Joanna Wojtko: Czy istnieją jakieś obawy związane z organizacją Grand Prix?
Józef Dworakowski: Pomimo doświadczeń ubiegłorocznych, wydawać by się mogło, że już nie ma się czego bać. Jednak presja i strach są tak duże, wszystko chcemy zrobić, od A do Z, żeby wszystko wypaliło. Właściciel cyklu robi wszystko "pod telewizję" - są pewne standardy wypracowane latami przez BSI, z którymi nie możemy dyskutować. Prosty przykład: nie ma prezentera na płycie, co jest nie do pomyślenia w Lesznie.
Słyszałam, że nawet układ kroków podprowadzających jest ściśle określony, nie wspominając już o określonej wielkości butelek szampana.
- Brawo, bardzo dobre źródło informacji. Faktycznie wszystko jest zaplanowane, a to dla wymogów telewizji. Sto sześćdziesiąt stacji zakupiło retransmisje, wszystko jest robione by wyglądało świetnie.
Jednym, słowem organizacja jednodniowego GP jest trudniejsza od kilkudniowego barażu i finału DPŚ?
- Przy Pucharze Świata nie było takich dużych wymagań i nakazów jak dzisiaj. To bardzo dobrze, często powtarzam, że polski żużel musi się zmienić wizerunkowo. Dzisiaj praca z BSI i mocne trzymanie się standardów zaprocentuje. Te nakazy nie są złe czy głupie, ale dopiero się do nich przyzwyczajamy. Jeżeli posłucha się argumentacji, dlaczego ma być tak, a nie inaczej - ma to swój sens.
To jednak pierwszy raz z organizacją GP.
- Jest pewne napięcie. Wysoko postawiliśmy poprzeczkę, wstyd byłoby zawieść. Teraz telewizja się rozkłada i nie mruczą jak rok temu. Anglicy przyjeżdżają nie we wtorek, tylko w czwartek. Mają już do nas zaufanie i wiedzą, że wszystko będzie dobrze. Nie chcemy się ośmieszyć przed kibicami, a to bardzo mobilizuje.
Organizacyjna mobilizacja daje bardzo dobre efekty.
- Pełna mobilizacja. Jestem tak pewny, że wszystko wyjdzie pięknie. To co zrobił ten młody komitet organizacyjny, pod kierownictwem Irka Igielskiego, to tylko można pozazdrościć. Zwarci razem, z uśmiechem, widzą, że praca daje świetne efekty. Dworakowski im się czasem niepotrzebnie, czasem potrzebnie wtrąci, bo w niektórych
tematach, to mnie się słucha i szybciej pracuje. Ale zespół wykonał bardzo dużo wspaniałej roboty. Mogę być z nich dumny. Na pewno Leszno, okręg, województwo - nikt nie będzie się wstydził.
Wspaniały efekt można było przewidzieć już w ubiegłym roku, po organizacji DPŚ. Była to dla Leszna próba generalna przed GP
- I to była bardzo dobra rzecz. Przetarcie w organizacji imprez na wysokim poziomie. Myślę, że już od 11.05 będziemy mieć spokojną wizję na lata 2010-2012. Nie ukrywam, że jestem człowiekiem, który kuje żelazo póki gorące.
Teraz jednak wielu w Polsce ma chrapkę na przejęcie organizacji turnieju GP, a przecież w Lesznie jest doskonała współpraca z BSI, bardzo dużo włożono pracy organizacyjnej, także na rzecz dziennikarzy i kibiców. Tylko Was chwalić i liczyć na kolejne imprezy
- Bardzo miło to słyszeć. Pracujemy ciężko i długo, o tym się nie pisze. Kibic i dziennikarz ogląda finał ciężkich i długotrwałych prac tylko przez dwie godziny. Z mojej strony mogę serdecznie podziękować wszystkim, oby była pogoda i nikomu, żadnemu zawodnikowi się nic nie stało, wtedy będę zadowolony.
Typy na podium GP w Lesznie?
- Nie chcę tego mówić. Na dzień przed treningiem będą to Adams, Pedersenem, Andersen. A Polacy, życzyłbym sobie, żeby Krzysztof był w półfinale z Jarkiem. Jeżeli Ole Olsen pozwoli lać wodę, to możliwe jest wyższe miejsce dla Kasprzaka, ale wygra Adams. Mocno obsypujący się tor – to dużo do powiedzenia będzie miał Tomek Gollob. Każdy kto lubi jeździć "po dużym kole" ma prawo w Lesznie zrobić dobry wynik.
A co z kibicami?
- Gdybyśmy nie zatrzymali sprzedaży biletów przez Internet, już dawno zabrakło by biletów. Tego nie chciałem, bo jestem to winny zwłaszcza okolicznym mieszkańcom – tym ludziom naprawdę to się należy. Dzięki, dzięki, dzięki dla kibiców, którzy na dwa dni przed GP wykupili 17.000 biletów. Podjęliśmy decyzję zatrzymania 5.000 biletów na sprzedaż bezpośrednią, za to, że kibice są zawsze z nami, musieliśmy im wynagrodzić. Żeby wszystko ładnie wyglądało może wejść 25.000 kibiców.
Przy sprawach organizacyjnych małym zgrzytem była sprawa montażu telebimu, przypomnijmy, że umowę z wykonawcą podpisało Miasto. Dzień przed oficjalnym treningiem telebimu jeszcze nie było.
- Dla mnie jest to dziwne. Co to za wykonawca, który się nie boi kary? Więcej nie będę komentował.
Podczas turnieju będzie pan w loży honorowej?
- Będę wszędzie. Moim zadaniem jest podać rękę najważniejszym sponsorom, małym, dużym - nie tylko tych od GP. Dla mnie liczą się przede wszystkim ci, którzy pomagają przy lidze. Nie zapominajmy, że jeszcze w lipcu mamy półfinał mistrzostw świata, a na drugi rok GP - musimy zadbać o sponsorów. To ważne także dla kibiców.
Co jest najważniejsze dla prezesa Unii Leszno?
- GP jest to wyzwanie organizacyjne i chrapka dla kibiców, ale najważniejsza jest jednak liga. Tutaj jest adrenalina.