Ułamek za drogi dla Atlasu?

Wydawało się, że po upragnionym awansie do elity sternicy Unii Tarnów w pierwszym rzędzie zechcą się porozumieć właśnie ze swym liderem. Sam zawodnik chyba jednak od początku miał inne plany, albowiem rozesłał wici po kraju i spokojnie zaczął czekać na odzew. Długo czekać nie musiał. Tarnów, Bydgoszcz, Wrocław, niektórzy twierdzą, że i Gorzów... tak zaczęła się transferowa epopeja roku.

O tym, że negocjacje z Sebastianem Ułamkiem nie należą do łatwych, przekonali się w ostatnich dniach po drugiej stronie Bałtyku. - Nie chcę mieć nic wspólnego z tym człowiekiem - dobitnie kwituje postawę Ułamka Mikael Teurnberg, menadżer Rospiggarny Hallstavik. Co tak rozsierdziło szwedzkiego działacza? Oczywiście sprawa przedłużenia kontraktu z wychowankiem częstochowskiego Włókniarza. - Finalizowaliśmy już rozmowy - mówi na łamach poniedziałkowego "Nortellje Tidning" Teurnberg. - Wszystko było już załatwione i obie strony akceptowały te warunki. Żużlowiec miał podpisać umowę, kiedy niespodziewanie okazało się, że chce wydusić z nas jeszcze kilka koron więcej. Inni zawodnicy, z którymi prowadziłem rozmowy pytali się mnie o przyszły skład drużyny, o siłę zespołu, Ułamka to zupełnie nie interesowało. Cały czas zmieniał zdanie i żądał coraz więcej i więcej - tłumaczy rozgoryczony postępowaniem Polaka działacz.

Ostatecznie Sebastian Ułamek w ostatniej chwili zmienił plany i podpisał kontrakt z beniaminkiem ligi Valsarną Hagfors, przy okazji dziękując swojemu menadżerowi za sprawne przeprowadzenie rozmów. Czy podobną taktykę negocjacyjną team Ułamka przyjął w rozmowach z klubami naszej ekstraligi? Niewykluczone. W końcu nic tak skutecznie nie rozsupłuje mieszka z pieniędzmi klubowych prezesów, jak widmo ucieczki już niemal "ich" zawodnika do ciut hojniejszego prezesa. Stara i prosta socjotechniczna metoda - postraszyć, a wielu uzna wówczas, że warto dać te pięć procent więcej, zamiast obrócić wniwecz cały dotychczasowy wysiłek. Oczywiście to nie Sebastian Ułamek wymyślił tę metodę, ani nie on sam sobie oferuje kolejne zera w kontraktach. Dopóki będą szefowie klubów chcący "za pięć dwunasta" ubiec innych prezesów i ściągnąć zawodnika do siebie, dopóty taki proceder będzie kwitł.

No właśnie, jak długo jeszcze będą chcieć? To temat na długie zimowe wieczory, tymczasem akcja "cała Polska kupuje Sebastiana Ułamka" trwa w najlepsze. Niedawno lokalna prasa na Pomorzu obwieściła, że zawodnik jedną nogą jest już w bydgoskiej Polonii. Według informacji dziennikarzy do uzgodnienia z żużlowcem pozostały już tylko "mniej istotne szczegóły". Szef Rospiggarny miał już uzgodnione wszystko, a na podpis Ułamka się nie doczekał... Nie przesądzajmy zatem. Kto wie czy po raz kolejny nie okaże się, że w przypadku wychowanka częstochowskiego Włókniarza należy zachować daleko idącą powściągliwość w ferowaniu wyroków. A są ku temu argumenty.

Na reakcję po "sprzedaniu" zawodnika do Bydgoszczy nie trzeba było długo czekać. Z obozu tarnowskiej Unii odezwały się głosy mówiące, że nic nie jest jeszcze przesądzone, a łatwo Sebastiana na północ nie puszczą. Sam zawodnik miał rzekomo namawiać do pozostania w małopolskim klubie ikonę Unii, Janusza Kołodzieja. Czy robiłby to, gdyby był przekonany o swoim odejściu – pytają retorycznie w "jaskółczym gnieździe". Trzeciego grudnia ma się odbyć prezentacja tarnowian i wielu kibiców cały czas liczy na to, że tego dnia działacze ogłoszą, iż Ułamek wspomoże drużynę na ekstraligowym froncie.

Tymczasem tajemnicą poliszynela jest, że rozmowy z zawodnikiem, i to zaawansowane, trwały, a może nadal trwają także we Wrocławiu. Klub, który cały niemal miniony sezon był "czerwoną latarnią" ekstraligi, obecnie nie czekając na przychylność PZMot. przystąpił do budowania (wreszcie) solidnej i dającej nadzieje walki o medale drużyny. Kenneth Bjerre poszedł na pierwszy ogień, ale to za mało, aby nie powtórzyła się nad Odrą mizeria z dwóch ostatnich sezonów. "Zaklepany" już Duńczyk pospieszył się nieco z ujawnieniem swej radości, a atmosfera jaka powstała wokół tego wydarzenia, powoduje, że w tej chwili trudniej o potwierdzenie jakichkolwiek transferowych nowości. Udało nam się jednak kilka faktów i daleko posuniętych przypuszczeń ustalić. - Sebastian był na rozmowach w Atlasie - mówi nam pragnąca zachować anonimowość osoba bardzo blisko związana z wrocławskim klubem. - Bjerre wcale nie jest taki tani, a Ułamek podyktował "konkretną" cenę za swoje usługi i teraz raczej nie jest kwestią czy WTS to zaakceptuje, ale czy zawodnik "zejdzie" ze swych oczekiwań. Jeśli tego nie zrobi, nic z tego nie będzie - kończy nasz informator.

Wygląda zatem na to, że cieszący się właśnie egipskim słońcem żużlowiec spokojnie oczekuje na rozwój wypadków, a w kraju działa jego menadżer, który - podobnie jak to było w Szwecji - do końca będzie walczył o jak najlepsze warunki dla zawodnika. Jeżeli informacje o zaawansowanych negocjacjach we Wrocławiu są prawdziwe, nie mógłby o nich nie wiedzieć trener Atlasu Marek Cieślak. Tym też tropem podążyliśmy, a jak zawsze konkretny "Narodowy" również w temacie Ułamka nie owijał w bawełnę. - Nie wiem ile zażądał, ale... nie jest tak źle jak się myśli. Czy to właśnie trener Cieślak był pomysłodawcą "come-backu" zawodnika na Stadion Olimpijski? - Przyznaję, Sebastian był u mnie w domu i rozmawialiśmy przed tym jego wyjazdem. Ponieważ mówił mi wtedy o swoich planach, więc ja powiedziałem: "a może by u nas?" Była chwila rozmowy, ale nic z tego nie wyszło. Czyżby trener wrocławian swoje już wiedział i specjalnie nie emocjonował się transferową epopeją zawodnika, który mógłby przecież stanowić o sile jego zespołu? - A czym tu się emocjonować? - studzi emocje trener. - Może i pół Polski kupuje Ułamka, ale z moich wiadomości to jedni już go kupili. Reszta co go nie kupiła, już go nie kupi. Czyli sprawa rozstrzygnięta, pozostaje tylko kibicom dopasować do słów trenera właściwy klub? - Według mnie tak. Znaczy... to jest według mnie, a czy może coś się jeszcze stać, czas pokaże - kończy w wypowiedzi dla SportoweFakty.pl opiekun Atlasu.

Komentarze (0)