Żużel. Fajfer po ostatnim wypadku dostał nowy pseudonim. "Dzisiaj możemy się już z tego śmiać"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Chęć
WP SportoweFakty / Michał Chęć
zdjęcie autora artykułu

W ostatnim czasie chyba żaden z żużlowców w PGE Ekstralidze nie mierzył się z tak dużą krytyką jak właśnie Oskar Fajfer. Zawodnik spowodował wypadek, w którym Andrzej Lebeidiew doznał złamania trzech żeber, a on sam wstrząśnienia mózgu.

Z perspektywy żużlowca sporo złego wydarzyło się także po samym wypadku na torze, bo część środowiska zrobiła z niego żużlowego bandytę, oskarżając go wprost o celowe wyrządzenie krzywdy rywalowi. Oskar Fajfer przyglądał się całej dyskusji z łóżka, bo długo normalne funkcjonowanie uniemożliwiał mu ból głowy, a także światłowstręt.

Dopiero teraz okazuje się, że uderzenie głową o tor było na tyle poważne, że żużlowiec odzyskał świadomość dopiero w szpitalu.

- Wypadku nie pamiętam, a wszystko po nim robiłem automatycznie i tego nie rejestrowałem. W szpitalu jak zdarta płyta powtarzałem w kółko pytanie, co się stało. Wszyscy mnie uświadamiali, że doszło do wypadku. Czas na analizę tego, co się wydarzyło przyszedł dopiero później - przyznaje sam zawodnik, który z powodu urazu opuścił jedno ligowe spotkanie.

Fajfer nie ma jednak co liczyć na ulgowe traktowanie i od razu po powrocie do ścigania musi konfrontować się z pytaniami o tamto zdarzenie.

ZOBACZ WIDEO: Ostre opinie Mirosława Jabłońskiego. Były szef o jego zachowaniu

- Akcja stała się przedmiotem ożywionej dyskusji, a faktycznie niektórzy eksperci postanowili włożyć kij w mrowisko i bardzo mocno mnie atakowali. Obecnie się z tego śmiejemy, a chłopaki z teamu nadali mi nowy pseudonim "El Banditos". Teraz możemy podchodzić już do tego na spokojnie, bo wiem, że Andrzej też dochodzi do pełni zdrowia. Rozmawiałem z wieloma doświadczonymi osobami i one też przekonywały mnie, że w moim zachowaniu na torze nie było żadnej celowości. Andrzej zjeżdżał spod bandy i zawracał do krawężnika. Ja nie spodziewałem się, że zdecyduje się na taką akcję, a najprawdopodobniej przez dłuższy czas w ogóle go nie widziałem. Po całym zajściu przeprosiłem go i mogę to zrobić jeszcze raz, bo wypadek był z mojej winy - dodaje Fajfer.

Żużlowiec wrócił już do pełni sprawności, czego dowodem jest niezły występ podczas ostatniego Grand Prix Polski w Gorzowie Wielkopolskim. Fajfer w jednym z biegów ograł na dystansie samego Bartosza Zmarzlika. Jak sam przyznał, mistrz świata gratulował mu później tej akcji.

W piątek właśnie od podstawy Fajfera może zależeć wynik dość ważnego starcia w Częstochowie. W zeszłym roku zawodnik nie wygrał tam żadnego ze swoich 11 wyścigów.

Czytaj więcej: Drabik zaskoczył sztab Włókniarza Unia Leszno ogłosiła transfer

Źródło artykułu: WP SportoweFakty