Żużel. Chomski po skandalu w Gorzowie. "Ja bym tego oświadczenia nie podpisał"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Stanisław Chomski
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Stanisław Chomski
zdjęcie autora artykułu

Nie brakowało emocji w Gorzowie. Szkoda, że najwięcej działo się w parku maszyn i gabinetach, a nie na torze. W bardzo mocnych słowach, po tej porażce całego środowiska żużlowego, wyraził swoje zdanie Stanisław Chomski.

Blisko cztery godziny czekania. Plandeki, prace torowe, ciągłe zmiany decyzji, aby odjechać tylko próbę toru, po której kierownicy obu drużyn podpisali oświadczenie, że obie drużyny nie wyjeżdżają na tor. Po raz kolejny mieliśmy sytuację, w której nikt za bardzo nie wiedział o co chodzi i na co czekamy, a skończyło się bezprecedensowym obustronnym walkowerem w najlepszej lidze świata jaką jest PGE Ekstraliga. Swoje zdanie wyrazili również trenerzy ebut.pl Stali Gorzów i ZOOleszcz GKM-u Grudziądz.

- Takie zapadły decyzje. Ja osobiście takiego oświadczenia bym nie podpisał, bo nie jeździłem. Nie znam się na przepisach, trzeba było się zapytać każdego po kolei z zawodników i wtedy podjąć decyzję. Nie mnie to oceniać. Jestem tym zbulwersowany. Mnie to już wszystko zaczyna coraz mniej bawić. Ta zabawa w ten żużel. Wszystko staje się zawiłe i czarne. To jest wielka porażka całego naszego środowiska, że takie rzeczy się dzieją - grzmiał przed antenami Canal+, Stanisław Chomski, dodając również, że nie zna treści tego oświadczenia.

Na próbę toru ze strony Stali Gorzów wyjechał Szymon Woźniak i Jakub Miśkowiak, którzy stwierdzili, że tor jest trudny i niebezpieczny, w niektórych fragmentach. Zdaniem Stanisława Chomskiego drużyna z Grudziądza od samego początku lobbowała za ponownym odwołaniem tego spotkania, dlatego też nie wyjechała na próbę toru.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Janowski, Holloway i Cegielski

- Ja jestem tylko trenerem. Zawodnikom sugerowałem, że jeśli ktoś nie jest na siłach, to niech nie jedzie. Widziałem, że bardzo negatywnie byli nastawieni zawodnicy oraz sztab z Grudziądza. Oni nic nie stracili. To my przegraliśmy dwa punkty. Straciliśmy ogromne pieniądze za organizacje tego meczu, prawie pewne dwa punkty. To jest wielka porażka - komentował w wywiadzie z Łukaszem Benzem.

Nie za bardzo komentować ten blamaż całego środowiska chciał opiekun GKM-u, Robert Kościecha, który odpuścił sobie komentarz po tym walkowerze - Chyba bez komentarza to pozostawię, bo na razie jest za gorąco z tym wszystkim - mówił przed kamerami Canal+.

Cały cyrk rozpoczął się od akcji z próbą toru, na którą nie wyjechali zawodnicy przyjezdni. To był pierwszy sygnał, że z tym torem nie jest wszystko dobrze mimo ogromnych prac ludzi służb technicznych. Co tak naprawdę przeszkadzało najbardziej grudziądzanom? Robert Kościecha mimo wszystko był bardzo zdziwiony decyzją sędziego o obustronnym walkowerze.

- Zacznijmy od tego, że gospodarze zrobili wszystko, żeby te zawody się odbyły, rzadko widuję takie maszyny w Polsce jak tutaj. Jestem za tym, żeby jeździć na torze bezpiecznym, równym, przyczepnym. Był pasek 2-3 metrowy przy krawężniku, zwłaszcza na pierwszym łuku. Sami zawodnicy, którzy jeżdżą w Grand Prix powiedzieli, że przy przegranym starcie z pierwszego pola zawodnik musi puścić gaz i z automatu wjeżdża w przeciwnika. Pytałem zawodników, czy chcą wyjechać na próbę, a oni odpowiedzieli, że nie. Ja ich nie zmuszę, a także zawsze poprę. Jeździłem 21 lat na żużlu, popieram jazdę na różnych torach, ale najważniejsze jest bezpieczeństwo. Jestem bardzo zdziwiony decyzją - skomentował.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty