Żużel. Spełnili marzenia swoje oraz kilku tysięcy kibiców. Prezes GKM-u Grudziądz o historycznym sukcesie

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Jaimon Lidsey
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Jaimon Lidsey

Od 2015 roku w Grudziądzu czekali na awans drużyny do fazy play-off i w dziesiątym sezonie w najlepszej lidze świata ten cel udało się zrealizować! - Nie potrafię opisać tej radości - mówił ucieszony prezes klubu na antenie Eleven Sports.

Cel ZOOleszcz GKM-u Grudziądz na niedzielne popołudnie był prosty - zdobyć przynajmniej 51 punktów, które pozwolą awansować do upragnionej i długo wyczekiwanej fazy play-off. Udało się to zadanie zrealizować i to z nawiązką, bowiem Krono-Plast Włókniarz Częstochowa został pokonany przez podopiecznych Roberta Kościechy 60:30!

- Nie potrafię opisać tej radości. Jestem najszczęśliwszym prezesem w PGE Ekstralidze. Musieliśmy zrobić 51 punktów, co nie jest łatwym zadaniem, ale wszyscy walczyli o każdy centymetr toru, a my mamy naprawdę super drużynę, co wielokrotnie podkreślałem - przyznał rozradowany Marcin Murawski, prezes GKM-u Grudziądz na antenie Eleven Sports.

Swojej radości nie ukrywał również szkoleniowiec grudziądzkiej drużyny Robert Kościecha, który od początku miał się nie obawiać o losy spotkania i być pewnym tego, co zrobią jego podopieczni. - Na pewno blefował, bo nigdy nie jest spokojny. W niedzielę nie było też tak naprawdę na to wszystko czasu, bo trzeba było szybko przygotować się do zawodów, więc stres był zablokowany. Trzeba było się skupić na tym, by nie popełni błędu i mamy efekt w postaci dobrego wyniku - dodał Murawski.

Działacz nie ukrywał, że jest to spełnienie jego kibicowskich marzeń. - Jestem w klubie wiele lat, czekaliśmy na ten wynik sportowy i jesteśmy w wymarzonych play-offach. Odcinamy to, co było i ma to iść na lepsze - skomentował.

Czytaj także:
- Falubaz nie zgadza się z czerwoną kartką dla Jensena
- Zawodnicy Falubazu nie chcieli jechać w Częstochowie?

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Cierniak, Kędzierski, Lewandowski i Sadowski

Źródło artykułu: WP SportoweFakty