Pojedynkiem Brady'ego Kurtza z Bartoszem Zmarzlikiem żyliśmy do ostatniego wyścigu cyklu Speedway Grand Prix, a o końcowym wyniku batalii o mistrzostwo świata zadecydował zaledwie jeden punkt. Choć Australijczyk ściga się na żużlu już ponad dziesięć lat, to wciąż uczy się tego sportu.
- Nie ma wątpliwości, że Bartek jest najlepszy - i miło jest czasem go pokonać. Oczywiście, cały czas go obserwuję, ale powiedziałbym, że to działa w obie strony - że on też patrzy na mnie. Ważne jest, by obserwować i uczyć się od wszystkich, nie tylko od Bartka, bo każdy ma swoje mocne strony - przyznał Kurtz w rozmowie ze "Speedway Star".
ZOBACZ WIDEO: "Nie czekałbym do końca roku”. Cieślak komentuje decyzję Protasiewicza
Dla 29-latka z Cowry był to debiutancki sezon w roli stałego uczestnika cyklu Grand Prix. Australijczyk w dziesięciu rundach - pięciokrotnie zwyciężał, dwukrotnie był drugi i raz trzeci. Żużlowiec odniósł się do kwestii punktacji w mistrzostwach świata.
- Podoba mi się obecny system. Jeśli chodzi o różnicę między pierwszym a drugim, można by ją minimalnie zwiększyć, ale góra do trzech punktów. Większa różnica byłaby zbyt duża - dodał.
Jednocześnie Kurtz powiedział, że nie podoba mu się jednak możliwość awansu zawodnika z dziesiątego miejsca po biegach zasadniczych do wyścigu ostatniej szansy, a później nawet wygrania rundy.
- To trochę kontrowersyjne, ale rozumiem oba podejścia. Podoba mi się, że dwójka najlepszych od razu wchodzi do finału. Ale dziesiąte miejsce awansujące do półfinału - to za daleko. Ciężko wszystkich zadowolić, ale jeśli sam będę dziesiąty, to pewnie będę zachwycony awansem! - dodał.