Dużo się działo wokół Gezet Stali Gorzów w ostatnich dniach. Niestety - głównie rzeczy negatywnych. Po porażce z Krono-Plast Włókniarzem sytuacja zrobiła się bardzo nieciekawa, gdyż do utrzymania w PGE Ekstralidze potrzebowali zwycięstwa aż w dwóch dwumeczach. W piątek wykonali jednak milowy krok w kierunku pierwszego celu, pokonując Innpro ROW Rybnik.
Po niespodziewanym triumfie na Górnym Śląsku 51:39, tylko katastrofa mogłaby odebrać im zwycięstwo w dwumeczu i skazać na spadek już teraz. Aby być pewnym utrzymania, Stal musi jednak wygrać jeszcze jeden dwumecz - z drugą drużyną Metalkas 2. Ekstraligi. Niemniej w Rybniku gorzowianie pokazali wielką klasę.
ZOBACZ WIDEO: Nawet się nie zastanawiał. Wskazał osobę odpowiedzialną za kłopoty Włókniarza
- Skłamię, jeśli powiem, że byliśmy spokojni. Nie powiem, że spadł nam kamień z serca. Może na chwilę po meczu w Rybniku, ale cały czas jest nerwowo i musimy ścigać się pod dużą presją - mówił w pomeczowej mixed zonie Andrzej Lebiediew.
Kluczem do tak pewnego zwycięstwa był kapitalny początek. Goście już po pierwszej serii prowadzili 18:6. Taki obrót wydarzeń z pewnością uspokoił nastroje w boksach Andrzeja Lebiediewa i jego kolegów. Mieli rywala "na widelcu".
- To było nasze szczęście, że gospodarze byli trochę pogubieni od samego początku. My natomiast zbudowaliśmy bardzo komfortową przewagę już po pierwszej serii i to nas uspokoiło. Te pierwsze biegi dały nam ogromny komfort psychiczny i mogliśmy podejść do dalszej części spotkania spokojnie. Nie musieliśmy szaleć z ustawieniami. Tor też był w miarę wymagający do dopasowania, ale widać było, że głównie pierwszy łuk decydował. Trzeba było obrać ścieżkę, zamknąć płot i później podróżować optymalną linią. Wyprzedzanie było bardzo trudne - komentował zawodnik Stali.
A co o torze sądzą gospodarze, którzy kompletnie zawalili początek meczu? ROW miał ogromny problem ze startami, które seryjnie przegrywał, a na trasie niewiele mógł zrobić.
- Tor był trochę podobny do tego, co było przeciwko Zielonej Górze. Nie wiem, jaki problem ze startem mieli inni zawodnicy, bo ja też nie wyjeżdżałem super. W pierwszym biegu Andrzej mnie nałożył i później musiałem kombinować. Różnica była na pewno pomiędzy startem a jazdą na dystansie. Jeśli ktoś pierwszy wjechał w łuk i znalazł odpowiednią ścieżkę, to trudno było go wyprzedzić. Dobór ustawień był bardzo ważny - tłumaczył Gleb Czugunow na antenie Eleven Sports.
Jeśli rybniczanie wciąż myślą o utrzymaniu, muszą zdobyć w Gorzowie 52 punkty. To misja z gatunku niemożliwych, zwłaszcza że drużyna Piotra Żyto nie wygrała w tym sezonie żadnego meczu na wyjeździe. Gleb Czugunow w pomeczowej mixed zonie nie ukrywał, że będzie to zadanie niezwykle trudne. Trzeba jednak wyjść z twarzą z tej sytuacji.
- Będzie ciężko. Pięciu zawodników musi mieć dzień konia i wtedy można spróbować coś uratować. Wszyscy wiemy, jak to wygląda. Nie za bardzo mamy kim jechać. To jest bardzo, bardzo trudne wyzwanie, ale ja bym spróbował. Trzeba spróbować, bo po co innego tam jedziemy? Ważne też będzie, żeby wyjść z tego z twarzą i nie dostać 20 punktów w plecy - przyznał Czugunow.