Dimitri Berge upadł na tor w wyścigu siódmym. W ostatnim łuku do kolizji doprowadził Brady Kurtz. Jeden z liderów Cellfast Wilków mocno uderzył o bandę i nie był zdolny do dalszej jazdy. Sędzia wykluczył Australijczyka i zaliczył kolejność biegu.
- Rozumiem, że oni się ścigali. Nikt czegoś takiego celowo nie robi. To są koledzy, ale co zrobić, kiedy zawodnik fauluje drugiego zawodnika i jedzie dalej w zawodach, a my jesteśmy bez żużlowca. To powinno być jakoś mocniej uregulowane. Powinny być jakieś konsekwencje jak wykluczenie. To jest nie fair - mówił po meczu przed kamerami Canal+ Ireneusz Kwieciński.
Teraz głos w sprawie zabrał Krzysztof Mrozek, który ostro skrytykował trenera Cellfast Wilków. - Nie zamierzam dyskutować z decyzją sędziego. Przyjmuję ją jako sprawiedliwą. Brady Kurtz był do wykluczenia, ale nie mam wątpliwości, że w tym wszystkim nie było cienia celowości. Mojego zawodnika delikatnie pociągnęło, lecz to działo się w ferworze walki. Dywagacje o przyznaniu czerwonej kartki za takie zdarzenie są naprawdę słabe. Z kolei interpretacje trenera Kwiecińskiego są absurdalne, a wręcz idiotyczne - komentuje Krzysztof Mrozek.
ZOBACZ WIDEO: Pierwszy rok w gronie seniorów. Zaskakujący problem Cierniaka
- Za kontuzjowanego zawodnika może jechać rezerwa zwykła lub taktyczna. Proponowałbym spojrzeć w program. Dimitri Berge odjechał pierwszy bieg. W drugim miał upadek, ale jego punkty zostały zaliczone. Następnie dwukrotnie była stosowana za niego rezerwa taktyczna. Był zatem zastępowany. Wykluczania do końca meczu zawodnika, który w ferworze walki spowodował upadek kolegi, nie potrafię zrozumieć. To kolejny absurdalny pomysł. Niestety, takich w żużlu ostatnio nie brakuje - zaznacza prezes ROW-u.
Mrozek zwraca uwagę, że niedawno w podobnych okolicznościach poszkodowana była jego drużyna. - Jeden z juniorów zrzucił łokciem Kacpra Tkocza z motocykla. Też powinien być wykluczony do końca rywalizacji? Nie pamiętam, żebym wtedy rozpoczynał taką dyskusję. W niektórych głowach pod wpływem jednej sytuacji rodzą się naprawdę dziwne rozwiązania. Później nasz regulamin jest coraz grubszy i za chwilę będzie trzeba wydawać go w tomach. Na takie dyskusje jest jednak ostatnio moda. W niedzielę oglądałem magazyn PGE Ekstraligi, gdzie przez godzinę toczyła się rozmowa o meczu w Częstochowie, którego w ogóle nie było. Byłem tym naprawdę załamany - stwierdza działacz.
Prezes Innpro ROW-u przy okazji wspomniał o tym, co działo się w trakcie spotkania w parku maszyn. Jego zdaniem goście z Krosna zachowywali się naprawdę dziwnie. - Kolega Kwieciński próbował opowiadać przed kamerami salomonowe mądrości, ale może niech wyjaśni, w czym jego drużynie tak bardzo przeszkadzał monitoring w ich boksach. Prawda jest taka, że w niedzielę w Rybniku toczyły się dwa równoległe mecze. Jeden na torze, gdzie rywalizował Innpro ROW z Cellfast Wilkami, a drugi w parku maszyn. Panowie z Krosna zaklejali nam kamery, a my to odklejaliśmy - opowiada.
- Przepis stanowi, że od tego roku nie można instalować monitoringu. Przy okazji koronawirusa była jednak sugestia, by go zakładać, bo jeśli ktoś okaże się zakażony, to jest łatwiej zweryfikować, kto był obok. Z tamtych czasów zostały nam po trzy kamerki. Nasi przyjaciele z Krosna zaklejali je namiętnie kartkami lub taśmą. A najzabawniejsze jest to, że ten monitoring nie był w ogóle włączony. Nie działał, ale ekipę z Krosna bolał widok samych kamer. Prosiłem ich pięć tysięcy razy, żeby dali spokój, aż w końcu zapytałem, co takiego mają do ukrycia - podsumowuje Mrozek.
Zobacz także:
Armagedon nie oszczędził stadionu
Żona Andrieja Kudriaszowa zabrała głos