Michał Szczepaniak: Gdybym wiedział, że tak się stanie, to pewnie bym odpuścił

Bardzo pechowo dla Michała Szczepaniaka rozpoczął się tegoroczny sezon. Starszy z braci Szczepaniaków wobec słabszej dyspozycji Lee Richardsona, niespodziewanie na dłużej wskoczył do podstawowego składu częstochowskiej ekipy i na początku sezonu prezentował się z niezłej strony. Niestety, szyki "Szczepanowi" pokrzyżowała kontuzja, po której przez blisko trzy tygodnie będzie musiał odpocząć od żużla.

W wyniku karambolu w drugim biegu spotkania z Unibaxem Toruń, Szczepaniak doznał złamania łopatki, jednak co najważniejsze, szybko dochodzi do zdrowia - Jest dobrze, coraz lepiej. Najgorzej czułem się na drugi dzień po upadku. Byłem mocno poobijany, no i ta złamana łopatka dawała o sobie znać. Teraz muszę czekać i uważać, żeby przez przypadek czegoś nie naruszyć. Mam specjalny usztywniacz, który mogę zdejmować raz dziennie - po to, żeby ręka się nie zastała. Kilka dni trzeba go będzie jeszcze ponosić - mówi na łamach Gazety Wyborczej.

Jak na razie trudno oszacować, kiedy zawodnik "Lwów" ponownie wyjedzie na tor. Szczepaniak chciałby wystartować już 18 maja w ćwierćfinale mistrzostw Europy, jednak nie wiadomo, czy zgodę na to wyrażą lekarze - Trzy tygodnie - tyle trwa standardowe leczenie. Ja mam plan, żeby pojechać 18 maja w ćwierćfinale mistrzostw Europy. Czy się uda, to czas pokaże. Będę się konsultował z lekarzami w Ostrowie i Częstochowie, zobaczymy, co powiedzą - dodaje zawodnik.

Żużlowiec Złomrexu Włókniarza Częstochowa uważa, że nikt nie ponosi winy za upadek, po którym nabawił się kontuzji. Dodał, że takie rzeczy po prostu się zdarzają. - Kilka razy oglądałem w internecie, chciałem zobaczyć, jak do tego doszło. Trudno stwierdzić, czy ktoś ponosi winę za to, co się stało. Chyba nikt. Ze startu wyszliśmy równo, zjechaliśmy do krawężnika i zrobiło się bardzo ciasno. Na torze tak się zdarza. Żużel to sport kontaktowy. Tym razem doszło do kontaktu, jeden motor złapał drugi i mieliśmy poważną kraksę. Co mogłem zrobić, żeby uniknąć upadku? Nic, chyba tylko zamknąć wcześniej manetkę. Gdybym wiedział, że tak się stanie, to pewnie bym odpuścił. Uważam, że dobrze jest, jak jest. Wypadek był bardzo niebezpieczny, chłopakom praktycznie nic się nie stało, a mnie tylko tyle - kończy Szczepaniak.

Komentarze (0)