Stanisław Kępowicz urodził się 12 listopada 1958 roku i we wtorek świętuje 66. urodziny. W 1974 roku pod okiem Albina Tomczyszyna zaczął stawiać pierwsze kroki w czarnym sporcie, by już w kolejnym sezonie zadebiutować w rozgrywkach ligowych. Większych sukcesów nie udało mu się osiągnąć - zarówno w lidze, jak i indywidualnie, choć jako junior pukał do bram z napisem "czołówka".
W 1978 roku zajął szóstą pozycję w finale Brązowego Kasku i dwunastą lokatę w finale Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. W kolejnym sezonie zameldował się w decydującej rozgrywce o Srebrny Kask, jednak walkę skończył dopiero na czternastym miejscu. Tak samo jak w 1980 roku, choć tamten sezon był dla niego przełomowy, bo otarł się o medal w MIMP.
13 lipca na torze w Lesznie rozpoczął bardzo udanie, bo po trzech seriach startów miał już osiem punktów i realnie mógł myśleć o walce o medale. Trochę namieszała mu w planach czwarta seria, w której wywalczył jedno oczko, bo stracił szansę na złoty i srebrny krążek. Wygrana na koniec rundy zasadniczej spowodowała, że musiał stanąć do dodatkowej potyczki. Jego konkurentem był niepokonany Wojciech Żabiałowicz, który zaliczył cztery triumfy i upadek.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Wróbel, Kołodziej i Cegielski
W walce o brązowy medal Kępowicz musiał uznać wyższość przeciwnika. To był jego najlepszy wynik w zawodach indywidualnych w karierze. Przygoda z czarnym sportem szybko dobiegła dla tarnowianina końca. W feralnym wyścigu, który okazał się być jego ostatnim w karierze - pewnie prowadził, jednakże w pewnym momencie został uderzony przez jednego z uczestników tego biegu.
Na domiar złego nie zdołał ominąć go Brucheiser, który... przejechał po Kępowiczu. Chwilę później zaczęła się walka o to, by uratować rękę zawodnika tarnowskiej Unii. Dodatkowo stwierdzono uszkodzenie nerwów kręgosłupa i o powrocie do ścigania nie było już mowy.
Trener z Ameryki
Mimo tych licznych problemów, jakie przysporzył mu żużel - nie obraził się na ten sport. Zdecydował się na pracę w roli trenera. Zaliczył przygodę w KSM-ie Krosno (1998, część sezonu 1999), później wiązał się z klubami z Łodzi (2000) i Rzeszowa (2001-2002). Po przygodzie na Podkarpaciu zniknął z czarnego sportu, bowiem na dwanaście lat wyjechał do Stanów Zjednoczonych. I choć znalazł się tak daleko od ojczyzny, to bywał na imprezach żużlowych, bowiem nie brakowało tam Polaków, którzy mniej lub bardziej poważnie ścigali się w lewo, jak chociażby Artur Taraszka czy Wiesław Ośkiewicz.
- Współpracowałem z Chicago Speedway Club, gdzie jeździli byli polscy żużlowcy, m.in. Wiesław Ośkiewicz, Artur Taraszka i Dawid Bendzera. Jeździliśmy na zawody do Valparaiso czy do Indianapolis. To było na takiej trochę amatorskiej zasadzie, pomagałem tym chłopakom. Ośkiewicz wtedy awansował do mistrzostw USA i byliśmy w Kalifornii na jednym z tych turniejów - przyznał w rozmowie z WP SportoweFakty.
W 2017 roku znów został trenerem w Polsce. Choć klub z Krosna podpytywał wówczas o usługi Mariana Wardzałę, to ich wybór padł na Kępowicza. - Nie czułem się jeszcze na tyle słaby, żeby nie podjąć się pracy w żużlu. Jestem pełen podziwu, patrząc na zaangażowanie, z jakim ludzie w Krośnie prowadzą klub. Przez jakiś czas nie udało im się wyszkolić swojego zawodnika i jest to nowe wyzwanie. Kiedyś lubiłem pracować z młodzieżą, w pewnym okresie nawet mi się to udawało. Jest to też jeden z celów, jaki został przede mną postawiony - mówił.
Długo jednak przygoda z KSM-em nie trwała, bo w lipcu 2017 roku Kępowicz zdecydował się zrezygnować z pracy.
Praca u mistrza Polski
Kiedy został zwolniony z KSM-u Krosno, niejako spadł z głowy Januszowi Kołodziejowi. Tarnowianin przygotowywał się do kluczowych spotkań w polskich rozgrywkach, a jednocześnie nie chciał zaniedbywać swojego projektu, jakim jest akademia żużlowa. Zawodnik Unii Leszno szukał kogoś nie tylko na kilka tygodni, ale w perspektywie większego odciążenia w okresie, kiedy on sam musi koncentrować się na swoich występach. Tym bardziej że szkółka cieszyła się sporym zainteresowaniem i chętnych, by iść śladami - wówczas jeszcze trzykrotnego Indywidualnego Mistrza Polski (2005, 2010, 2013) nie brakowało.
- Janusz zadzwonił do mnie i zapytał, czy byłbym chętny pomóc mu w szkoleniu młodego narybku. Zwrócił się do mnie z tą propozycją, ponieważ sam ma coraz mniej czasu. Natłok obowiązków nie pozwala mu przebywać z nami w takim wymiarze, jakim z pewnością by oczekiwał. Zamierzał jednak kontynuować pracę, którą zaczął kilka lat temu. Potrzebował osoby, która w pewnym sensie by go odciążyła - wspomniał Kępowicz w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Zwrócił się do mnie, a ja nie zastanawiając się długo, postanowiłem podjąć rękawicę. Na początku zastrzegłem jedynie, że muszą zaakceptować mnie dzieci, młodzież, ludzie tam pracującym, rodzice. Wtedy nie będę widział przeciwwskazań, aby podzielić się wiedzą i uczyć młodych ludzi żużlowego rzemiosła. Kształcić nie tylko jazdę, ale pokazać również jak funkcjonować w tym sporcie. Tak to się zaczęło i kręci do teraz - dodał.
Spod ręki Kępowicza na żużlowe salony wyjechali m.in. Szymon Bańdur, Bartłomiej Kowalski, Kajetan Kupiec, czy Dawid Rempała. Do niedawna jeździli również jeszcze, chociażby Kamil Marciniec, Patryk Zieliński, czy Jakub Sroka.
Janusz Kołodziej nie jest jednak jedynym pracodawcą Kępowicza. We współpracy z Texom Stalą Rzeszów obie strony dbają również o należyte szkolenie w tym klubie z Podkarpacia.
Naprawdę? A nie z nieba?