Żużel. Mieli podobne ustawienia do swojego lidera, ale to nic nie dało. "Trudno mi wytłumaczyć"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: mecz Orlen Oil Motoru z KS Apatorem Toruń
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: mecz Orlen Oil Motoru z KS Apatorem Toruń
zdjęcie autora artykułu

Żużlowcy Orlen Oil Motoru Lublin odrobili na własnym torze straty z pierwszego meczu półfinałowego PGE Ekstraligi i awansowali do finału PGE Ekstraligi. Wyniku 59:31 chyba mało kto się spodziewał.

Zawodnicy KS Apatora Toruń na własnym torze wypracowali sobie dwanaście punktów przewagi przed rewanżem przy Alejach Zygmuntowskich. Tym samym Drużynowi Mistrzowie Polski na własnym terenie musieli zdobyć 51 oczek, by wjechać do finału PGE Ekstraligi. I choć wielu spodziewało się, że spotkanie na Lubelszczyźnie może być naprawdę wyrównane, to Orlen Oil Motor Lublin kropkę nad "i" postawił już w trzynastej gonitwie, kiedy przy stanie 47:25 wygrali podwójnie.

- Coś nie grało i nie pasowało. Próbowaliśmy różnych ustawień i motocykli, ale nie działało. Trudno mi wytłumaczyć, bo tor był zrobiony dobrze tak jak poprzednio. Fakt, że kondycja pogodowa była inna, ale byliśmy po prostu słabsi. Ja nie mogłem nic zrobić, jak coś na chwilę zadziałało, to po chwili już nie działało. Większość miała te same problemy. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko, ale trzeba było się postarać i uratować te punkty, które wywalczyliśmy w Toruniu - powiedział po meczu Emil Sajfutdinow na antenie Eleven Sports.

Rosjanin z polskim paszportem wywalczył przy Alejach Zygmuntowskich tylko sześć punktów w sześciu startach. To nawet nie jest połowa rezultatu, który przy swoim nazwisku zapisał lider Aniołów - Robert Lambert. - Mieliśmy podobne ustawienia, ale jego charakterystyka silników na ten tor lepiej pasowała. Miał lepiej, ale u mnie jakby nie było odpowiednio. Brakowało startów i prędkości. Sprawdziłem dwa motocykle i cóż... - dodał żużlowiec w mix zonie.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Bajerski, Jabłoński i Przedpełski

W lepszych humorach byli żużlowcy Orlen Oil Motoru Lublin, którzy deklasując przeciwnika 59:31, wjechali pewnie po raz czwarty z rzędu do finału Drużynowych Mistrzostw Polski. - Wykonaliśmy 50 procent naszego planu. Czuliśmy więcej presji, bo KS Apator mocno postawił nam się na własnym torze, więc w efekcie, to my musieliśmy ten wynik odrabiać - skomentował Australijczyk.

Sztab szkoleniowy najlepszej drużyny w naszym kraju przed piątkowym meczem zdecydował się na manewry w postaci zmiany numerów startowych. Czy to miało wpływ na dobry występ m.in. Jacka Holdera? - Tak naprawdę żaden, bo numery się zmieniają. Czuliśmy presję, staraliśmy się odizolować od tego, mieliśmy czterogodzinny trening. To był dla nas wartościowy sprawdzian - przyznał żużlowiec, który nie ukrywał, że na słabsze wyniki w ostatnim czasie wpływ miała m.in. bardzo wysoka temperatura.

W niedzielę mieliśmy poznać drugiego finalistę PGE Ekstraligi w sezonie 2024, jednakże niekorzystne prognozy pogody spowodowały, że mecz pomiędzy Betard Spartą Wrocław a ebut.pl Stalą Gorzów przełożono na 20 września (piątek), a początek ścigania wyznaczono na godzinę 20:30.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty