Segedynu wszędzie jest daleko, zwykle po 500 kilometrów w jedną stronę. Ciężko byłby pogodzić taką robotę z moim aktualnym zajęciem.

Nie wyobrażam sobie węgierskiego salakmotoru bez Norberta Magosiego. Jesteś ostatnim Mohikaninem.

Ten sport jest w ogromnym kryzysie. Nie ma finansowania ze strony państwa. Pieniądze idą właściwie tylko na piłkę nożną. A jeśli jakieś trafiają do sportu motorowego, to nie do żużla. Rodziców również nie stać na sponsorowanie dzieci, bo koszty uprawiania żużla są absurdalne.

Od kiedy tak jest?

Odkąd zmienił się ustrój. Za komunizmu nie musiałeś inwestować, w klubach wszystko było. Jeszcze na początku lat '90 działała firma Volan, która sponsorowała speedway, ale kiedy i jej zaczęło brakować pieniędzy, wszystko się posypało. Nie ma sponsorów, nie ma zainteresowania ze strony polityków, a koszty rosną z roku na rok.

Wytłumacz mi jedną rzecz. Trzydzieści lat temu wasi czołowi zawodnicy - Adorjan, Tihanyi. Petrikovics, Kocso znaczyli w światowym żużlu znacznie więcej niż najlepsi Polacy. Dziś węgierski żużel nie istnieje, a nasz jest potęgą. Co poszło nie tak?

U nas żużel po zmianie ustroju został bez żadnego wsparcia ze strony państwa. To jest ta różnica. Nikt nie wykorzystał jego potencjału, kiedy można było skonsumować sukcesy Adoriana i reszty.

Żadnemu z węgierskich zawodników, którzy zaczynali już po upadku komunizmu, nie udało się zrobić kariery. Dlaczego?

Z powodu barku pieniędzy, przede wszystkim. A druga sprawa jest taka, że czasem brakuje motywacji, samozaparcia, które w obliczu problemów z kasą muszą być ogromne. Trzeba chcieć bardziej.

Ktoś z nich miał ponadprzeciętny talent? Był taki, który mógł rozwinąć karierę choćby do poziomu jaki prezentowałeś ty, czy Szatmari?

Sandor Fekete, bezapelacyjnie.

Od lewej: Sandor Fekete, Norbert Magosi, Zsolt Bencze. Klęczy Zoltan Adorian. U progu kariery każdy z nich uznawany był za spory talent, ale duże wyniki osiągnął tylko najstarszy z nich. Od lewej: Sandor Fekete, Norbert Magosi, Zsolt Bencze. Klęczy Zoltan Adorian. U progu kariery każdy z nich uznawany był za spory talent, ale duże wyniki osiągnął tylko najstarszy z nich.

A Dennis Fazekas? Czy to był materiał na dobrego zawodnika? Miał sponsora w postaci Alboka, prezesa klubu z Nagyhalasz, więc problem finansowy o którym mówisz odpadał.

Nie, nie. Albok to biznesmen, patrzy tylko na własne interesy. Nie da się wyszkolić chłopaka nie dając mu własnego sprzętu, nie budując teamu, nie wysyłając na zawody za granicę.

Chłopak miał papiery na jazdę?

Zapowiadał się nieźle, ale obraził się na żużel. Albok go skutecznie wyleczył ze sportu.

Kolejne nazwisko - Roland Benko. W 2010 roku, jako piętnastolatek, został wicemistrzem Węgier seniorów. Ty byłeś czwarty. Potem było już tylko gorzej...

Potem trafił pod skrzydła Alboka. Z nim nie ma negocjacji - płaci i wymaga. A wymaga na przykład, żebyś jechał na konkretnych ustawieniach sprzętu, bo gdzieś usłyszał, że takie będą działać najlepiej. I nie toleruje sprzeciwu, bo płaci własnymi pieniędzmi. A to, że zawodnik za taką głupotę może zapłacić swoim życiem, średnio go interesuje. Tak się kończą romanse z tym panem.

    Nie wiem ile lat może mieć na tym zdjęciu Norbi, ale raczej niewiele więcej niż piętnaście... Jego kariera potoczyła się znacznie lepiej od przygody Rolanda. Nie wiem ile lat może mieć na tym zdjęciu Norbi, ale raczej niewiele więcej niż piętnaście... Jego kariera potoczyła się znacznie lepiej od przygody Rolanda.

Grubo... Teraz Albok pokłócił się z federacją i grozi zamknięciem obiektu. Wierzysz w to?

Nie. Moim zdaniem to tylko takie przepychanki. Nie wierzę by go zamknął.

O co im właściwie chodzi? Zostały dwa tory: w Nagyhalasz i Debreczynie. I walka na śmierć i życie. Po jaką cholerę?

Bo jeden chce drugiemu coś udowodnić. Zamiast się dogadać, podzielić imprezami, każdy chce postawić na swoim. Debreczyn ma tradycję, wiernych kibiców i jest dużym miastem z potencjałem.

Nagyhalasz ma natomiast nowoczesny obiekt i najlepszy tor do ścigania w Europie.

Tym bardziej nie rozumiem, jak taki tor można zamknąć.

Norbi, wsiadamy w wehikuł czasu i lądujemy w samym tym miejscu, ale za pięć lat. Macie jeszcze żużel na Węgrzech?

Czarno to widzę. Nie ma wielu młodych ludzi, którzy chcieliby spróbować. Nie ma podaży i nie ma pieniędzy. Popatrz, w Debreczynie w tym roku niby coś się ze szkółką ruszyło, ale to też nie działa. No bo jak masz wyszkolić dzieciaka do jakiegoś sensownego poziomu, organizując trzy czy cztery treningi w roku?

    Przez trzydzieści lat Norbert Magosi dzielnie ścigał się pod węgierską flagą. Trzykrotnie brał udział w finałach indywidualnych mistrzostw świata juniorów, był finalistą drużynowych mistrzostw świata, dojechał do półfinału kontynentalnego Grand Prix, zdobył brązowy medal mistrzostw Europy par. Niezliczoną ilość razy startował w pardubickiej Zlatej Prilbie, ma też na koncie tytuł Międzynarodowego Mistrza Łodzi. Przez trzydzieści lat Norbert Magosi dzielnie ścigał się pod węgierską flagą. Trzykrotnie brał udział w finałach indywidualnych mistrzostw świata juniorów, był finalistą drużynowych mistrzostw świata, dojechał do półfinału kontynentalnego Grand Prix, zdobył brązowy medal mistrzostw Europy par. Niezliczoną ilość razy startował w pardubickiej Zlatej Prilbie, ma też na koncie tytuł Międzynarodowego Mistrza Łodzi.

Jest szansa, żeby coś się zmieniło? Może gdyby rząd przychylnie spojrzał na speedway, tak jak czterdzieści lat tremu?

Tak. Tylko to może nas uratować, tylko zmiana w myśleniu polityków, albo zmiana polityków. Przez ostatnie dziesięć lat na Węgrzech wybudowano około trzydziestu stadionów, ale na żadnym nie pomyślano o owalu do speedwaya. Piłka, piłka, piłka - wszystko inne mogłoby tu nie istnieć. I pewnie nie będzie istnieć.

Ale przecież i bez pomocy polityków wybudowaliście w ostatnim dziesięcioleciu aż trzy stadiony: Morahalom, Vasad i Nagyhalasz.

Trzy stadiony, trzy różne historie. Ale wspólny mianownik jest ten sam. Bez pomocy polityków to się nie może udać. Nie jesteśmy takim dużym krajem jak Polska, nie mamy tylu ludzi, a co za tym idzie tylu kibiców i sponsorów. Tutaj musi być zainteresowanie ze strony rządu. Popatrz na Vasad. Jego właściciel, Peter Szilvasi, włożył masę serca i worek pieniędzy. Ale to wciąż za mało. Nie trzeba już wiele, aby ten stadion oficjalnie otworzyć, tylko nikt mu nie chce pomóc. To miejsce ma potencjał, którego żaden ważny polityk nie dostrzega.

To jest jakiś fenomen. Żużel umiera, a wy budujecie trzy nowe stadiony i na żadnym nie będzie zawodów. Po co? Nikt nie umie odpowiedzieć.

Bo to jest bardzo dobre pytanie! Ja też nie odpowiem. Nie wiem, zwyczajnie nie wiem.

Ale na moje ostatnie pytanie będziesz znał odpowiedź.

Dajesz!

Norbi, ile lat na torze jeszcze przed tobą?

Przegrałeś, też nie wiem (śmiech)!

Ale na wiosnę widzimy się w Debreczynie?

Tak, w sezonie 2024 pojadę na pewno. Może to będzie rzeczywiście ostatni rok... A może nie? Się zobaczy!

Przeczytaj więcej tekstów Wiktora Balzarka -->>

Zobacz także:
Ta decyzja to dla nich ogromny cios. "Może być fatalna w skutkach"
Chris Holder mówi o celach związanych z ligą polską. "Taki mam plan"

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×