Muszę przyznać, że ja też byłem trochę cwanym lisem - II część rozmowy z Robertem Kempińskim

W drugiej części rozmowy były zawodnik, obecnie trener GTŻ-u Robert Kempiński mówi między innymi o młodzieży w Grudziądzu oraz o tym jak budować atmosferę w zespole. Czasami wraca do momentów, gdy był jeszcze żużlowcem.

Maciej Oszuścik: Czy wiemy już kto będzie rywalem GTŻ-u w meczach sparingowych?

Robert Kempiński: Na pewno pojedziemy dwumecz z Gdańskiem, zarówno u siebie jak i na wyjeździe. Pozostało jedynie dogranie terminu, gdyż czekaliśmy na terminarz. Gdybyśmy jechali mecz z Gdańskiem na początku sezonu, to nie byłoby sensu odjechać w marcu meczu towarzyskiego z wiadomych względów. Na szczęście z Wybrzeżem zmierzymy się dopiero w maju, więc jesteśmy w trakcie uzgadniania terminów. Kolejny sparing mamy zaplanowany z Łodzią, także dwumecz. Chcieliśmy rozegrać także spotkanie z Polonią Bydgoszcz. Jednak z racji tego, że bydgoszczanie pierwszy mecz mają w Częstochowie to chcą się do niego jak najlepiej przygotować, dlatego ich partnerem będzie PSŻ Poznań, gdzie jest dość zbliżony tor.

Kadra GTŻ-u będzie liczyć siedmiu seniorów. Miejsc w składzie jest jednak tylko pięć. Czy nie wpłynie to negatywnie na atmosferę w zespole?

- Jeżeli zakontraktowalibyśmy pięciu seniorów, wówczas pojawiłyby się głosy krytyki, że nie ma kto walczyć o ten skład i kto zastąpić danego zawodnika w razie ewentualnej kontuzji. Zgadzam się z trenerem Cieślakiem, który w jednym z wywiadów przyznał, że dobrze jest mieć oczekującego zawodnika zagranicznego, ponieważ wystarczy tylko obserwować jego wyniki w innych ligach i wtedy ewentualnie ściągnąć go na mecz. Natomiast krajowy zawodnik jest na co dzień blisko klubu, jeździ na treningach i nieraz niestety nie dostanie szansy pokazania się w meczu. To jest ten problem. Ja uważam, że będą jeździć najlepsi. Aczkolwiek liga angielska nie do końca jest wykładnikiem, bo wystarczy spojrzeć na Kennetta, który w meczu z Łodzią zdobył cztery punkty, zaś w Anglii jest to nie do pomyślenia – tam zawsze jest czołową postacią. Jednak jak już mówiłem, tam są zupełnie inne tory i bardzo łatwo znajdować się na prowadzeniu, by po chwili spaść na czwartą pozycję.

Obecnie trwają przegotowania kondycyjne do nowego sezonu. Jak to wygląda w Grudziądzu?

- Zajęcia trwają sześć dni w tygodniu. Chodzimy na siłownię, basen, halę, mamy odnowę biologiczną na solankach oraz zajęcia w terenie. Pod koniec tych zajęć przeprowadzimy testy, aczkolwiek były już takie robione i muszę przyznać, że każdy zawodnik jest lepszy w czymś innym. Mogę jedynie przyznać, że ja byłem najsłabszy (śmiech).

Czy wszyscy krajowi zawodnicy biorą udział w tych przygotowaniach?

- Tomek Chrzanowski trenuje w Toruniu. Jednak, gdy go potrzebuję to nie ma problemu i przyjeżdża do Grudziądza. Myślę, że Tomek jest takim zawodnikiem, że nie trzeba go pilnować tak jak niektórych. Oczywiście nie chcę nikogo obrażać, bo muszę przyznać, że ja też byłem trochę cwanym lisem (śmiech).

W drużynie nic się nie zmieniło, jeżeli chodzi o młodzieżowców. Czy to oznacza, że nie ma pan zastrzeżeń zarówno do Artura Mroczki jak i Kevina Woelberta?

- Zawsze można mieć do jakiegoś meczu zastrzeżenia. Zdarzało się, że wycofywałem jednego, czy też drugiego z danego biegu, ale prawdę mówiąc wystarczy sobie spojrzeć, że nie zmieniałem zawodników, którzy bardzo dobrze punktują. Obaj są na pewno rokującymi zawodnikami i myślę, że spokojnie są w stanie walczyć nawet z seniorami. Pokazywali to zwłaszcza w końcówce sezonu, gdzie Artur Mroczka jechał swoje biegi, zaś Woelbert z niezłym skutkiem zastępował innych i tak może być też w kolejnym sezonie.

Jak wygląda w Grudziądzu szkolenie młodzieży? Czy w przyszłym sezonie kadra wzbogaci się o jakiegoś wychowanka?

- Jest jeden adept, który pojedzie na egzamin licencyjny, ale jeszcze nie w marcu, tylko następnym razem. W ubiegłym roku nie mógł on jeszcze podchodzić do egzaminu, gdyż nie miał ukończonych piętnastu lat, które kończył w listopadzie i po prostu nie było możliwości. Jest jeszcze jeden chłopak, który też by mógł już w 2009 roku zdawać licencję, ale też wiek mu na to nie pozwala. Może i będę szczery, ale powiem, że lepiej szkolić takich zawodników, z których wiadomo, że coś będzie. Przecież zarówno ja jak i działacze czy też mechanicy potrafimy stwierdzić czy dany zawodnik ma talent. Nie widzę sensu szkolić kogoś tylko po to, by była licencja i po trzech latach żużlowiec kończył karierę. To są ogromne koszty.

Jak przedstawia się sytuacja Pawła Kaczorowskiego i Marcina Podlaszewskiego?

- Obaj dostali wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu. Kaczorowski podobno miał trafić do Piły, ale nie wiem co z tego wyszło. Po prostu mają wolną rękę. Gdybyśmy mieli trzech, bądź też dwóch zawodników pokroju Artura Mroczki, to opłacałoby nam się walczyć o coś w MDMP, ale z tym składem ciężko by nam było walczyć o cokolwiek. Także to jest takie robienie hałasu. Myślę, że jak ktoś się nie rozwija do wieku 19 lat to już później raczej ciężko o to. Oczywiście zdarzają się przypadki, bo każdy zna historię Jacka Krzyżaniaka, który zaczynał dopiero w wieku 18 lat. Ale to jest jeden na milion. Także daliśmy chłopakom wolną rękę, jeżeli są dobrzy to niech udowodnią to w innym zespole.

Czy nauczył pana czegoś sezon 2009? Jakieś wnioski zostały wyciągnięte?

- Mnie jako trenera sezon nauczył tego, że trzeba szybko myśleć. Ludzie sporo mówili, że w Ostrowie miałem nosa stawiając na Ferjana jako jokera w czternastym biegu. Ale tak naprawdę większość zawodników z wysokim dorobkiem punktowym już wystartowała z rezerwy taktycznej i miałem ograniczone pole manewru, więc postawiłem na Ferjana. To był tak naprawdę mój pierwszy rok w roli trenera i staram się wpajać, że najważniejsze jest dobro drużyny i wszystko ku temu powinno być podporządkowane. Jeżeli zawodnik będzie patrzał tylko na siebie to nic z tego nie będzie. Sam jak byłem zawodnikiem to udostępniałem swoje motocykle kolegom, żebyśmy tylko awansowali do tej ekstraligi. Przez takie gesty tworzyła się atmosfera. Dzisiaj jest inaczej, bo wtedy było w składzie siedmiu Polaków i jeden obcokrajowiec. Teraz w większości przypadków jest prawie, że odwrotnie. I jak tu mówić o atmosferze? Przecież atmosferę buduje się poprzez przebywanie ze sobą, a nie przez to, że ludzie się spotkają raz na ruski rok. Wtedy nawet wrogowie mogą się kochać. Myślę jednak, że u nas nie jest najgorzej, mimo tego, że Tomek Chrzanowski trenuje w Toruniu. Kamil Brzozowski i Krzysztof Buczkowski zawsze się trzymali. Już w ubiegłym roku "Buczek" przyjeżdżał na treningi i pomagał Kamilowi. Często słyszę głosy, że obaj powinni startować w parze. Mam nadzieję, że ta współpraca się przełoży na torze. Na pewno będziemy różne warianty stosować.

Czego można panu życzyć w sezonie 2010?

- Przede wszystkim chciałbym, aby nikt nie odniósł kontuzji. Na przykład w meczu w Poznaniu uciekły nam przez to punkty, kiedy musiał jechać Andersson, zamiast Schleina. Zabrakło wtedy także Kennetta. Także w dużej mierze przez kontuzje nie awansowaliśmy do pierwszej szóstki. Później przed meczem w Gnieźnie chłopakom kradną motory. Od razu odechciewa się jeździć. Co prawda Kennett pożyczył wtedy motor od "Siopka" (Marcina Jędrzejewskiego - dop. red) i mu przypasowało akurat, ale Olly Allen w ogóle nie mógł się odnaleźć, gdzie na wyjazdach spisywał się nawet lepiej niż u nas. Myślę, że stać nas na tą pierwszą czwórkę, ale podstawą jest nie mieć kontuzji i tego bym sobie życzył. To jest proste, jak się komuś rozwali samochód to też nie dojedzie. Podobnie jest z zawodnikami. Jeżeli będę miał cały skład do dyspozycji to wtedy można wygrywać.

Komentarze (0)