Liga będzie ciekawsza - rozmowa z Piotrem Świderskim, zawodnikiem Betardu WTS Wrocław

Piotr Świderski w sezonie 2009 był jednym z najskuteczniejszych zawodników pierwszej ligi. Wraz z Unią Tarnów wywalczył awans do Ekstraligi. W najwyższej klasie rozgrywkowej nie będzie jednak reprezentować barw "Jaskółek". Po trzyletniej przerwie popularny "Świder" wraca do Wrocławia. 26-letni zawodnik w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl deklaruje, że nie obawia się rywalizacji z najlepszymi.

Jakub Sobczak: Mógłbyś opowiedzieć o swoich przygotowaniach do sezonu?

Piotr Świderski: Przygotowuję się zarówno z drużyną, jak i indywidualnie. Mam swoje zajęcia i ćwiczenia, które wykonuję w domu. Trudno, żeby dwa czy trzy dni treningowe, które realizujemy we Wrocławiu, wystarczyły. Każdy musi dodatkowo robić coś samemu i ja też mam takie treningi. Natomiast z drużyną robimy wszystko, żebyśmy byli jak najlepiej przygotowani do sezonu. Na treningach zajmujemy się wydolnością organizmu oraz gibkością, powoli wchodzimy w szybkość i w treningi czasu reakcji.

Niedawno wróciłeś z Cetniewa, gdzie wraz z kolegami z WTS-u Wrocław przygotowywałeś się do sezonu.

- Na obozie z wrocławską drużyna mieliśmy generalnie takie treningi jak zazwyczaj. Trwało to wszystko dziesięć dni, mieliśmy dużą intensyfikację ćwiczeń. Myślę, że po paru dniach odpoczynku powinny pojawić się efekty pracy, którą wykonaliśmy w Cetniewie.

Ostatni sezon spędziłeś w Unii Tarnów. Da się porównać metody treningowe preferowane przez tarnowskich i wrocławskich trenerów?

- Trudno porównywać metody treningowe z Wrocławia czy Tarnowa. Każdy klub ma swoich trenerów, a ci z kolei swoje przemyślenia i doświadczenie. Generalnie podstawa jest ta sama, nieco różnią się może ćwiczenia, które przygotowują do sezonu. W zeszłym roku przygotowywałem się indywidualne, byłem tylko na obozie z drużyną, więc nie jestem w stanie powiedzieć, w jaki sposób pozostali ćwiczyli przez całą zimę. Myślę jednak, że tu nie ma czego porównywać.

Zimą trzeba zadbać nie tylko o kondycję, ale i o sprzęt. Jak to wygląda u ciebie?

- Przygotowania sprzętowe idą pełną parą. Czekamy na silniki. Na dniach pierwsze będą do nas zjeżdżały. Z ramami sprawy są już finalizowane, podwozia już praktycznie stoją gotowe. Pozostaje jedynie kwestia drobnostek, jak błotniki, czy kolorystyka, bo wiadomo, że to - podobnie jak kevlary - zawsze dopina się na końcu. Już zdecydowanie bliżej końca niż początku. Nie chciałbym rzucać nazwiskami odnośnie tunerów. Będę współpracował z tymi samymi ludźmi co w poprzednich sezonach. Byłem zadowolony z ich usług, także nic nie trzeba tu zmieniać.

Sporo kontrowersji narosło wokół nowych tłumików. Co o nich sądzisz?

- Trudno coś mi powiedzieć na temat tłumików, bo jeszcze ich nie testowałem. Praktycznie nikt nie jeździł z nimi po torze, więc nie jest łatwo wypowiedzieć się na ten temat. Ta sprawa mocno zwiększa koszty i to wiem na pewno. Ceny nie są niskie, wiadomo jak to wygląda, a zanosi się na to, że tłumiki trzeba będzie wymienić. Stare modele trzeba było zmienić po trzech czy czterech latach, kiedy już straciły homologację, albo zwyczajnie były zniszczone. Teraz trzeba wymienić wszystkie tłumiki i to jest duży koszt. Z kolei jak to będzie wyglądało, czy to będzie zmiana na lepsze czy gorsze - o ile w ogóle coś się zmieni - to wyjdzie dopiero w praniu.

Masz w planach podróż na południe Europy, by tam w lepszych warunkach pogodowych potrenować na torze?

- Na tę chwilę nie wiadomo, jakie będą warunki tuż przed startem sezonu. Mam możliwość wyjazdu, w zeszłym roku sezon zaczynałem w Krsko, bo u nas nie było pogody, tym bardziej, że miałem jeździć w Tarnowie, a w tym regionie kraju zima rzeczywiście długo trzyma. Zobaczymy jak to będzie wyglądało w tym roku, bo we Wrocławiu odbywa się przebudowa toru. Nie wiadomo jak szybko te prace się zakończa, może się trochę przeciągną. Poprzednie sezony zaczynałem w Anglii i tam też można było wcześniej pojeździć. Wyjazd na tor na południu można zorganizować w kilka dni i nie trzeba się tym martwić na zapas. Możliwości jest dużo, także na razie staram się o tym nie myśleć.

Wróciłeś do Wrocławia po kilku latach. Jak oceniasz atmosferę panującą w tym zespole?

- Znamy się z trenerem Cieślakiem już od kilku ładnych lat. Jego nazwisko jest bardzo cenione w polskim żużlu i to nie tylko przez zawodników jeżdżących we Wrocławiu, ale przez wszystkich. Żużlowcy w klubach się zmieniają i z tej ekipy, w której ja się ścigałem w WTS-ie nie ma obecnie nikogo. Niemniej jednak towarzyszą mi zawodnicy, z którymi bardzo dobrze się znam z codziennych startów w Polsce czy za granicą. Wszyscy dobrze się dogadujemy, byliśmy niedawno przez dziesięć dni zgrupowani. Atmosfera była bardzo dobra. Był humor, była ciężka praca, więc myślę, że powinno być dobrze.

Jak wygląda kwestia twoich startów w ligach zagranicznych?

- Na tę chwilę nie mam kontraktu w Anglii i na razie ten temat zostawiliśmy. Mamy Szwecję i Polskę. Zobaczymy jak to będzie z tymi startami, czy będę miał ich odpowiednią ilość. Mam zamiar pojeździć w Danii i poznać parę torów, więc również tam będziemy szukać startów. W zależności od terminarza będziemy na bieżąco orientować się jak to się będzie układało.

Zimą masz chyba trochę więcej wolnego czasu niż w trakcie sezonu. Jak go spędzasz?

- Nie powiedziałbym żebym miał więcej czasu. Jest bardzo dużo zajęć i przygotowań, a także mnóstwo spraw do załatwienia. Trzy dni w tygodniu jestem we Wrocławiu. Mamy po dwa treningi dziennie, a zatem czas jest szczelnie wypełniony. Zostaje poniedziałek i piątek, kiedy jestem w domu. Wtedy doglądam sprzętu i przygotowuję go. Odbywam też rozmowy ze sponsorami. Mam mnóstwo na głowie i niewiele czasu wolnego. Raptem byłem jeden weekend na nartach, a po sezonie udało mi się w listopadzie pojechać na dwutygodniowe wakacje. Dwa albo trzy dni spędziłem też nad morzem, na rybach. I tyle mojego. Praktycznie tylko listopad jest dla mnie, a od grudnia prawie cały czas trzeba poświęcić na przygotowania i sprawy sprzętowe.

To znaczy, że brak ci czasu na rozrywki typu słuchanie muzyki czy oglądanie filmów?

- Niestety tak. Czasu naprawdę mam bardzo mało, mocno go wykorzystuję i nie ma jakichś pustych luk, które można by poświęcić na rozrywkę. Jeśli już się pojawią, to bardzo sporadycznie i wtedy robię jakiś wypad do kina. Rzadko kiedy zdarza się możliwość zaplanowania jakiegoś dłuższego wypoczynku. Jeśli chodzi o muzykę, to nie mam ulubionych zespołów. Słucham tego, co aktualnie wpadnie mi w ucho.

Czy przed sezonem 2010 stawiasz sobie jakieś indywidualne cele?

- Jak najbardziej. Chcę nie tylko awansować do finału Indywidualnych Mistrzostw Polski, ale i odegrać w nich jakąś większą rolę. Moim celem na ten sezon jest podium w tej imprezie. Chciałbym też awansować do Grand Prix Challenge i tam powalczyć o awans do Indywidualnych Mistrzostw Świata na przyszły rok.

Jak oceniasz siłę wrocławskiego WTS-u?

- Myślę, że stać nas na dużo. Może nie jesteśmy pretendentem, bo kadrowo nie stawiają nas na równi z faworytami ligi. Niemniej jednak mamy swój zapał i sztab szkoleniowy. To wszystko powinno zaskoczyć i jeśli nie pojawią się problemy związane z kontuzjami i innymi tego typu kataklizmami, to WTS powinien pokazać się w najbliższym sezonie z dobrej strony.

Kto twoim zdaniem będzie najtrudniejszy do pokonania w tegorocznej Ekstralidze?

- Dużo się teraz pozmieniało i myślę, że liga będzie ciekawsza niż w zeszłym roku, bo generalnie wszyscy się wzmocnili. Zobaczymy jak to będzie, bo wyniki powinny być wyrównane i podobne w przypadku wielu zespołów. Za szybko na dywagacje kto ma największe szanse, bo to jest sport i wszystko się może zdarzyć.

Nie obawiasz się trochę przejścia z pierwszej ligi do najwyższej klasy rozgrywkowej?

- Jeśli bym się obawiał, to nie podpisywałbym kontraktu, prawda? Nie obawiam się Ekstraligi i nigdy się jej nie obawiałem. Tak jak już wielokrotnie powtarzałem: moje starty w pierwszoligowych klubach to nie był mój strach przed najwyższą klasą rozgrywkową, tylko celowe zamierzenie. Mój cel osiągnąłem, ktoś mnie zauważył. W wielu meczach pierwszej ligi pokazywałem się z dobrej strony. Miałem również kontakt z czołówką światową, bo w Szwecji czy w Anglii startowałem w najwyższych klasach rozgrywek. Dochodziłem do finałów Indywidualnych Mistrzostw Polski, także na pewno nie można powiedzieć, że obawiałem się Ekstraligi. Taki był cel, takie było moje zamierzenie i nie żałuję, że jeździłem w pierwszej lidze.

Czego można ci życzyć przed sezonem 2010?

- Przede wszystkim bezkolizyjnej jazdy, bo to jest najważniejsze. Nad resztą można pracować i coś osiągnąć, ale jeśli są kontuzje to jest "lipa".

Komentarze (0)