Konia z rzędem dla kogoś, kto przewidział, że Abramczyk Polonia Bydgoszcz przyjedzie do Poznania i zostanie mocno sprowadzona na ziemię. #OrzechowaOsada PSŻ Poznań od samego początku prowadziła i dyktowała warunki. Być może aż tak bardzo nie jest zaskakujące samo w sobie zwycięstwo gospodarzy w pierwszym spotkaniu ćwierćfinałowym Metalkas 2. Ekstraligi, co jego rozmiary, a menedżer "Skorpionów" wspomina o tym, że mogło być jeszcze lepiej.
- Jestem zadowolony z postawy całej drużyny, ale tak naprawdę można czuć jeszcze lekki niedosyt, bo w biegu, w którym przewrócił się Kai Huckenbeck prowadziliśmy 5:1. Gdyby chłopaki to dowieźli, zrobiłaby się jeszcze większa różnica punktowa. Pamiętać musimy również o defekcie Matiasa Nielsena. Ostatecznie ten wynik zrobił się w miarę korzystny dla Polonii, bo tych punktów kilka pogubiliśmy. Tylko jacyś niepoprawni optymiści mogli zakładać mogli zakładać tak wyraźne nasze zwycięstwo - komentował po meczu Jacek Kannenberg.
Kluczowy moment, który dał oddech Polonii
Zwłaszcza jedenasty bieg budzi wiele kontrowersji. Matias Nielsen i Aleksandr Łoktajew prowadzili 5:1, ale wtedy upadł jadący daleko za "Skorpionami" Kai Huckenbeck. Skończyło się wszystko bardzo dobrze dla Polonii, bo gdyby dojechali do mety w takiej kolejności, to przegrywaliby już szesnastoma punktami.
ZOBACZ WIDEO: Stal Gorzów działa na rynku transferowym. Kogo obserwuje prezes klubu?
A w powtórce Matias Nielsen zaliczył defekt, co oznaczało, że zamiast 5:1 był łagodniejszy wymiar w postaci wyniku 3:2. To był moment, w którym uśmiechnęło się szczęście do "Gryfów". Jacek Kannenberg twierdzi, że dzięki temu goście wywalczyli w miarę korzystny wynik dla siebie.
- Na pewno muszę na spokojnie zobaczyć powtórkę tego biegu i całego meczu, ale faktycznie to był taki kluczowy moment, który mógł spowodować, że ta nasza przewaga byłaby bardzo bezpieczna, a gdzieś dzięki temu Polonia złapała oddech i nie uciekliśmy im, tak jak mogliśmy - komentował Jacek Kannenberg.
Przed meczem jednak wszyscy w Poznaniu braliby wynik 52:37 w ciemno. Na tę naprawdę sporą zaliczkę przed rewanżem przyłożyła się znakomita jazda całej drużyny. Każdy dołożył swoją cegiełkę, zaczynając od niezawodnych w ostatnich tygodniach liderów, kończąc na juniorach, którzy zaprezentowali się z dobrej strony. Lepiej od tych z Bydgoszczy.
- Młodzież pojechała bardzo dobre zawody. Kacper Grzelak wygrał ważny dwunasty bieg z Krzysztofem Buczkowskim. Szymon Szlauderbach także był szybki oprócz tego jednego wyścigu. Matias Nielsen miał znakomity początek. Już nie mówiąc o naszych liderach, którzy jechali do piętnastej gonitwy bezbłędnie - chwalił swoich podopiecznych w rozmowie z WP SportoweFakty, menedżer PSŻ.
"Nie nakładaliśmy na niego presji"
Dopiero kilka godzin przed spotkaniem oficjalnie potwierdzono, że po dwumiesięcznej przerwie powróci do ścigania Kacper Grzelak. Nie trzeba wspominać jak ogromną wartością dodaną jest najlepszy junior Metalkas 2. Ekstraligi. Udowodnił to w starciu z Abramczyk Polonią Bydgoszcz, zdobywając sześć punktów. Jacek Kannenberg w rozmowie z WP SportoweFakty zdradził kulisy powrotu juniora na tor.
- Bardzo spokojnie staraliśmy się wprowadzać Kacpra do jazdy. W poniedziałek najpierw samemu się przejechał. W kolejnych treningach jechał już spod taśmy. Nie nakładaliśmy na niego żadnej presji. Pytałem się go na treningach, jak wygląda sytuacja. Rozmawialiśmy o tym, że to są ważne mecze, ale sezon i kariera na nich się nie kończy, więc jeśli nie będzie się czuł w 100 proc. pewny, to też nie będziemy go zmuszać do jazdy. Jak widać, zaprezentował się bardzo dobrze. Jakby śladu po tej kontuzji nie było. Brakowało jego punktów. Już po spotkaniu z Ostrowem, mówiłem "Kacper wracaj szybko, bo potrzebujemy cię" - opowiadał naszemu portalowi.
Odczarować Bydgoszcz
Spotkania z Abramczyk Polonią Bydgoszcz zazwyczaj wywołują niezbyt pozytywne wspomnienia u poznańskich fanów. Wszystko przez nieszczęsny 2019 rok i rewanż w Bydgoszczy, który wywołuje ciarki wśród kibiców PSŻ-u. Podopieczni Jacka Kannenebrga i Adama Skórnickiego muszą zrobić wszystko, żeby demony sprzed pięciu lat nie wróciły na obiekt przy Sportowej. "Skorpiony" nawet w przypadku przegranej w dwumeczu mają duże szanse na awans do półfinału jako "szczęśliwy przegrany".
- Nie było mnie w Poznaniu, kiedy zdarzyło się to, co się zdarzyło. Wiem, że to jest pewna trauma dla kibiców i ludzi związanych z klubem. Liczę na to, że do takiej sytuacji nie dojdzie. Pojedziemy do Bydgoszczy, żeby zdobyć jak najwięcej punktów. Również dlatego, że drużyna, która przegra, ale będzie miała najlepszy bilans, awansuje dalej. Z pewnością mamy teraz trochę pracy przed sobą, żeby pomyśleć, co poprawić. Gdzie jeszcze treningi przeprowadzić. Mam wielką nadzieję, że w niedzielę około godziny 19, wszyscy kibice PSŻ-u będą mieli uśmiech na twarzy - pełen nadziei mówił po pierwszym meczu Kannenberg.
W rewanżu PSŻ-et będzie miał nie tylko przewagę w postaci piętnastu punktów wywalczonych na Golęcinie, ale też zdecydowanie większy komfort psychiczny. Oczywiście po takim występie jak w niedzielę, narobiono sporych nadziei kibicom, ale wciąż należy pamiętać, jakie były oczekiwania przed sezonem. Jakakolwiek presja będzie po stronie Abramczyk Polonii, która nie może sobie pozwolić na odpadnięcie już w ćwierćfinale. Jak wspomina Jacek Kannenberg, "Skorpiony" będą po prostu walczyć.
- Tak jak mówiłem przed fazą play-off. Nie chcieliśmy odpuszczać żadnych meczów. Skupiliśmy się, żeby wypaść w nich jak najlepiej. Celem nadrzędnym przed sezonem był oczywiście awans do nich, ale jak już tutaj jesteśmy, to nie znaczy, że nie będzie w nich walczyć - zakończył menedżer PSŻ.
Czytaj także:
Wierzą, że są w stanie wyrzucić faworyta z finału. Menedżer mówi o braku Z/Z
Ostrowscy wychowankowie mają się dobrze. Od złota MIMP do bohaterów w lidze