Philip Hellstroem-Baengs jest jednym z objawień pierwszego finału SGP2. Reprezentant Szwecji na obiekcie w Malilli rozpoczął od trzeciego miejsca, ale cztery kolejne wyścigi rundy zasadniczej kończył na pierwszym miejscu i godził faworytów imprezy na Skrotfrag Arenie. W efekcie stał się faworytem półfinału, w którym jednak słabo wyszedł ze startu.
Hellstroem-Baengs chcąc awansować do finału musiał przedrzeć się o dwie pozycje. Zadania nie ułatwiała mu chaotyczna jazda. I kiedy wydawało się, że zawodnik związany kontraktem warszawskim z Ultrapurt Startem Gniezno musi pogodzić się z porażką, to na ostatnim wirażu zdecydował się na ostry, ale w granicach fair play wjazd pod łokieć będącego na drugim miejscu Mikkela Andersena.
Szarża na Duńczyka okazała się być skuteczna, bo Hellstroem-Baengs wyprzedził rywala, któremu nie udało się odpowiedzieć i wypuścił z rąk niemalże pewny finał. 16-latek miał spore pretensje do swojego rywala. Komentatorzy polskiego Eurosportu - Marcin Kuźbicki i Michał Korościel byli zgodni, że reprezentant gospodarzy nie przekroczył żadnej granicy w swoim ataku. A uderzenie w bandę wynikało wyłącznie z błędu syna Briana Andersena. - Nie może mieć żadnych pretensji. Taki jest żużel - przyznał Korościel.
W finale Hellstroem-Baengs musiał zmierzyć się z trzema reprezentantami Polski. I od początku musiał oglądać ich plecy.
Czytaj także:
- Z Cowry do najlepszej ligi świata
- Transfer Cellfast Wilków nie był wcale taki oczywisty
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Cook, Kvech, Baron i Majewski gośćmi Puki