6 stycznia Davey Watt obchodzi 47. urodziny. To jeden z bardziej rozpoznawalnych australijskich żużlowców w Polsce. Jego kariera nabrała tempa wraz ze zniesieniem limitu na obcokrajowców. W 2006 roku Watt trafił do Grudziądza.
- Nie wiedziałem o tym kraju za dużo, czułem pewien stres, że jestem tu nowy i jak sobie poradzę. 2006 rok, to była dla mnie dobra nauka. Kilka spotkań mogłem zaliczyć do udanych, ale jak dobrze pamiętam, to złamałem też nadgarstek. Ten początek wspominam dobrze, ale przytrafiły się problemy, musiało mi to chwilę zająć, by się połapać w nowym otoczeniu - opowiadał Watt w wywiadzie dla WP Sportowe Fakty.
Rok później sięgnęła po niego ekstraligowa Marma Polskie Folie Rzeszów. Był to bardzo dobry wybór. Australijczyk był czołową postacią ekipy z Podkarpacia. Żużlowiec urodzony w Townsville osiągnął średnią 1,82 bieg., trzecią najwyższą w całym zespole.
ZOBACZ WIDEO: Brady Kurtz przebierał w ofertach. To dlatego wybrał Betard Spartę
- Klub z Rzeszowa bardzo mi się podobał. Marta (Półtorak - dop. red.) wiele rzeczy ułatwiała, pomagała. Trzymała ten klub na dobrym poziomie. Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane. To była przyjemność, by się tu pojawić i ścigać dla tego klubu, kibiców czy miasta. W ogóle nie czuło się presji, czy niemiłych sytuacji. Mieliśmy powiedziane wprost: "jedź najlepiej jak umiesz". W pewnym momencie byliśmy na trzecim miejscu i szkoda, że skończyliśmy bez medalu. Mieliśmy trochę pecha - wspominał żużlowiec z Australii.
Watt przyznawał, że nieraz na jego profilu na Facebooku przypominana jest słynna akcja z meczu Marma Polskie Folie Rzeszów - Unia Leszno. W tym spotkaniu prowadzili leszczynianie 41:37 i po starcie kolejnego biegu wszystko wskazywało na to, że zamkną rywalizację po 14 biegu. Tak się jednak nie stało, bo para Maciej Kuciapa i Davey Watt odwróciła losy tej gonitwy i z 5:1 dla Unii zrobiło się 5:1 dla Marmy. - Start nie był najlepszy, ale napędzałem się. Nie mogłem złapać rywala wcześniej, dopiero udało się w końcówce. To było znakomite ściganie - komentował ten wyścig.
W Ekstralidze Watt w sumie spędził cztery sezony. Prawdziwą gwiazdą był na jej zapleczu, gdzie startował w dużej mierze dla grudziądzkiego klubu. W latach 2013-2016 jeździł dla takich klubów jak: Start Gniezno, KMŻ Lublin, Lokomotiv Daugavpils czy Wanda Kraków.
W lidze angielskiej stał się symbolem Poole Pirates, gdzie jeździł u boku swoich australijskich kolegów tj. Darcy Warda czy Chrisa Holdera. - Davey był nieco w cieniu ich obu, ale dawał nam wiele radości. Bardzo uzdolniony i skuteczny zawodnik. Przez lata mieszkał u mnie i zżyliśmy się ze sobą. Niezły z niego kawalarz, ale gdy wsiadał na motocykl to jazdę traktował bardzo poważnie. Może nie do końca wszystko poszło po jego myśli, ale ma prawo być dumny ze swojej kariery - opisuje go Neil Middleditch, menedżer drużyny z hrabstwa Dorset.
Davey Watt był częścią reprezentacji Australii, w której wówczas ścigały się takie gwiazdy jak: Jason Crump, Leigh Adams czy wspomniany wcześniej Holder. Największą szansę Kangury miały w 2007 roku podczas finału Drużynowego Pucharu Świta w Lesznie, gdy zwycięstwo pozostawało kwestią otwartą aż do ostatniego biegu. Watt mocno przeżył porażkę tamtego dnia.
- Najbardziej bolał mnie finał z Leszna, gdzie niewiele nam zabrakło. Polska była mocna i walczyliśmy na równi. Byliśmy pewni, że Leigh to wygra, ale Gollob wyskoczył na motocyklu Kasprzaka. Jako Australijczyk, po tym biegu byłem wściekły, ale jako kibic, powiedziałbym: Wow! To było coś.