Wszystkie miłe słowa podnosiły mnie na duchu - rozmowa z Jackiem Krzyżaniakiem

Jacek Krzyżaniak zakończył już karierę na żużlu. W rozmowie z naszym portalem były reprezentant Polski opowiada m.in. o swojej chorobie oraz o ostatnich wydarzeniach żużlowych.

Jakub Michalski: Panie Jacku na początku przekazuję życzenia od fanów, które napłynęły do naszej redakcji w związku z informacją o pana chorobie.

Jacek Krzyżaniak: Dziękuję bardzo. Czytałem te wszystkie miłe słowa w Internecie w szpitalu i przyznam, że podnosiły mnie na duchu i szczerze wzruszyły. Nie przypuszczałem, że tak wiele osób jest mi przychylnych. Szczególnie zapadły mi w pamięci wpisy, w których kibice wierzą, że ten wyścig również wygram. A powiem szczerze, że start już wygrałem, teraz przede mną cztery kółka w lewo i będzie dobrze.

No właśnie informacja o nowotworze była szokująca. Mało kto mówi o swoich słabościach publicznie. Co panu tak naprawdę jest?

- Zacznę od tego, że o swojej chorobie nie chciałem mówić. Niestety wiadomość o chorobie spadła na mnie jak grom z jasnego nieba i byłem winny te informację sponsorom, którzy zaangażowali się w organizację mojego turnieju oraz kibicom, którym ten turniej obiecałem. Jednak nic straconego, co się odwlecze to nie uciecze. A co do mojej choroby, to tak jak informowałem, miałem nowotwór żołądka i musiałem działać szybko, aby nie było niepotrzebnych komplikacji.

Rozumiem, że skoro mówi pan o nowotworze w czasie przeszłym, to choroba jest już pokonana?

- O nie. To nie takie proste. Mówiąc w czasie przeszłym miałem na myśli raczej to, że miałem kiedyś żołądek. O tym czy nowotwór został pokonany pokaże czas.

To brzmi wprost nieprawdopodobnie. Nie ma pan żołądka?!

- Właśnie tak, podczas pierwszej operacji został usunięty żołądek wraz z nowotworem oraz część dwunastnicy.

Czy to oznacza, że było kilka operacji?

- W sumie, to planowano jedną, ale jak to w życiu bywa, wszystkiego nie da się przewidzieć i po dwóch dniach nastąpiły powikłania w związku z czym trafiłem na oddział intensywnej terapii. Później sprawy potoczyły się bardzo szybko i dokładnie wszystkiego nie pamiętam, bo miałem okresy utraty świadomości, ale z tego co wiem, były poważne problemy z utratą hemoglobiny i konieczny był kolejny zabieg. Niestety, po kolejnych dwóch dniach doszło do skręcenia dwunastnicy i zamiast wydalać, to wymiotowałem, no i ponownie trafiłem na stół operacyjny.

Ale rozumiem, że teraz już jest wszystko na dobrej drodze do tego, aby opuścił pan szpital?

- To też nie takie proste. Nie wiem ile jeszcze czasu spędzę w szpitalu. W chwili obecnej nie mogę przyjmować normalnych pokarmów, a poza tym podczas operacji zostały pobrane wycinki tkanek do analizy i czekam na wyniki, od których zależy czy będę przyjmował chemię, a jeśli tak to jaki rodzaj. Dodatkowo, przy usunięciu żołądka trzeba połączyć w człowieku wszystkie wnętrzności, aby mógł normalnie funkcjonować. Niestety, nie wszystko jeszcze się zrosło i soki z przewodu pokarmowego odprowadzane są przy pomocy specjalnego drenu, aby nie zalały otrzewnej, a to powoduje, że muszę być pod stałą obserwacją lekarzy.

Czyli kiedy wyjście do domu?

- Sam nie wiem. Pan doktor mówi, abym uzbroił się w cierpliwość. Ale jest to dla mnie niezwykle trudne, bo zawsze prowadziłem aktywny tryb życia, a siedzenie w pościeli strasznie mnie męczy. Chyba mniej się męczyłem, gdy biegałem po 10 km dziennie.

Czego zatem panu życzyć?

- Tylko zdrowia, z innymi sprawami sobie poradzę.

Tego właśnie życzę w imieniu swoim i czytelników naszego portalu.

Po zakończonej rozmowie Jacek Krzyżaniak sam skierował rozmowę na aktualne wydarzenia żużlowe. Oto jego opinie na temat ostatnich najbardziej gorących tematów.

O karach nałożonych na zawodników przez KM Ostrów.

- W tym temacie nie chciałbym zajmować stanowiska, bo nie znam dokładnie całej sprawy. Wydaje mi się jednak, że zabrakło zwykłej ludzkiej życzliwości i chęci rozmowy, bo gdy ludzie ze sobą rozmawiają zawsze znajdzie się jakieś sensowne rozwiązanie. A w zaistniałej sytuacji pozostał po prostu niesmak oraz cały szereg niedomówień i wzajemnych pretensji.

O dzikich kartach w Grand Prix.

- Zaskoczenia chyba nie było w tym temacie. Trochę może dziwić co niektórych, że w światowej czołówce znalazło się miejsce dla Woffindena. Jednak należy pamiętać, że to młody i na pewno utalentowany zawodnik. Pamiętamy przecież, że Sajfutdinov też dostał szansę w tym roku i wywalczył medal. Woffindenowi raczej nie wróżę na początku takich sukcesów jakie osiągnął Rosjanin. Jednak jestem przekonany, że w niejednym biegu Tai napsuje sporo krwi swoim bardziej doświadczonym kolegom. Pozostałych zawodników w cyklu nie ma co komentować, bo to stara gwardia i każdy wie na co ich stać. No może Zetterstroem zrobił niespodziankę swoim fanom awansując do cyklu i u progu kariery pokaże kawałek dobrego szwedzkiego speedwaya, tym którzy nieco o nim zapomnieli.

O wicemistrzostwie dla Unibaksu.

- Przed zawodami mówiłem, żeby wygrał sport, ale po zawodach pozostał mały żal, że klub w którym stawiałem pierwsze kroki nie wywalczył kolejnego złota. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że zielonogórzanie mieli więcej szczęścia, ale na tytuł mistrza w pełni zasłużyli. Ja jednak nie deprecjonowałbym wicemistrzostwa Unibaksu. Drugie miejsce to też ogromny sukces, bo w finale spotykają się dwie najlepsze drużyny i wygrać, może każdy. Świadczy o tym choćby tegoroczny finał, w którym oba mecze były na przysłowiowym styku. Poza tym Unibax od kilku lat ściga się w finale i udowadnia swoja klasę mistrzowską. Podsumowując ten finał powiem słowami Nikołaja Wałujewa, który w pewnej z gazet powiedział, że w boksie są dwa powiedzenia "po walce nie macha się pięściami" i "wstecz myśleć każdy umie". Ja to spuentuję i powiem tym, którzy dziś analizują tegoroczny finał Speedway Ekstraligi "po zawodach nie kręci się kółek na torze", a "błędy trzeba analizować i wystrzegać się ich w przyszłości".

O turnieju pożegnalnym.

- Mój turniej pożegnalny z żużlowym torem jest jak najbardziej aktualny. Co prawda trzeba klika spraw poskładać od początku, jednak myślę, że przy pomocy osób, które mnie dotychczas wspierały nie będzie problemów z organizacją mojego ostatniego ślizgu. Już dziś zapraszam wszystkich na początku kwietnia na toruńską MotoArenę. Będzie kilka atrakcji oraz wspomniana niespodzianka dla kibiców.

I na tym zakończyła się nasza blisko godzinna rozmowa z IMP z roku 1997.

Szczególne podziękowania od autora dla Pana Andrzeja Kowalskiego za pomoc w realizacji wywiadu.

Źródło artykułu: