Nie da się ukryć, że sytuacja gorzowskiego klubu jest bardzo trudna. W mediach pojawiają się różne kwoty zadłużenia, a niektóre głosy mówią nawet o 10 milionach złotych. O tym, że dzieje się naprawdę źle, świadczy fakt przeprowadzenia przez miasto audytu w ebut.pl Stali, o czym wspominał Władysław Komarnicki (więcej TUTAJ).
W poniedziałek z kolei doszło w Warszawie do spotkania na szczycie w sprawie przyszłości jednego z najbardziej zasłużonych klubów żużlowych. W nim, oprócz wcześniej wspomnianego senatora Rzeczypospolitej, udział wzięli prezes Polskiego Związku Motorowego, Michał Sikora, prezes PGE Ekstraligi, Wojciech Stępniewski, a także prezydent Gorzowa Wielkopolskiego Jacek Wójcicki.
Czas nie działa na korzyść Stali
Ten zresztą deklaruje, że miasto będzie chciało wesprzeć klub. Pewne wątpliwości ma jednak Jerzy Synowiec, który zaznacza, że Stal to spółka akcyjna, a co za tym idzie, obowiązuje ją kodeks spółek handlowych. Do nich z kolei dotacje miejskie nie do końca pasują. Dodatkowo najbliższa sesja rady została zaplanowana na wtorek (29.10 - dop.red.) i w jej planie nie znajduje się temat związany ze wsparciem gorzowskiego żużla.
ZOBACZ WIDEO: Był blisko odejścia ze Stali. "Zdawałem sobie sprawę, że to mogę być ja"
- Jak zrobić, żeby wszystko było poczynione zgodnie z prawem? Nie można zaplanować pięciu minut przerwy i zarządzić głosowania w kwestii kilku milionów. Trzeba przedstawić audyt czy wyliczenia. Mam wątpliwości czy ktoś z tym zdąży - mówi nam wieloletni prawnik.
- Dodatkowo dotacje pociągną za sobą konsekwencje w postaci takiej, że za chwileczkę siatkówka gorzowska zażąda tyle samo, gdyż ona własnych dochodów prawie nie ma. Za nią ustawię się w kolejce kolejne drużyny. Budżet Gorzowa to nie jest budżet Wrocławia czy Warszawy. Jako radny mam duży dystans do rzucenia milionów na Stal, gdyż będzie wtedy trzeba zrobić to samo ze wszystkimi. Jestem za tym, aby pomóc, ale na zdrowych zasadach - dodaje Synowiec.
Jego zdaniem dług już się zmniejszył i w tym momencie wynosi kilka milionów, choć nadal jest to sporo. Dlatego najważniejsze, aby jak najszybciej upublicznić sytuację finansową Stali. Wiadomo również, że nowym prezesem klubu został Dariusz Wróbel. - Waldemar Sadowski nie chciał dalej pełnić tej funkcji. Jego następca był sprawdzany przez miasto. Jest przedsiębiorcą, za którym stoi kilka innych podmiotów - zdradza nasz rozmówca.
- Teraz Stal i miasto muszą porozmawiać z władzami żużlowymi, a później z radnymi. Na razie jeszcze nic o takim spotkaniu z radą mi nie wiadomo. Trzeba natychmiast ustalić, na jakich warunkach wesprzeć klub. Nie może być tak, że zostanie rzucone kilka milionów, a za chwilę problem znów się pojawi - zaznacza Synowiec.
Co więcej, według jego opinii Speedway Ekstraliga dla takiego ośrodka jak Stal musi być elastyczna, gdyż w interesie żużla nie jest wyrzucanie klubów z rozgrywek. A co, jeśli gorzowianie jednak zostaną wykluczeni z PGE Ekstraligi? - Może zrobić się bagno, z którego nigdy się nie wydostaniemy. "Czarny sport" to jednakże dyscyplina niszowa, która chwieję się w posadach - podsumowuje były prezes klubu.
Dwa scenariusze
Zmartwiony całą sytuacją jest także Marek Towalski, wychowanek i wieloletni zawodnik Stali. - Klub w tej chwili, albo się wybroni i powalczy w przyszłym roku w najlepszej żużlowej lidze świata, albo zagrozi mu upadłość, rok przerwy i start od Krajowej Lidze Żużlowej. Jest jeszcze kilka dni, są mądrzy ludzie, którzy chcą pomóc. Aczkolwiek Stal bez wątpienia jest nad przepaścią - przyznaje.
Jego zdaniem, jeśli zespół z województwa lubuskiego ocaleje, zadłużenie na pewno będzie należało rozłożyć na kilka lat, aby wyjść w końcu na prostą. Wówczas bardzo trudny będzie sezon 2025. Zmniejszając zaległości, będzie trzeba równocześnie walczyć o przyzwoity wynik w PGE Ekstralidze. - Gorzowian stać, żeby się dostać do czwórki, a wtedy też walczyć o medal - uważa nasz rozmówca.
Jednocześnie jest świadomy, że może się także skończyć piątym miejscu po rundzie zasadniczej, a w konsekwencji nawet spadkiem, gdyby przykładowo przydarzyły się jakieś kontuzje. - Na razie trzeba jeszcze poczekać te kilka dni. Do piątku się wiele wydarzy i wówczas będziemy mądrzejsi - podsumowuje Marek Towalski.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty