Ciekawy ten polski żużel. Polski, czyli światowy, bo w odniesieniu do tej akurat dyscypliny sportu oba przymiotniki można, a nawet należy, stosować zamiennie. Tego samego dnia czytamy o gwiazdach oddających się golfowi w Dubaju, pływających jachtami i jedzących w najlepszych restauracjach świata, a z drugiej strony - o zawodnikach, którzy nie wiedzą, czy jechać na trening, bo w drodze powrotnej może zabraknąć paliwa w baku. A jeśli jakiś dobry człowiek zatankuje nam samochód do pełna, to jego wartość wzrośnie dwukrotnie…
W sumie nie ma się czemu dziwić. Ci, którzy latają do Dubaju to jednak elita tego sportu i mistrzowie świata, bez nich nie byłoby nic. Mają prawo i dobrze zarabiać, i godnie żyć. A ci, którzy Dubaj widzieli tylko na YouTubie, to jednak zawodnicy z trzeciego poziomu rozgrywkowego.
A może nie stać nas na trzy szczeble rozgrywkowe? Może te dysproporcje są zbyt duże i zbyt bolesne? No bo przecież zdarza się, że ci trzecioligowcy potrafią i jedną ręką pokonać tych, co lekką ręką wydają na bilety lotnicze do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Żeby nie być gołosłownym, podam przykład Roberta Chmiela i jego występu w chorzowskiej rundzie Indywidualnych Mistrzostw Europy. Albo Bena Cooka - w Pile nie zrobili nic, by został odkryciem najniższej ligi, więc został w Lesznie najwyższej.
ZOBACZ WIDEO: Czy to powód słabszej formy Janowskiego? Zawodnik odpowiada
Przykro się czyta o klubach i o prezesach, którzy dyscypliny finansów oraz obietnic złożonych pracownikom dotrzymują wyłącznie w końcówce października czy też na początku listopada. Co gorsza, poziom rozgrywek nie ma tu znaczenia, choć niektórzy przekonują, że w najbardziej błogiej rzeczywistości żyją sternicy klubów trzecioligowych. Tzn. w przeświadczeniu, że niżej już spaść nie można, więc są bezpieczni. A poza tym nikt im nie może nic zrobić i z żużlowej mapy Polski nie wykreśli również dlatego, że z trzech drużyn rozgrywek żużlowych ulepić nie sposób. Nie wiem, czy rzeczywiście powinniśmy wrzucać wszystkich trzecioligowych prezesów do jednego worka. Z pewnością nie. Natomiast fakty są takie, że wszystkie polskie ośrodki z tego szczebla – tarnowski, opolski, gnieźnieński i pilski – nie są w stanie o czasie dopiąć koszuli. A to daje do myślenia.
Musimy sobie wobec tego postawić pytanie, a najlepiej też znaleźć na nie odpowiedź - czy ważniejszy jest żużel, czy może żużlowcy? Czy mamy ratować ośrodki żużlowe, czy jednak żużlowców? Trudna sprawa, bo jednak wszystkim nam zależy, by warczeli w jak największej liczbie miast. A z drugiej strony - w niektórych miastach głośniej warczą na siebie szefowie klubów i zawodnicy, przekrzykując się, kto mówi prawdę w temacie wypłaty pensji. Przykro o tym czytać.
Jeśli jednak chcemy ratować żużlowców, to pewnie czas najwyższy zlikwidować tę kadłubową trzecią ligę, nie wiedzieć czemu nazywaną Krajową Ligą Żużlową, a zrzeszającą też kluby z Łotwy czy Niemiec. Pora powiększyć ekstraligę do dziesięciu ekip, a całą resztę umieścić na zapleczu. A dokładniej rzecz biorąc, nie całą resztę, lecz tylko tych uczciwych. Jeśli takich ekip uzbiera się dwanaście, to super. Jeśli dziesięć czy osiem, też dobrze. A i z siedmioma damy sobie radę. Niech to będą jednak kluby wypłacalne, szanujące swoich pracowników. Przez cały rok, a nie wtedy tylko, gdy opadają liście i ważą się losy licencji na kolejny sezon.
Tylko nie piszcie, proszę, o dysproporcjach i niebezpiecznych wynikach w granicach 60:30. Na tym generalnie sport polega, że można kogoś pokonać nieznacznie lub zdecydowanie. A te wysokie wygrane czy też bolesne porażki również mają swój smak. I od zawsze towarzyszą wydarzeniom sportowym, jakkolwiek byśmy się starali ich poziom wyrównać. Zresztą, taka moja naiwna wiara, że gdyby stworzyć system dwupoziomowy i te zespoły z niższej ligi również wspierać konkretnym pieniądzem z tytułu umowy telewizyjnej, a nie jedynie ochłapami, to te różnice mogłyby się nieco zatrzeć. A przy większej liczbie spotkań stawka za punkt mogłaby ulec pewnemu obniżeniu.
Oczywiście, to tylko teoria, bo biznes sportowy łatwy w prowadzeniu nie jest i nigdy nie mamy takiej sytuacji, że wszędzie jest różowo. W każdym razie warto by zaprowadzić porządek i trzymać się jednego, prostego systemu przez lata, raz na zawsze. Nie mieszać, nie zmieniać, tylko przyzwyczaić do niego kibica i sobie tak trwać.
Wojciech Koerber
P.S. Podobają mi się spodziewane lokalizacje SEC-u 2025: Leszno, Bydgoszcz, Gustrow i Pardubice. No kiedy, jak nie teraz, Panie Janku! Kiedy sięgnąć po złoto, Panie Janku Kołodzieju. Choć akurat teraz ważniejsze będzie co innego - zespołowy biznesplan, nie osobisty.