Żużel. Madsen zatrzymał go trzy razy. Nowy zawodnik Unii opowiada o wrażeniach po debiucie

Mateusz Jaśkowiak
Mateusz Jaśkowiak

Andrzej Lebiedew może być zadowolony po pierwszym meczu w nowych barwach. Sprostał oczekiwaniom i z Januszem Kołodziejem został bohaterem Fogo Unii Leszno w spotkaniu z Tauron Włókniarzem Częstochowa.

Andrzej Lebiediew po spotkaniu mógł spokojnie usiąść w boksie i powiedzieć, że robotę wykonał nawet lepiej, niż większość optymistów przewidywała. Mogło być jednak jeszcze lepiej gdyby nie Leon Madsen, który prześladował Łotysza i aż trzykrotnie go pokonał. Walka obu zawodników była ozdobą tego spotkania. Nikt nie powie, że Lebiedew oddał łatwo punkty Duńczykowi. Walka szła na żyletki.

Najlepszym przykładem był piętnasty bieg, w którym mimo, że Andrzej Lebiedew po raz kolejny musiał oglądać plecy Madsena na mecie, to wykonał bardzo dobrą robotę dla Janusza Kołodzieja, dzięki czemu udało się przypieczętować zwycięstwo.

- Udało się zatrzymać Madsena, przez co Janusz mógł pojechać. Niestety później samemu nie udało mi napędzić, jak dwa razy go zablokowałem. Miałem już rozpędzać maszynę i uciekać, ale nie odnalazłem się już na torze i strzelił mnie trzeci raz w zawodach - opowiadał o piętnastym biegu dla ekstraliga.pl.

ZOBACZ WIDEO: Wzmocnili drużynę, ale ich budżet się nie zmienił. Taką mieli na to metodę

Fogo Unia Leszno wygrała ostatecznie to spotkanie 47:43. Jak na to, że było wiele obaw przed tym sezonem, to bardzo dobry początek "Byków". Jedną z niewiadomych był właśnie Andrzej Lebiedew. Tym występem jednak udowodnił, że można na niego liczyć. Wszedł do składu i zrobił jedenaście punktów. Ale co jeszcze ważniejsze, był po prostu bardzo szybki i pokazywał, że na "Smoczyku" może nawiązać rywalizację z najlepszymi.

- Zawsze jest coś do poprawy. Leon mnie wyprzedził trzy razy w meczu. Miałem super starty, na trasie też dosyć fajnie, ale nie to nie wystarczyło na Leona. Jest jeszcze pole do manewru, aby być na torze w Lesznie jeszcze szybszym. Ogólnie mogę być zadowolony z tego dorobku. Zawsze miałem kogoś za plecami, jeśli chodzi o rywali. Myślę, że zrobiłem dobry wkład w zwycięstwo drużyny - ocenił swój występ.

Zwycięstwo z Tauron Włókniarzem Częstochowa zbudowało także drużynę. Pokazało, że nie można spisywać na straty Fogo Unii Leszno. Kibice naprawdę byli z drużyną nawet w tych ciężkich chwilach. To zalążek czegoś bardzo fajnego przed resztą sezonu. Nawet jeśli Bartosz Smektała pojechał słabszy mecz, to reszta drużyny wzięła na swoje barki ciężar zdobywania punktów.

- Uważam, że mamy super relację z każdym. Nawet poza stadionem możemy napisać jeden do drugiego, pożartować, pogadać. Tak się buduje drużynę i myślę, że każdy z nas przeżywa za drugiego. Zżyłem się z chłopakami i przeżywam radosne chwile, gdy oni wygrywają, ale też przychodzą chwile smutku, gdy przegrywają. Szkoda że Bartek w tym meczu słabiej pojechał i wszyscy wniesiemy ręce na pokład, żeby wróciła mu radość z jazdy - cieszył z atmosfery w zespole na łamach ekstraliga.pl.

Kolejny mecz dla Fogo Unii Leszno nie będzie jednak już taki łatwy. W piątek "Byki" zmierzą się z KS Apatorem Toruń. W składzie "Byków" na to spotkanie PGE Ekstraligi zabraknie Janusza Kołodzieja. Wszystko wskazuje, więc na to, że Lebiedew będzie miał kolejną okazję na wykazanie się.

Czytaj także:
Pech zawodnika Texom Stali Rzeszów. Kontuzja i przymusowy rozbrat z motocyklem
Nie zgadza się z szefem sędziów. "Wychodzi na to, że Protasiewicz zna lepiej regulamin"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty