Przed biegami nominowanymi Krono-Plast Włókniarz Częstochowa prowadził z Gezet Stalą Gorzów 43:35. Przesądzone było, że w ostatniej gonitwie pojadą Piotr Pawlicki (9 punktów) i Wiktor Lampart (8+2). W czternastym biegu wobec tego musiał wystąpić Jason Doyle (8 punktów) i ktoś z duetu Mads Hansen (5+3) - Kacper Woryna (6+2).
Wielu kibiców i ekspertów uważa, że w Mariusz Staszewski do czternastego biegu powinien desygnować Duńczyka. Zapytaliśmy zatem u źródła, skąd decyzja o kolejnej szansie dla rybniczanina.
ZOBACZ WIDEO: 95 proc. tarć jest wymyślonych. Mrozek wprost o atmosferze w ROW-ie
- Wiedzieliśmy, że pójdzie rezerwa taktyczna i woleliśmy zabezpieczyć ten bieg, aby to poszło po naszej myśli. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w ostatniej gonitwie mamy Piotra (Pawlickiego) i liczyłem na minimum 3:3, choć Wiktor ładnie się odnalazł w pierwszym wirażu. Później się jednak wiele pozmieniało i uważam, że błędu nie było - przyznał Staszewski w rozmowie z WP SportoweFakty.
Dla Woryny było to kolejne słabsze spotkanie w Częstochowie. O ile jego dorobek mógłby być większy, gdyby nie defekt w jednym wyścigu, w którym stracił dwa oczka, to jednakże znów wielu miało zastrzeżenia, co do jego jazdy po miejscowym owalu.
- Nie będę Kacpra krytykował. Początek zawodów nie udał mu się, później wygrał wyścig, jechał na prowadzeniu, ale miał defekt. Gdyby ta końcówka potoczyła się dla niego lepiej, to mówilibyśmy o świetnym występie. Niestety, tak bywa, że sprzęt się psuje w najmniej spodziewanych momentach - dodał nasz rozmówca.
Mariusza Staszewskiego zapytaliśmy również o to, czy w perspektywie ewentualnych meczów o utrzymanie i barażów o PGE Ekstraligę, Gezet Stal Gorzów nie była najłatwiejszym z możliwych rywali w tej fazie sezonu. Szkoleniowiec jednak odpowiedział krótko, że nie.