Żużel. "To jakieś bzdury". Trener Abramczyk Polonii ostro na temat plotek

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Tomasz Bajerski po prawej
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Tomasz Bajerski po prawej

- To, że kiedyś jeździłem w KS Apatorze Toruń nie ma teraz żadnego znaczenia. Wkładam tytaniczną pracę, aby Abramczyk Polonia awansowała do PGE Ekstraligi. Czas, który na to poświęcam, traci moja rodzina - mówi nam trener bydgoszczan Tomasz Bajerski.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Niektórzy żużlowcy siadają do stołu z klubem i wystarczy im chwila, żeby osiągnąć porozumienie. Z panem i Abramczyk Polonią było podobnie?

Tomasz Bajerski, trener Abramczyk Polonii Bydgoszcz: Od początku wszystko przebiegało sprawnie. Prezes widział, jak pracuję i był ze mnie zadowolony. Najgorsze, że zabrakło wyniku. Cała reszta, to kwestia drugorzędna. Nie musieliśmy rozmawiać na temat nowego kontraktu godzinami. Jeżeli dwie strony, wiedzą, czego chcą, łatwo się dogadać.

Ile dokładnie potrzebowaliście czasu?

W chwili, gdy usiedliśmy do stołu, rozmawialiśmy o różnych sprawach. Na temat kontraktu dyskutowaliśmy... jakieś pół godziny.

ZOBACZ WIDEO: Miał jasną deklarację od Krzysztofa Mrozka. "Takimi zapewnieniami byłem karmiony"

Klub ogłosił, że będzie kontynuował z panem współpracę dopiero niedawno. Tymczasem sytuacja była jasna dużo wcześniej. Kiedy doszliście do porozumienia?

Prezes chciał, żebym został w Polonii, niezależnie od tego, czy awansujemy do PGE Ekstraligi, czy też nie.

To chyba komfortowy ruch dla obu stron? Pan wiedział, że wszystko jasne, klub, że nie będzie musiał w krótkim odstępie czasu szukać nowego trenera.

Mimo słabego finału i braku awansu, Polonia nadal chce ze mną współpracować, co pokazała sytuacja, a w Bydgoszczy mi ufają. Osoby pracujące w klubie na własne oczy mogły się przekonać, ile wkładam wysiłku, by zespół był gotowy na wszystko. Stało się coś nietypowego. W żużlu i innych sportach najczęściej jest krótka piłka. Nie ma wyniku? Do widzenia. Byłem miło zaskoczony, że w Polonii patrzy się na wszystko zdroworozsądkowo. Jestem bardzo zadowolony.

Gdyby jednak klub zdecydował się na inny ruch, z pana perspektywy byłby on uzasadniony? Z awansem minęliście się właściwie o punkt. Gdyby w piętnastym wyścigu udało się zablokować Rohana Tungate'a, Bydgoszcz wpadłaby w euforię.

Tylko, że nie przegraliśmy tej rywalizacji w tamtej odsłonie, a wcześniej, w Rybniku. Tungate miał dobry dzień. Nie daliśmy rady, ale trudno upatrywać przyczynę pozostania na zapleczu PGE Ekstraligi w tym, że Krzysztof Buczkowski i Kai Huckenbeck nie zdołali go powstrzymać w ostatniej odsłonie.

Na jaką ocenę zasłużyła Abramczyk Polonia? Za cały sezon, w skali szkolnej.

3.

Dlaczego?

Liczy się efekt końcowy, a nie to, że wygrywaliśmy albo przegrywaliśmy wcześniej. To nie ma żadnego znaczenia. Schrzaniliśmy finał, co jest w tym wszystkim najważniejsze.

Za późne rezerwy taktyczne w Rybniku spadła na pana fala krytyki. Słusznie?

Najgorsze jest to, że w tamtym spotkaniu na przykład w wyścigu dwunastym Tim Soerensen jechał przez cały czas na prowadzeniu. Na ostatnim łuku popełnił błąd i dał się wyprzedzić. Teraz możemy gdybać. Nie wiemy, czy rezerwa taktyczna za niego zdałaby egzamin. Niektóre odsłony spotkania również mogły zakończyć się innym wynikiem. Sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Włożyliśmy ogromny wysiłek w ten sezon. Wyjazdy pod koniec zaczęły nam wychodzić. W Rybniku jednak daliśmy ciała.

Niepowodzenie w finale jakoś wpłynęło na odbiór pana osoby przez kibiców?

W trakcie sezonu wszyscy mieli okazję obserwować moją pracę z bliska. Zachowanie, zaangażowanie, wybór składu, manewry taktyczne... Robiliśmy wszystko, żeby efekt końcowy zadowolił fanów, ale się nie udało. Osobiście nie dostałem żadnych nieprzyjemnych wiadomości. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony zachowaniem państwa Abramczyk i wszystkich otaczających mnie osób w parkingu po meczu. Namawiano mnie, żebym został w Bydgoszczy, pocieszano. To bardzo miłe. Z tego miejsca chciałbym wszystkim podziękować za zaufanie.

Jest pan ikoną derbowego rywala Polonii, KS Apatora Toruń. Z tego tytułu da się niekiedy usłyszeć negatywne komentarze?

Nie spotkałem się z czymś takim. Może pojawiły się pojedyncze incydenty, ale w ogóle nie zwracam na to uwagi. Kibice widzieli, ile serca wkładam w ten klub i jak zależy mi, by awansował do PGE Ekstraligi. Jeśli ktoś insynuuje, że tor na finał był inny, to gada głupoty. Nawierzchnia ta sama, czasy podobne.

Zawodnik pojedzie poniżej oczekiwań, na co zrzuci winę? Tor. Sam byłem żużlowcem, nie ze mną te numery. Wszystkie schematy tego typu znam. Krzysztof Buczkowski i Kai Huckenbeck jechali świetnie, nie musieli nawet zmieniać przełożeń, w stosunku do poprzednich meczów. Presja finału, z którą nie wszyscy sobie poradzili, gorsza dyspozycja dnia... Tutaj szukałbym przyczyny gorszego meczu w Bydgoszczy. Jeśli ktoś nie potrafi się dopasować do nawierzchni przez 3 biegi, to nie jest profesjonalistą, tylko amatorem.

Kończąc już wątek bydgosko-toruński. Z pana narracji wynika, że traktuje swój zawód profesjonalnie i przeszłość nie ma żadnego znaczenia.

Pracując w Toruniu, Poznaniu, czy Bydgoszczy, zawsze wykonuję swoje zadania z pełnym zaangażowaniem. Poświęcam tyle czasu, ile trzeba, kosztem rodziny. Moi najbliżsi są natomiast do tego przyzwyczajeni. Taka jest moja praca. Dla mnie nie ma znaczenia, gdzie pracuję. Jestem z Torunia, byłem tam trenerem i zawodnikiem. Teraz pracuję w Bydgoszczy, z czego jestem bardzo zadowolony. Ślę raz jeszcze wielkie podziękowania, dla osób które mi zaufały.

Jak pan ocenia potencjał drużyny, zbudowanej na sezon 2025?

Mamy bardziej wyrównany zespół. Myślę, że ma w nim żadnych dziur. Wstyd byłoby mówić, że nie celujemy w awans do PGE Ekstraligi. Nie zamierzam tego ukrywać. Gadanie, że prezes Kanclerz, czy Polonia Bydgoszcz nie chcą awansować, jest kompletną bzdurą. Cały czas dążymy do jednego. Doświadczenie trenerskie i czas, który spędził w tej dyscyplinie, nauczyły mnie natomiast, żeby nie przywiązywać wielkiej wagi, do głosów ekspertów i prognoz, głoszonych przed sezonem. Tor wszystko zweryfikuje. Jesteśmy silni, teraz trzeba to potwierdzić w meczach.

Brał pan udział w budowie składu? 

Tak, długo rozmawialiśmy z prezesem na ten temat. Razem zastanawialiśmy się nad tym, co będzie najlepsze dla klubu. Nie ukrywam, że cieszy mnie efekt końcowy. Szanse na zakontraktowanie Szymona Woźniaka na początku oscylowały wokół jednego procenta. Nie sądziłem, że odejdzie z Gorzowa. Wiemy, jaki jest żużel i myśleliśmy, że obie strony się dogadają. Pewnego dnia zadzwoniłem do prezesa rano, uprzednio słysząc, jaka jest sytuacja wokół Szymona. Usłyszałem, że trzyma rękę na pulsie. No to odpowiedziałem: elegancko.

Analizując potencjalne problemy, często pojawia się wątek Kaia Huckenbecka. Jego obecność w cyklu Grand Prix może być dla pana i całej Abramczyk Polonii kłopotliwa?

Cieszę się, że dostał dziką kartę, nie byłem tym specjalnie zaskoczony. Uważam że ten rok był dla niego bardzo słaby, zarówno w lidze, jak i mistrzostwach świata. Los go nie oszczędzał. Zanotował wiele upadków. Chyba trochę za bardzo skupił się na Grand Prix. Chciał coś wszystkim udowodnić. W przyszłym roku natomiast Huckenbeck będzie innym zawodnikiem w lidze. Sądzę, że w cyklu też. Jestem zdania, że zacznie jeździć dużo lepiej. Już my wszyscy o to zadbamy.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty