Piotr Rachwał: W Rzeszowie zbudowano bardzo silny zespół, przed którym postawiono jasny cel – awans. Czy tych zawodników stać na realizację takiego planu?
Marta Półtorak: Oczywiście, na to liczymy. Ja jednak, bardzo nie lubię "rozdawać medali" jeszcze przed sezonem, gdyż w sporcie wszystko jest możliwe. Wiele razy budowano drużyny, które miały być, mówiąc żargonem sportowym, "pewniakami" do zdobycia jakiegoś tytułu. Tymczasem po rozpoczęciu sezonu, plany pękały tak szybko, jak mydlana bańka.
Co jest potrzebne, by właśnie w stolicy Podkarpacia takie potknięcia się nie przydarzyły?
- Przede wszystkim potrzebna jest ogromna determinacja, każdego kto będzie tworzył ten zespół. Chcemy stworzyć prawdziwą drużynę, w której atmosfera będzie motywacją do pracy, a każdy z chłopaków będzie mógł liczyć na pomoc innego. Wszystko to, ma złożyć się na spore zdobycze punktowe każdego z naszych żużlowców i chęć występowania oraz czerpanie radości z jazdy w naszym teamie.
Można by powiedzieć, że Rzeszów wyspami stoi. Do składu sprowadzono dwóch Anglików. W planach był jeszcze trzeci. Czy takie rozwiązanie jest odpowiednie na polską ligę?
- Osobiście bardzo się cieszę, że zarówno Lee (Richardson przyp.red.), jak i Chris (Harris przyp.red.) będą nas reprezentować w przyszłym roku. Są to klasowi zawodnicy, tak naprawdę już parę lat będący w gronie jeźdźców z najwyższej żużlowej półki. Ich narodowość nie ma znaczenia, bowiem wielokrotnie mogliśmy się przekonać, że są klasowymi zawodnikami. Mam nadzieję, że ta klasa zostanie ponownie uwidoczniona już w najbliższym sezonie.
Wiele mówiło się o powrocie do Rzeszowa Scotta Nichollsa, byłby wtedy trzecim zawodnikiem w barwach Marmy Hadykówki, pochodzącym z Wysp Brytyjskich. Dlaczego "Hot Scotta" nie zobaczymy przy ul. Hetmańskiej?
- Rzeczywiście, rozmawialiśmy ze Scottem. W pewnym momencie nasze warunki bardzo się zbliżyły, jednak nie na tyle, by podpisać kontrakt. Istniały pewne rozbieżności, które stały się małą "kością niezgody". Jednak to nie jest tak, że drzwi naszego zespołu są dla niego zamknięte. Jeżeli zmieniłyby się jego wymagania, to zawsze można powrócić do tematu. Czasem jednak, nie warto robić czegoś na siłę.
Czy chodziło o gwarancję startów, której nie mogliście Anglikowi zapewnić? Byłby wtedy rezerwowym.
- Nie chcę mówić na forum publicznym o tego typu rzeczach. Abstrahując od Scotta, przykładem lat ubiegłych, takie oczekiwanie na kontuzje czy potknięcie kolegi, nie buduje zdrowej atmosfery w zespole.
Jednak żużel to sport bardzo urazowy. Trener Dariusz Śledź dysponował będzie bardzo wąską kadrą. A co w przypadku kontuzji? Czy kadra jest już sferą zamkniętą?
- Powiem w ten sposób, nie chcemy zakładać, że ktoś złapie jakiś uraz, ale rzeczywiście może tak być. Mamy pewne zamierzenia, jednak na ich realizację trzeba jeszcze poczekać. Na chwilę obecną dysponujemy taką kadrą. W razie kontuzji pozycję seniora może uzupełnić Dawid Lampart, a jego miejsce Łukasz Kret. Nie chcę jednak przesądzać, ale być może dołączy do nas jeszcze jeden zawodnik.
Ostatnie pogłoski ukazywały dwóch żużlowców: Karola Ząbika i Grzegorza Zengotę. Czy jest w tym choć trochę prawdy?
- Zarówno Karol, jak i Grzegorz to młodzi, perspektywiczni zawodnicy, nad których zatrudnieniem, z pewnością warto by się zastanowić. Jednak na chwilę obecną, nie chcę komentować ani personaliów, ani tego czy rzeczywiście nasz skład wzbogaci się o jeszcze jednego jeźdźca.
Sprowadzenie Lee Richardsona jest dotychczas największym hitem transferowym w I lidze. Jakie wymagania stawiane są przed Anglikiem?
- Lee ma być naszym liderem, to świetny zawodnik. Negocjacje nie były łatwe, gdyż Lee przedstawia swoje warunki w sposób bardzo twardy. Anglik od pewnego czasu utrzymuje stabilną, wysoką formę. Miał okazję startować w ekstralidze, toteż zadanie miał o wiele trudniejsze niż w lidze niżej. Wierzę, że zostanie w Rzeszowie na dłużej, gdyż jak sam mówi, lubi stabilizację klubową.
No właśnie, Lee ma pozostać w Rzeszowie w przypadku awansu przez co najmniej kolejny rok. A co z innymi zawodnikami?
- To trochę wróżenie z fusów. Do awansu droga jeszcze daleka, jednak chciałabym, aby większość zawodników, którym taka sztuka, by się udała, tworzyła nasz zespół w następnym sezonie. Idealnie byłoby, gdyby wszyscy tak świetnie wypadli, by móc w takim samym zestawieniu, dodając małe korekty, występować w ekstralidze.
Wracając jeszcze do personaliów, w Rzeszowie negocjowano z Danielem Nermarkiem. Szwed jednak zdecydował się startować w Rybniku. Dlaczego podjął taką decyzję? Nermark ponoć narzekał na sposób pertraktacji.
- Jeżeli chodzi o negocjacje z zawodnikami to w głównej mierze zajmowałam się tym ja wraz z Darkiem Śledziem. Darek bardzo mi pomagał, jednak jestem zdania, że tak być powinno, gdyż to on jako trener, będzie musiał zmotywować tą drużynę do osiągania dobrych wyników, a także być jej opiekunem. Chciałam, żeby trener także określił z kim chciałby współpracować, a z kim nie. Trudno mi powiedzieć, dlaczego Daniel mógłby narzekać na rozmowy z naszym klubem. Właściwie to nie rozmawialiśmy z nim osobiście, a z jego menedżerem. My złożyliśmy Danielowi ofertę, następnie oczekiwaliśmy na jego ruch. Jednak w międzyczasie dowiedzieliśmy się z mediów, że podpisał kontrakt w Rybniku. Osobiście negocjacje z zawodnikami prowadzę parę lat, z jednymi jest to pełen profesjonalizm, z innymi można spotkać pewne zagrywki nie fair. Nie mówię tutaj akurat o Danielu, ale ogólnie. Pełen profesjonalizm wykazał właśnie Lee i to się z pewnością chwali.
Sporo kontrowersji wywołał transfer Rafała Okoniewskiego, gdyż postawiono na zawodnika, który ma za sobą kompletnie zmarnowany rok w Gorzowie Wlkp. Dlaczego właśnie popularny "Okoń" ma stanowić o krajowej sile Marmy Hadykówki Rzeszów?
- Praktycznie podczas całej mojej przygody ze speedwayem, do Rzeszowa trafiali zawodnicy, którzy mieli za sobą słaby rok i nikt na nich nie stawiał. Proszę zobaczyć jaką progresję wyników zanotował ostatnio choćby Mikael Max czy niegdyś obecny trener, Dariusz Śledź. Miał kończyć karierę, skreślony przez wielu, przyszedł do Rzeszowa, by pod koniec swojej jazdy na żużlowym motocyklu, zdobyć medal MPPK i zostać nazwanym przez kibiców "100% Stalowcem". Wychodzę z założenia, że każdemu należy się druga szansa i na nikim nie wolno stawiać kreski. Szczerze mówiąc, wolę taką sytuację, gdy do klubu przychodzi zawodnik ze sporymi perspektywami, bagażem wielorakich doświadczeń, ale przede wszystkim z ogromnymi chęciami i wolą walki. Takie dwa założenia to już połowa sukcesu. Nie lubię natomiast, gdy ściąga się gwiazdę, która jaśniej świecić już nie może. Albo będzie jeździć na dotychczasowym poziomie, albo jej blask zacznie blednąć. Jesteśmy klubem, który daje szansę. Trzeba ją tylko wykorzystać... Tak jest z Rafałem Okoniewskim. To profesjonalny zawodnik, który ma szansę się odbudować, zyskać na nowo zatraconą radość z jazdy. Wierzę, że będzie to Rafał choćby sprzed dwóch lat, kiedy to w Bydgoszczy uzyskał średnią biegową oscylującą w granicach 2.2 pkt., będąc jednym z ojców sukcesu, awansu Polonii do ekstraligi. Mam nadzieję, że nadchodzący sezon przyniesie podobny rezultat w jego wykonaniu.
Czy Pani zdaniem jest to poniekąd zmarnowany talent, niewykorzystany potencjał drzemiący w tym zawodniku?
- Myślę, że tak, wierząc, że wystarczy dać mu szansę, a on ją wykorzysta. Tamten sezon zaczął fatalnie, jednak gdy doszedł do ładu ze sprzętem, zabrakło dla niego miejsca w kadrze. Mam nadzieję, że szybko odzyska formę i będzie naszym silnym ogniwem. My mamy stworzyć ku temu warunki.
Ludvig Lindgren to kolejna nowa twarz w Rzeszowie. Co skłoniło, by postawić na młodego Szweda?
- Jeżeli prowadzimy z zawodnikiem negocjacje, to liczy się przede wszystkim jak on podchodzi do sportu. Ludvig stawia sobie poprzeczkę wysoko, nie żąda przy tym horrendalnych sum. Został mu przedstawiony kontrakt motywacyjny, wedle którego, będzie zarabiał tyle, ile zdobędzie punktów. Chwali się natomiast jego podejście, bo widać, że chce i bardzo mu zależy, aby dorównać bratu. Mimo, że droga nie jest często ułatwiona. W związku z tym chcemy dać mu szansę. Lindgren wie, że ma silnego konkurenta w osobie Dawida Lamparta, jednak zdecydował, że chce występować w naszym zespole i walczyć o skład.
W kontekście Rzeszowa wymieniało się Mateja Kusa czy Maksima Bogdanowsa. Jednak nie ujrzymy ich w zespole znad Wisłoka.
- Tak, gdyż sami tak zdecydowali. Być może bali się podjąć tej rękawicy, walki o skład z Dawidem Lampartem, którą podjął Ludvig. Ciężko mi mówić w czyimś imieniu, co skutkowało takim decyzjom.
Chciałbym, aby dokończyła Pani zdanie: Marma Hadykówka w sezonie 2010 ma...
Ma być silnym monolitem, drużyną, o której wcześniej wspomniałam. Chciałabym, by panowała tu atmosfera jedności, zgrania między zawodnikami, wzajemnej pomocy i współpracy. Marma Hadykówka ma w sezonie 2010 być po prostu drużyną przez duże "D", a wierzę, że wyniki przyjdą same.
Święta i Nowy Rok coraz bliżej. Czego Marta Półtorak życzyłaby sobie, a czego kibicom?
- Sobie, no cóż, chciałabym, by dopisywało mi zdrowie i trochę szczęścia. A kibicom? Każdemu przede wszystkim zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku. Odnosząc się do "czarnego" sportu - fanom naszej drużyny, wielu emocji na torze uwieńczonych awansem, a wszystkim innym, by speedway przyniósł wiele niezapomnianych wrażeń.
Dziękuję za rozmowę.
- Również dziękuję i pozdrawiam wszystkich kibiców.