Miśkowiak dla SportoweFakty.pl: Nikt mnie nie zastraszał!

Jedynym zawodnikiem Klubu Motorowego Ostrów, który nie został ukarany za spotkanie ze Startem Gniezno, jest Robert Miśkowiak. Zdaniem portalu Gazeta.pl ten zawodnik chciał wyjechać na tor, ale został zastraszony przez swoich kolegów z toru.

- Na liście ukaranych nie znalazł się tylko Robert Miśkowiak. Zdaniem działaczy tylko on chciał pojechać w meczu ze Startem, ale miał zostać zastraszony przez innych żużlowców. - Robertowi jego koledzy powiedzieli wprost, że jeśli wyjedzie na tor, to w kolejnym meczu ligowym zostanie wywieziony w płot - mówi jeden z działaczy KM - pisał Grzegorz Glubiak z portalu Gazeta.pl.

Zawodnik jest zdziwiony informacjami zawartymi w tekście. - To jest nieprawda. Pierwszy raz o czymś takim słyszę. Nie wiem, kto wymyślił taką historię i po co to zrobił. Dla mnie takie doniesienia są naprawdę zaskakujące. Nikt mnie nigdy nie zastraszał. Widać, że niektóre media są niepoważne i próbują zrobić aferę na siłę. Przez takie sytuacje również psuje się atmosfera wokół ostrowskiego żużla. To naprawdę niepotrzebnie stawia ten ośrodek w nie najlepszym świetle. Nie wiem, czemu miało służyć takie postawienie sprawy - powiedział naszemu portalowi Robert Miśkowiak.

Miśkowiak wrócił również do wydarzeń, które miały miejsce podczas spotkania ze Startem. - Nie oszukujmy się i powiedzmy sobie szczerze, że jazda na tym torze mogła się źle skończyć. Chciałem spróbować swoich sił i wyjechać na tor, żeby pokazać sędziemu, jak to rzeczywiście wygląda. Arbiter spotkania nie wyraził jednak na to zgody. To dla mnie niezrozumiałe, że chce się teraz karać zawodników. Tak naprawdę nie powinno być. Żaden z nas nie chciał nabawić się jakiejś poważnej kontuzji. Niektóre osoby powinny dokładniej przemyśleć całą sytuację - podkreśla zawodnik.

Zdaniem wielu osób ostrowski tor może nie był w idealnym stanie, ale wielokrotnie zawodnicy rywalizowali na gorszych nawierzchniach. Co na ten temat sądzi nasz rozmówca? - O swoim zamiarze wyjechania na tor poinformowałem kierownika drużyny i sędziego. Jak już powiedziałem, ten drugi nie wyraził zgody na próbę toru. Moim zdaniem na tej nawierzchni naprawdę nie dałoby się rywalizować w czwórkę. Chciałem jednak wyjechać na tor, żeby sędzia po pewnej próbie spojrzał realnie na całą sytuację. Jeżeli dochodzi do zgodności wszystkich zawodników, to o czymś to świadczy. Na pierwszy rzut oka ten tor mógł wydawać się nie najgorszy. Nie było przecież ani błota, ani wody. Powiem jednak szczerze, że właśnie taki tor byłby bezpieczniejszy od tej gumy, z którą mieliśmy do czynienia. Zdecydowanie bezpieczniejsza byłaby jazda na śliskiej lub błotnistej nawierzchni - tłumaczy zawodnik.

Wiele osób sugeruje, że zawodnicy KM-u wyjechaliby na tor, gdyby regularnie otrzymywali pieniądze z klubowej kasy. - Myślę, że na pewno nie chodziło o pieniądze. Gdyby tak było, to przecież nikt nie przyjechałby na to spotkanie. Tymczasem zawodnicy pojawili się w Ostrowie i wypakowali swój sprzęt. Jeżeli ktoś nie chciałby jechać z powodu pieniędzy, to z pewnością nie marnowałby paliwa i nie pojawiłby się tego dnia w Ostrowie. Stawianie sprawy w ten sposób jest naprawdę bez sensu. Chodziło przede wszystkim o nasze bezpieczeństwo i myślę, że to nie jest takie trudne do zrozumienia - dodaje Miśkowiak.

- Mam wielką nadzieję, że niektóre osoby wyciągną z tej historii odpowiednie wnioski. Naprawdę powinno brać się pod uwagę zdanie zawodników, którzy mówią wspólnym głosem. Na takim torze ciężko rywalizować w czwórkę. Jest to naprawdę zbyt duże ryzyko. Jakim problemem było odjechanie tych zawodów w nieco innym terminie? Trzeba było tylko racjonalnie myśleć i dojść do porozumienia. - zakończył.

Komentarze (0)