Minusy przyznaje Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty:
- Transfer roku to nie będzie. Matej Zagar dołączył do H.Skrzydlewska Orła specjalnie na fazę play-down, aby pomóc łodzianom już w dwumeczu z Moonfin Malesą. Ruch ten wydawał się nie najgorszym posunięciem, zważając na słabą dyspozycję w spotkaniach ligowych Vaclava Milika. Sam Słoweniec jeszcze wcześniej w barwach Unii Tarnów prezentował się nieźle i można było mieć nadzieję na przyzwoitą zdobycz punktową.
Jego niedzielny występ w Ostrowie Wielkopolskim zakończył się jednak już po dwóch biegach, w których nie wywalczył, choćby "oczka". Najpierw nie potrafił wyprzedzić, jeszcze nie najszybszego w tamtym momencie Grzegorza Walaska, który dzień wcześniej doznał urazu kostki i nie był w stu procentach gotowy do potyczki, a niedługo później znów uległ weteranowi Moonfin Malesy i Sebastianowi Szostakowi.
ZOBACZ WIDEO: W przeszłości nie zostawił na nim suchej nitki. Teraz Komarnicki chce jego pozostania
Martwić sztab Orła mógł nie tylko wynik Zagara, ale także jego postawa. 42-latek po prostu mógł tylko patrzeć, jak jego rywale mkną do mety. Kiedyś Krzysztof Mrozek przekonywał, że za jakość się płaci, odnosząc się w kontekście byłego stałego uczestnika Grand Prix. Teraz tej jakości na pewno nie było.
- Jesteśmy na wojnie, to ściągamy komandosa - mówił za to Jan Konikiewicz podczas konferencji prasowej, którego cytował serwis lodzkizuzel.pl.
Do Wielkopolski przyjechał jednakże bardziej dezerter niż żołnierz gotowy do prawdziwego boju o utrzymanie w Metalkas 2. Ekstralidze swojego klubu. Przed nami jeszcze co prawda rewanż, aczkolwiek trudno sobie wyobrazić, że Orzeł odrobi 12-punktową stratę do ostrowian. A jeśli to się faktycznie nie uda, porażka będzie nosiła imię Mateja Zagara.
- Skandal zamiast święta. Na pierwszy półfinałowy pojedynek Krajowej Ligi Żużlowej pomiędzy Pronergy Polonią a Ultrapur Startem wyprzedano wszystkie bilety. W Pile nie ukrywali, że liczą na kapitalne widowisko oraz sprawienie małej niespodzianki, zatrzymując faworyta do awansu jeszcze przed finałem. Ostatecznie zawodnicy nie wyjechali nawet na próbę toru, a kibice nie zostali wpuszczeni na stadion.
Problemem był nieregulaminowy owal. Wpływ na nawierzchnię miały mieć sobotnie opady deszczu, które nie były jednak zbyt obfite. Wiadomo, że sprawą zajmie się Główna Komisja Sportu Żużlowego, która będzie w najbliższym czasie analizowała dokumenty od sędziego czy komisarza toru. Musi również wysłuchać wyjaśnień gospodarza. Polonii grozi walkower, a co za tym idzie, zwycięzca dwumeczu będzie praktycznie znany.
To mogą być bardzo trudne dni dla pilskiego żużla. Nie jest tajemnicą, że w klubie starają się robić wszystko, aby zapiąć budżet. Gdyby nałożono teraz kary, bez wątpienia sytuacja zrobi się bardzo trudna. Tego na pewno nie chce żaden kibic "czarnego sportu". Lepiej, żeby ośrodki się rozwijały, zamiast upadały. Aczkolwiek sprawiedliwość jest najważniejsza. Jeśli tak fatalny stan toru to wina miejscowych, trzeba ustanowić odpowiednie kary.
Można się jednak zastanawiać, dlaczego doszło do takiego skandalu. Komisarz toru był na stadionie od rana, a wszelkie prace miały być wykonywane według jego poleceń. Dlaczego więc nie udało się doprowadzić nawierzchni do odpowiedniego stanu? Czy nie można było odwołać spotkania już wcześniej? Co także ciekawe, na tor nie zostali wpuszczeni sami żużlowcy, a już można usłyszeć, że część z nich chciała, chociaż spróbować odjechać próbę toru. Z drugiej strony wielokrotnie powtarzano, że o tym powinni decydować sędzia oraz komisarz toru, bez polemiki z zawodnikami. W niedzielę najpewniej postawiono właśnie na takie rozwiązanie.
- Od lidera oczekuje się więcej. Coraz częściej trudno nie odnieść wrażenia, że Kacper Woryna w zawodach drużynowych, a Kacper Woryna w turniejach indywidualnych, to dwie różne osoby. Jeszcze niedawno 28-latek awansował do Speedway Grand Prix 2026. W niedzielę potrafił wygrać tylko jeden bieg i to przeciwko fatalnemu Paluchowi oraz słabemu Jabłońskiemu.
Kapitan Krono-Plast Włókniarza z seniorów Gezet Stali pokonał wyłącznie Andrzeja Lebiediewa. To tak naprawdę mówi samo za siebie. Od lidera zespołu w tak ważnym spotkaniu oczekuje się zdobyczy co najmniej 10-punktowej. Wobec przeciętnej postawy Woryny częstochowianie wygrali zaledwie 48:42 z gorzowianami i przed rewanżem mają się o co martwić. Dwumecz o utrzymanie poważnie zagląda im w oczy.
Plusy przyznaje Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty:
+ Wychowanek Motoru z medalem międzynarodowej imprezy rangi mistrzowskiej. Przez ostatnie lata wielokrotnie drwiono z lubelskiego klubu, że ten nie potrafi wychować żadnego solidnego juniora. Ostatnie dni spowodowały, że te słowa trzeba wycofać. Bartosz Jaworski, najpierw zaprezentował się solidnie w półfinale PGE Ekstraligi, a dzień później wywalczył złoto Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów U19. W obu tych zawodach imponował i można już czekać z niecierpliwością, jak potoczy się jego kariera w kolejnych latach.
+ Bohater Moonfin Malesy. Sebastian Szostak od początku tego roku nie popisywał się dobrą dyspozycją. Brakowało mu większej liczby zawodów, a co za tym idzie, pewności siebie. Ostatnie tygodnie były już jednakże lepsze, a w niedzielę odjechał jeden z najlepszych meczów w swoim życiu, inkasując 12 "oczek" oraz jeden bonus. 21-latek nie tylko świetnie startował, ale wspaniale prezentował się również na dystansie. Wydaje się, że do dobrej formy wrócił na stałe, czego pilnie potrzebowała ostrowska drużyna. Zresztą średnia 2,15 punktu na jeden bieg w ostatnich pięciu konfrontacjach mówi sama za siebie.
+ Przebudzenie Andersa Thomsena. W meczu Włókniarza ze Stalą słabo spisał się Woryna, lecz za to wręcz perfekcyjny występ zaliczył Duńczyk. 31-latek niemal od początku sezonu miał spore problemy. Niektórzy wręcz wypychali go z gorzowskiego klubu. Ten jednak według różnych informacji miał przedłużyć kontrakt, a niedługo później zainkasował 17 punktów w sześciu startach. Gdyby nie on, gorzowianie mogliby się już zacząć martwić o rezultat dwumeczu. A tak, mają sporą szansę na zakończenie sezonu już w tym tygodniu.
+ PRES Grupa Deweloperska. Kapitalne widowisko stworzyli w niedzielę torunianie oraz wrocławianie, choć rezultat wcale nie musi na to wskazywać. W końcu gospodarze wygrali aż 52:38. To spora zaliczka przed rewanżem. Oczywiście, ekipa z województwa kujawsko-pomorskiego niedawno przegrała na wyjeździe ze Spartą 34:56, ale trudno wyobrazić sobie, aby to się powtórzyło. Torunianie odjechali naprawdę fantastyczne zawody i są już blisko finału PGE Ekstraligi.
PS. Jakby zaliczył dobry wynik to byłby w kevlarze Orła ta tak dalej wałkujecie w Czytaj całość