Żużel. "Nie rozumiem tego płaczu". Prezes Polonii ostro o postawie rywali

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Krupa
WP SportoweFakty / Michał Krupa
zdjęcie autora artykułu

Abramczyk Polonia wygrała w Rzeszowie z Texom Stalą 33:21. Mecz zakończono po dziewiątym biegu. Gospodarze narzekali na stan toru. - Nie rozumiem tego płaczu. W żużlu ostatnio źle się dzieje - mówi prezes bydgoszczan Jerzy Kanclerz.

Obie drużyny rywalizowały w niedzielę na torze po opadach deszczu. Sędzia uznał go jednak za regulaminowy i zarządził start spotkania. Zdecydowanie lepiej radzili sobie przyjezdni. Tacy żużlowcy jak Krzysztof Buczkowski, Kai Huckenbeck, Tim Soerensen czy Andreas Lyager nie mieli najmniejszych problemów z płynną jazdą. Podobać mogła się też postawa młodego Oliviera Buszkiewicza.

Ze strony rzeszowian słychać było natomiast narzekania, że zawody lepiej było rozegrać w innym terminie. Przed kamerami Canal+ mówił o tym między innymi Marcin Nowak. - Nasi zawodnicy jeździli po tym torze płynnie, więc uważam, że był regulaminowy. Nie rozumiem zatem płaczu gospodarzy. Z ich strony były upadki, bierność przy wstawaniu z toru. Rozumiem jednak, dlaczego tak się działo. Deszcz pokrzyżował im plany. Na tym jednym meczu świat się jednak nie kończy. Uważam zresztą, że od czasu do czasu przyda się weryfikacja na takich torach. Chcę dodać, że nasi zawodnicy nie byli w pełni sprawni, bo Kai Huckenbeck przystąpił do spotkania przeziębiony. Andreas Lyager też narzekał na swój zdrowia, ale na torze pokazali umiejętności i trzymali gaz - mówi prezes Jerzy Kanclerz.

Szef Abramczyk Polonii uważa, że narzekanie na warunki torowe przez zawodników zaszło już za daleko. - Nie jestem za tym, żebyśmy szykowali takie tory z premedytacją, kiedy świeci słońce, bo nie o to chodzi. Kiedy jednak nagle spadnie deszcz, to trzeba sobie radzić. Poza tym nie może być tak, że niektórzy żużlowcy są przygotowani tylko na jazdę po twardym torze, kiedy świeci słońce, a kiedy popada, to najlepiej, żeby meczu nie było. To nie może zmierzać w tym kierunku. Pomiędzy twardym stołem a nieregulaminową nawierzchnią jest jeszcze spora przestrzeń. Rozumiem, gdyby były kałuże i pełno wody, ale nie przesadzajmy. Tor w Rzeszowie był wymagający, ale z pewnością regulaminowy - zaznacza.

Kanclerz dodaje, że jest zaniepokojony nie tylko tym, co wydarzyło się w Rzeszowie, ale także w ubiegłym tygodniu przy okazji spotkania ebut.pl Stal Gorzów z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz, który zakończył się obustronnym walkowerem.

- Trochę już mnie to męczy. Stwierdzam, że w żużlu ostatnio źle się dzieje. Mam świadomość, że zawodnicy na torze ryzykują życiem. Nie odbieram im też wiedzy na temat warunków torowych, ale najwyższą władzą podczas meczów są sędzia i komisarz. Jeśli oni mówią, że tor jest regulaminowy, to jedziemy. Nie możemy dopuszczać do skrajnych sytuacji. Proszę sobie wyobrazić, że podczas finału Ligi Mistrzów na Wembley piłkarze zmówiliby się, że trawa jest źle przycięta i postanowili nie wybiegać na boisko. W żużlu zaszło to za daleko. Do podejmowania decyzji, ale też ponoszenia za to konsekwencji zostały delegowane konkretne osoby - podsumowuje działacz.

ZOBACZ WIDEO: Smektała nie owija w bawełnę. Przyznaje, że obecnie sprzęt go niszczy

Zobacz także: Zawodnik Falubazu kontuzjowany Co z weryfikacją meczu w Gorzowie?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty